Bury Me, My Love - recenzja. Pisz do mnie codziennie
Niełatwa historia opowiedziana bardzo współczesnym językiem.
10.01.2019 15:07
Bury me my love opowiada o losach Nour, Syryjki, która opuszcza rodzinne Homs i ucieka przed wojną do Europy. Na miejscu zostaje jej mąż, który jednak planuje wkrótce do niej dołączyć.
To kolejna po Obra Dinn czy Minit produkcja, w której środek wyrazu wykorzystany jest idealnie, a prosta mechanika nie zostaje przytłoczona wodotryskami. Cała akcja odgrywa się na ekranie telefonu, w komunikatorze przypominającym Whatsappa (nawet emotki są te same). Sporadycznie dostajemy zdjęcia, ale nie mamy wpływu na to, kiedy się pojawią. Po prostu klikamy na ekran, by zaakceptować treść wpisywaną przez Majda.
Platformy: PC, Switch
Producent: The Pixel Hunt, ARTE France, FIGS
Wydawca: Playdius / Plug in Digital
Data premiery: 10.01.2019 (25.10.2017 iOS/Android)
Wersja PL: Nie
Wymagania sprzętowe: Windows 7 - 10, Intel Core 2 Duo, 4 GB RAM, karta grafiki Intel HD, 250 MB HDD
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Obrazki pochodzą od redakcji.
Wybór dotyczy natomiast porad, których Majd udziela żonie. Wsiąść do autobusu, czy skorzystać z okazji, o której mówił obcy? Pomóc dziewczynce zagubionej na ulicach zbombardowanego miasta, czy podrzucić ją pierwszej lepszej osobie? Majd pilnuje finansów Nour, możemy przypomnieć jej, że według naszych rachunków nie stać jej na długi lot samolotem. Możemy zaakceptować kradzież, której się dopuściła, albo naciskać, by odszukała właścicielkę i ją przeprosiła.W wersji na urządzenia mobilne (pojawiła się w październiku 2017 roku) konwersacja z Nour odbywała się w czasie rzeczywistym - jeśli kobieta nie odzywała się przez dzień w świecie gry, tyle samo trwała cisza w naszym. Myślę, że dodatkowo wzmacniało to uczucie niepokoju, ale z drugiej strony - mogło też wybić z historii. W wersji pecetowej zamiast tego z przerażeniem obserwujemy przesuwające się wskazówki zegara.Bywa, że Nour nie odzywa się, bez podania przyczyny, przez wiele godzin. A potem nagle wysyła kilka płaczących emotikonek. Na nasze pytanie, co się stało, miota się i rzuca ogólnikowe "To straszne" oraz "Nie dam dłużej rady". Albo rzuca, czekając na przystanku autobusowym: "O nie, przyjechali jacyś dziwni goście. Mają broń", po czym milknie. Współodczuwam wtedy z Majdem, rozumiem jego wściekłość połączoną z obezwładniającym smutkiem. Mam ochotę - i Majd też, jestem tego pewna - krzyknąć "Wyduś to z siebie, kobieto, mów, co się stało, bo ja tu od zmysłów odchodzę!".Ale z drugiej strony wiem, że nie taka jest moja rola. Ja mam być ostoją i głosem rozsądku, doradcą i informatorem (Majd ma dostęp do internetu). Kiedy Nour wpada w marazm, muszę ją z tego stanu wyciągnąć. A kiedy waha się, obezwładniona natłokiem wydarzeń, muszę pomóc jej w dokonaniu wyboru. Biorąc na siebie konsekwencje moralne, bo cała reszta spadnie na nią.A tych dowiadujemy się tylko z relacji Nour. Skrótowych, jak to w typowym komunikatorze, podanych ogólnikami, z emotikonami i błędami (wynikającymi z wrednej autokorekty albo pośpiechu). To wyszło naprawdę bardzo realistycznie i szczerze, przynajmniej w wersji angielskiej.Jest kilka powodów, dla których należy przejść Bury me my love kilka razy. Po pierwsze, ze względu na różne trasy, którymi podróżuje Nour. Podobnie jak w Detroit, bardzo kusiło mnie podjęcie za drugim podejściem zupełnie innej decyzji i sprawdzenie, co się wydarzy.Ale mnie ciekawiły też szczegóły na temat życia bohaterów. Nigdzie nie znajdziemy biografii czy archiwum wcześniejszych rozmów, sprzed podróży Nour. Z biegiem czasu domyślamy się profesji bohaterów, zainteresowań i podejścia do takich kwestii jak np. religia. W paru miejscach czułam delikatne napięcie towarzyszące rozmowom na tematy wiary, a potem okazało się, że Majd jest praktykującym muzułmaninem, zaś jego żona - nie za bardzo. Ona jest osobą skorą do szybkiego działania, podczas gdy on ma spokojne usposobienie. I te słodkie sceny towarzyszące ich przekomarzaniu się - to, w jaki scenarzysta ujął uczucie panujące między małżeństwem na etapie cementowania się związku. Coś pięknego.Dodam też, że poszczególne rozgrywki mogą się znacznie różnić pod względem czasu przejścia. Za pierwszym razem skończyłam grę po 1,5 godziny, a za drugim zajęło mi to prawie dwa razy tyle.
A jaka jest historia pod względem natężenia emocjonalnego i fabuły? Nie da się ukryć, że to trudny temat, ale autorom udało się go przedstawić w sposób pozbawiony taniego dramatyzmu, właśnie dzięki temu, że obserwujemy rozmowę między dwójką ludzi, a nie relację dla większej liczby ludzi, która ma na celu wywrzeć na nich odpowiednie wrażenie. Nour i Majd wiedzą, na co się decydują, znają klimat polityczny panujący w Europie - więc go nie omawiają. Nie brakuje tutaj słów pełnych goryczy, ale nie czujemy w nich patetyczności. Czasami przeszkadza tylko muzyka, której pierwsze nuty stanowią zapowiedź wydarzenia - mogłoby jej w ogóle nie być.Nour i Majd zdają sobie sprawę, że ich historia, jakkolwiek dramatyczna, nie jest wyjątkowa - nie widzą powodu, by wykrzyczeć ją innym, zamykają ją w swoim własnym dwuosobowym świecie. Bo kto by nadawał w wiadomościach informacje o jednym z setek tysięcy imigrantów, którzy próbowali przekroczyć granicę z Węgrami? Albo o kolejnej łodzi, próbującej dobić do brzegów Grecji? Tych historii są setki - jakkolwiek strasznie by to nie zabrzmiało, przyzwyczailiśmy się do nich, a suche statystyki zacierają w nich to, co najważniejsze, czyli los zwykłego człowieka. A Bury me my love pozwala właśnie przyjrzeć się takiej pojedynczej historii. I dlatego to tytuł, który trzeba poznać.