Cała władza w ręce magów!
Dawno temu czarodzieje byli kimś. Rządzili wyobraźnią tysięcy miłośników fantasy. Jeśli chodzi jednak o gry wideo, dawno nie miałem przyjemności spotkać się z magiem z krwi i kości. Czas to zmienić!
Strasznie podoba mi się stworzona na potrzeby Dragon Age: Origins wizja magów jako ściśle kontrolowanych przez kościół specjalistów od robienia bum. Ich moc stała się przyczyną uwięzienia. Ci, którzy nie chcą się podporządkować, są ścigani i tępieni. Ci, nad umiejętnościami których nie da się zapanować, zostają poddani procesowi mentalnej kastracji. Stają się warzywami zdolnymi do wypełniania podstawowych poleceń.
To pobudza wyobraźnię. Zacząłem się więc zastanawiać, kiedy ostatni raz miałem okazję zagrać naprawdę potężnym czarodziejem, którego moc stanowi główny temat i istotę gry?
Gandalf. Autor ilustracji: John Howe
Moje dzieciństwo miało dwóch brodatych bohaterów: mojego ojca i Gandalfa. Co prawda starszy Hildebrand nigdy nie miał tak bujnej brody, ale to właśnie on pokazał mi w pierwszej połowie podstawówki książki Tolkiena, więc uznaję to za remis.
Powiedzmy sobie szczerze: Mithrandir to ostateczny Czarodziej. Mądry, potężny, ze skłonnością do zapadających w pamięć gadek. Podobnie jak tysiące nastolatków na całym świecie, na pulpicie komputera miałem tapetę z ilustracji Howe'a. Aragorn mógł świetnie władać mieczem, Legolas strzelać z łuku, ale Gandalf ich wszystkich zjadał na śniadanie.
Książkowa miłość do magów trwała: Ged z Archipelagu, Belgarath od Eddingsa, ten-jak-mu-tam od Piekary i oczywiście Rincewind ze Świata Dysku. Przez całe moje dorastanie byłem otoczony czarodziejami wszelkiej maści i postury. Żaden z nich nie dałby się zamknąć w wieży Kręgu.
A jednak w świecie gier magowie i magia ostatnimi czasy traktowani są jak najbardziej... służebnie.
Autorzy Two Worlds II odrobili lekcję z czarodziejskiego stylu, system magii też był interesujący
Oczywiście, większość szanujących się gier fantasy pozwala graczom wybrać, czy chcą kierować zakutym w stal wojownikiem, czy biegającym w todze czarodziejem. Prawda. Ale co z tego, jeżeli główny nacisk jest i tak kładziony na moc, a nie magię? Przykład Dragon Age II pokazuje, że sami twórcy wolą reklamować grę Hawkiem machającym głupawą włócznią, niż Hawkiem w spiczastej czapce i laską z gałką.
Paweł Płaza w swoich wrażeniach z Dragon Age 2 pisał o braku czegoś, co nazywa "zachwytem z korzystania z arkanów magii". I jest to dokładnie to samo, co chodzi mi po głowie. Owszem, gry potrafią wygenerować śliczne kule ognia, błyskawice i demoniczne łapy z nicości, ale są to zaledwie efekty specjalne wywoływane guzikiem z napisem "wygraj starcie". W growej magii nie ma... magii. Poczucia, że jest się czarodziejem, a nie specjalistą od materiałów wybuchowych.
Magowie zajmują ważne miejsce w występujących w grach drużynach. Są tymi gośćmi, z którymi trzeba obchodzić się jak z jajkiem i odganiać wrogów, w nadziei, że w krytycznym momencie uda im się rzucić Szczególnie Potężny Czar Obszarowy, który zakończy walkę. Wszystko pięknie, ale jak pamiętam, z Gandalfem nie trzeba było się tak cackać.
Czekam na czarodzieja równie wkurzonego co Kratos. Gościa, który potrafi spalić wioskę za jedną krzywą uwagę na temat jego spiczastego kapelusza. Kogoś, kto łamie smokom kręgosłupy na śniadanie, na obiad wywołuje trzęsienie ziemi, a po kolacji zamyka się w swojej wieży i czyta książki w ekscytującej sekwencji QTE.
Kimś obdarzonego podobnymi umiejętności co Cole MacGrath z Infamous, tyle że w bardziej tolkienowskich dekoracjach. Skoro można zrobić grę opartą na ciskaniu różnymi błyskawicami, to nie widzę problemu, aby mogły być to też kule ognia lub sople lodu.
Wyrwijmy magów spod opiekuńczych skrzydeł wojowników. Pozwólmy im samotnie przemierzać wirtualne światy i przeżywać ekscytujące, widowiskowe przygody. Cała władza w ręce magów!
Konrad Hildebrand