Bycie superżołnierzem jest całkiem przyjemne. Przynajmniej w demie Crysis 2
Pograliśmy w wieloosobowe demo Crysis 2 i choć jest to naprawdę skromniutki wycinek pełnej gry, to pokazuje, że pomysł Crytek na zorganizowanie graczom wolnego czasu jest na tyle inny, że aż ciekawy.
28.01.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Zacznijmy, od przejrzenia dostępnych w demie elementów i krótkiego filmiku szkoleniowego, który wyjaśnia reguły panujące na tym szczególnym polu walki.
Zabójcze wdzianko Paweł Winiarski: Wiele sobie nie obiecywałem, ale jednak wkręciłem się demo Crysis 2 i czerpałem z niego sporą przyjemność. Gdyby tylko nie było problemów z wchodzeniem do meczy... Oprawa po tych wszystkich obietnicach delikatnie rozczarowuje. Jestem natomiast pozytywnie zaskoczony samą rozgrywką, która niesie ze sobą masę frajdy. Nie planowałem zakupu Crysis 2, ale teraz poważnie się waham. To mały powiew świeżości na okupowanej przez kolejne edycje tych samych gier, sieciowej scenie.
Tak, podobnie jak w kampanii, również w rozgrywkach wieloosobowych futurystyczny Nanosuit jest elementem pozwalającym nam na wyczynianie rzeczy, które w innych, mocniej stąpających po gruncie realizmu, grach nie są możliwe. To naprawdę cwana technologia, dzięki której bez specjalnego wysiłku wyskoczymy na kilka metrów w górę czy uderzeniem pięścią w podłoże spowodujemy śmiercionośną falę uderzeniową. Możemy również włączyć tryb Nanovision, który pozwala tropić ślady ciepła, ale tak naprawdę nie jest zbyt przydatny. To jednak dopiero początek możliwości
Kluczowe dla osiągania przyzwoitych wyników jest bowiem poznanie i właściwe wykorzystywanie trzech trybów, w których nasz pancerz może pracować. Podstawowe ustawienie to opcja Power, która (jeśli nie liczyć wspomnianych wcześniej popisów, nadludzkiego sprintu czy możliwości ślizgania się po ziemi) jest standardowym, najbardziej uniwersalnym trybem. Pozwala ona również na „naładowanie” potężnego ciosu kolbą, który z miejsca zabija pechowca, który przyjmie go na klatę. Nie jest to jednak zbyt praktyczne.
Drugi tryb przeznacza moc Nanosuit na silniejsze opancerzenie jego posiadacza. Na brzegach ekranu pojawia się wtedy siatka informująca nas, że jesteśmy chronieni przez dodatkowe warstwy. Nie ma jednak róży bez kolców - silniejszy pancerz spowalnia naszego żołnierza, warto więc wykorzystywać go, gdy jesteśmy pewni, że za chwilę znajdziemy się w krzyżowym ogniu lub sami zamierzamy zaatakować z ukrycia kilku przeciwników naraz. Dodatkowa osłona może pomóc przeżyć takie starcie, ale nie należy traktować jej jak chwilowej nieśmiertelności. Demo szybko uczy, że zabicie kogoś jednym strzałem udaje się rzadko, więc gracze nie odpuszczają, dopóki dla pewności nie wpakują w przeciwnika całego magazynku. Na taki ostrzał nawet wzmocnione tarcze nie pomogą.
Marcin Jank: Lubię mapy, na których można przygotowywać zasadzki, zachodzić przeciwnika, chować się w kącie czy przysiadać w krzakach. Arena dostępna w becie spełnia wszystkie te wymagania, a możliwości nanopancerza dodatkowo urozmaicają paletę dostępnych zagrań. Jedyna bolączka to taka, że częste zmiany ustawień kombinezonu w czasie wymiany ognia nie przychodzą łatwo i wymagają małpiej zręczności. Może to kwestia wprawy, a może element do poprawki?
Trzeci tryb pracy kombinezonu to Stealth. Nazwa zdradza w zasadzie wszystko - po wciśnięciu prawego bumpera włącza się prawie doskonały kamuflaż optyczny, prawdopodobnie podkradnięty Predatorom. Nie jest to pierwsza strzelaninka, która oferuje opcję dosłownego zniknięcia przeciwnikom z pola widzenia, ale wydaje mi się, że dostrzeżenie takiego żartownisia nigdy nie było równie trudne. Owszem, przy szybkim poruszaniu się widać załamania światła, ale utrzymanie „ducha” w celowniku to nie lada wyzwanie. Niewidzialność to potężna broń pozwalająca podkradać się do przeciwników nie tylko z tyłu, a zastawiane z jej pomocą zasadzki mają piekielną skuteczność.
Nie myślcie sobie jednak, że w związku z powyższym, po mapie ciągle biega dwunastu niewidzialnych, polujących na innych, żołnierzy. Korzystanie z umiejętności Nanosuit wyczerpuje jego zapasy energii, więc trzeba zawczasu zastanowić się, nad naszymi kolejnymi krokami i tym, jak wspomóc swój plan, odpowiednim wykorzystaniem dodatkowych możliwości. Dodatkowo otwarcie ognia w trakcie bycia niewidzialnym powoduje krótkie spięcie, które nie dość, że wyczerpuje całą energię, to jeszcze odrobinę dezorientuje gracza, czyniąc z niego łatwy łup. Możliwości oferowane przez kombinezon są ciekawe i bardzo pomocne, ale umiejętne korzystanie z nich w odpowiednich sytuacjach oddziela dobrych graczy od zafascynowanych nowinkami nowicjuszy.
Arena Obecnie w demie znajdziemy tylko jedną, jedyną mapkę - umiejscowioną na dachu nowojorskiego wieżowca Skyline. Piszę „obecnie”, ponieważ zaraz po starcie testów możliwy był także wybór drugiej - Pier 17, ale teraz najwidoczniej wyleciała z rotacji. Być może Crytek odda nam ją za jakiś czas.
Wojtek Kubarek: Multiplayer w Crysis 2 to połączenie najlepszych elementów z innych popularnych FPS-ów. Mamy małe, ciasne mapy znane z Modern Warfare, na których szybko i często się ginie. Niewidzialność i wzmocniony pancerz to umiejętności dobrze znane z serii Halo. Broń i samo strzelanie najbardziej przypomina mi z kolei Killzone 2. Zebranie wszystkich tych rzeczy do jednego worka dało bardzo ciekawy i unikalny efekt.
Jak sami widzicie, Skyline to w zasadzie kwadrat otwartej przestrzeni z podniszczonym budynkiem pośrodku. Mapka nie powala rozmiarami, ale oferuje kilka miejsc, w których można przetestować różne sposoby gry. W demie nie zabrakło bowiem standardowego podziału na klasy postaci.
Możemy wybrać zwykłego piechura, snajpera, zwiadowcę (z zabójczym shotgunem) czy operatora CKM-u. Po awansie na piąty poziom otrzymujemy również możliwość stworzenia własnej klasy i ulepszenia wyposażenia gadżetami, które zdobywa się za kolejne postępy w grze, zupełnie jak w ostatnich produkcjach spod znaku Call of Duty. Opcji jest mnóstwo, choć na potrzeby dema odblokowano ich żałośnie mało. Oprócz ulepszania arsenału, możemy wybrać również dodatkowe cechy naszego pancerza, które z kolei są kopią systemu perków z wiadomej gry. Wady, zalety i zbalansowanie tego systemu będziemy mogli oceniać dopiero w pełnej wersji, bo jak na razie zostaje nam czytanie opisów niedostępnych w demie nagród.
Niewidzialny kotek kontra cybermyszka Pierwsze odczucie, które na dłużej towarzyszyło mi po rozpoczęciu zabawy, to lekka toporność. W kwestii szybkości i dynamiki akcji Crysis 2 nie ma startu do Black Ops, Halo: Reach czy Bad Company 2. Tyle że dla mnie bynajmniej nie jest to wada.
Kilka chwil zajmuje przyzwyczajenie się do możliwości i ograniczeń Nanosuit, ale gdy przełączanie się pomiędzy trybami, w zależności od sytuacji, weszło mi w krew, naprawdę poczułem się we wspomaganej technologicznie „skórze” bardzo, ale to bardzo komfortowo. Wolniejsze tempo rozgrywki, więcej czajenia się i prób wzięcia przeciwników z zaskoczenia idealnie wpisują się bowiem w mój styl gry i lekki przesyt tytułami nastawionymi na hiperaktywnych nastolatków. Bardzo opłaca się również podstawowa współpraca w ramach, liczącego maksymalnie 6 osób, oddziału. Jeden wymiatacz nie przeważa tu automatycznie szali zwycięstwa, bo zabicie przeciwnika jednym strzałem czy nawet krótką serią nie jest łatwe, a więc będący w pobliżu partner ma szansę uratować nam skórę, albo przynajmniej pomścić.
Docenia się to zwłaszcza w drugim trybie dema - Crash Site. W przeciwieństwie do drużynowego deathmatchu, polega on na zdobywaniu i obronie pojemników, zrzucanych w różne miejsca mapy przez obcy statek. Skyline ze swoją prostą architekturą nie wydaje się idealną mapką do takiej zabawy, bo prędzej czy później i tak dochodzi do rzezi, dlatego liczę na powrót Pier-17 do demka. Tamta lokacja była większa i oferowała ciekawsze miejsca, o które można by się bić.
Następnym zapożyczeniem z Call of Duty jest nagradzanie gracza za eliminowanie kolejnych przeciwników bez zginięcia. Musimy tylko pamiętać o podnoszeniu upuszczanych przez nich nieśmiertelników. W demie bonusy są bardzo standardowe, w zależności od liczby blaszek, możemy przeskanować mapę radarem, uderzyć w wybrane miejsce laserem czy też nasłać na przeciwników uzbrojony statek powietrzny. W udostępnionej mapce w żaden sposób nie zaburzało to balansu, bo jest ona na tyle mała, że co chwila wpada się na przeciwników i trudno wyżyłować wynik.
Szkoda, że w demie nie udało się zapanować nad technicznymi problemami, które przecież muszą towarzyszyć darmowej możliwości przetestowania multiplayerowej wersji próbnej jednego z potencjalnych hitów 2011 roku. Samo przebrnięcie przez potrafiące ciągnąć się w nieskończoność wyszukiwanie meczu nie oznacza jeszcze, że uda nam się dołączyć do zabawy. Równie dobrze po chwili możemy obejrzeć komunikat o utraconym połączeniu. Nawet ekran ładowania planszy (ze świetną, orkiestrową muzyką) nie daje tej gwarancji, bo nawet jeśli to nie my będziemy mieć pecha, to zapewne któryś ze znajomych albo wyleci z gry, albo zaliczy klasyczny zwis, po którym zostaje jedynie wyjście z dema i odpalenie go ponownie. W takich okolicznościach naprawdę nie powinniście słuchać ludzi narzekających na grafikę, bo ilość przekłamań, doczytujących się na naszych oczach tekstur i obiektów wskazuje, że do wersji finalnej jest temu kawałkowi kodu bardzo daleko.
Potencjał? Jest! Demko Crysis 2 ściągałem bez entuzjazmu, bo na każdym kroku słyszę, od osób, które wcześniej możliwość przetestowania produkcji Cryteku, że gra będzie nudna. I wiecie co? Jeśli to jest ta „nuda”, to ja jestem na tak. Wolniejsze tempo akcji bardzo mi pasuje, a możliwości Nanosuit prowadzą do ciekawych akcji, które (gdy wyjdą) sprawiają mnóstwo frajdy. Demo jest technologicznym koszmarkiem i oferuje bardzo wąski garnitur atrakcji, ale jeśli w pełnej wersji przybędzie ich proporcjonalnie do zablokowanych obecnie opcji, to na pewno spędzę sporo czasu na zabawie w żołnierza przyszłości. Nie wróżę Crysisowi bicia rekordów sieciowej popularności obok Call of Duty czy kolejnego Battlefielda, ale swoją innością z pewnością zasłużył na moją uwagę.
Maciej Kowalik
Pierwszy Crysis mnie pokonał. W zasadzie pokonał mój komputer, bo nie dałem rady ustawić wszystkiego tak, by wyglądało świetnie i działało płynnie. Taki widać urok grania na PC - dlatego właśnie ucieszyłem się na wieść o konsolowej części drugiej. Wiele sobie po niej nie obiecywałem, bo sieciowo na konsolach rządzi Halo: Reach, Bad Company 2 i Black Ops. Okazało się jednak, że wkręciłem się w zabawę zwaną demo Crysis 2 i czerpałem z niej sporą przyjemność (tak ja, jak i moje ratio). Gdyby tylko nie było problemów z wchodzeniem do meczy. Ale do rzeczy - oprawa nie rzuca na kolana i po tych wszystkich obietnicach delikatnie rozczarowuje. Jestem natomiast pozytywnie zaskoczony samą rozgrywką, która niesie ze sobą masę frajdy. Nie planowałem zakupu Crysis 2, ale teraz poważnie się waham. To mały powiew świeżości na okupowanej przez kolejne edycje tych samych gier, sieciowej scenie.