Bulletstorm: świat pokochał polską grę
Do polskich produktów eksportowych, obok oscypka, wódki i muzyki Chopina spokojnie dopisać można Bulletstorm, grę warszawskiego studia Peopla Can Fly.
23.02.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:46
Wszyscy czekamy na polskie sukcesy. Pamiętacie małyszomanię? To przykład najbardziej skrajny: parę lat temu nagle okazało się, że Polacy szalenie interesują się sportem, który - umówmy się - obiektywnie rzecz biorąc jest nudnawy i raczej niszowy. Zresztą, co tam Małysz. Wystarczy, żeby Marcin Gortat zaliczył double-double, żeby sportowe serwisy informacyjne miały gotową wiadomość dnia. Sport to zły przykład? Proszę bardzo, może być inny - choć konkurs Eurowizji nie ma już dziś żadnego prestiżu i wszyscy się z niego śmieją, informacja o tym, które miejsce zajęli w nim Polacy (choć tu o sukcesie raczej nie ma mowy...) nadal jest dla ogółu społeczeństwa interesująca. A pamiętacie "Katedrę" Bagińskiego? Nagle okazało się, że mocno metaforycznym, krótkometrażowym filmem animowanym zainteresowana jest nawet Pani Marysia ze sklepu spożywczego obok. W końcu dostał nominację do Oscara.
Czy Pani Marysia zainteresuje się także Bulletstormem? Z jednej strony to tylko "głupia gra". Ale z drugiej - hej, zrobili ją Nasi. A Oni, znaczy się Świat, mówią, że to jedna z najlepszych gier ostatnich miesięcy. Coś jest na rzeczy, czyż nie?
Oczekiwania w stosunku do Bulletstorma były duże. Pierwsze informacje o grze, zwiastuny czy też pokazy wersji przedpremierowych również napawały optymizmem. Bulletstorm zapowiadał się na niezwykle interesującą, dynamiczną, brutalną (ale w sposób tarantinowski) grę akcji. Fakt faktem nie wszystkim ta przerysowana przemoc przypadła do gustu: amerykańska telewizja Fox News zrobiła wokół tego nawet małą aferę, która jednak wzbudzić mogła co najwyżej uśmiech politowania. Tak, Bulletstorm wypaczy umysł dziewięciolatka. Dlatego to gra tylko dla dorosłych. Koniec historii.
Psy szczekają, a karawana jedzie dalej. Udostępniona wszystkim chętnym wersja demonstracyjna gry wzbudziła powszechny entuzjazm. Sam także, trochę wcześniej, po ostatniej konferencji Electronic Arts, na której grę przedpremierowo pokazywano, pisałem, że tego się nie da zepsuć.
No i nie dało się. Oficjalna premiera Bulletstorma jest zaplanowana dopiero na piątek, ale w sieci już pojawiło się mnóstwo recenzji (a tak po prawdzie, to niektóre sklepy już ją sprzedają...). U nas jej autorem był Konrad Hildebrand, który, wystawiając piątkową ocenę (w sześciostopniowej skali), nie szczędził grze pochwał:
Twórcy Bulletstorm jak najbardziej poważnie podeszli do stworzenia zupełnie niepoważnej, po prostu zabawnej gry. Bez traktowania gracza jak debila, bez napinania się nie wiadomo na co, zupełnie szczerze i otwarcie gra oferuje stuprocentową frajdę. To nie jest produkcja, która spodoba się wszystkim. Ludzie będą narzekać na przemoc, przekleństwa i to, że jest to "tylko strzelanka". Ale w ramach konwencji, Bulletstorm jest pulpą najwyższej próby. No dobrze, ale to, Polacy, tak? Nie jesteśmy obiektywni, prawda (jesteśmy, ale trzymajmy się konwencji)? A świat, co z tym światem? Czy świat kocha polską grę?
Spokojnie, kocha. Na serwisie metacritic, który zajmuje się katalogowaniem wszystkich możliwych recenzji (niestety, tylko anglojęzycznych) różnych dzieł kultury (w tym gier) i wyciąganiem z nich średniej, Bulletstorm jest jedną z najlepiej ocenianych w ostatnim czasie gier. W wersji na konsolę Xbox 360 średnia ocen wynosi 85 na 100 (pod uwagę wzięto 23 recenzje. Na pozostałych platformach sytuacja wygląda praktycznie identycznie, choć ocen jest mniej). Na opartym na tej samej zasadzie serwisie Gamerankings liczba ta również oscyluje w okolicach 85 procent.
Najbardziej entuzjastyczny w ocenie jest na razie serwis Games Radar, który przyznał polskiej grze maksymalną ocenę i opisał ją jako kolejny krok milowy w rozwoju strzelanek, po Quake 3, Half-Life 2 i Portal. Inni zachodni recenzenci również nie szczędzą Bulletstormowi pochwał. "Powiewem świeżego powietrza" nazywa go Strategy Informer. "To niezwykle zabawne, nowatorskie podejście do gatunku pierwszoosobowych strzelanek, którego nie sposób zignorować", pisze Destructoid, przyznając grze 9/10 punktów. "To gra, przy której będziecie śmiać się tak mocno, aż dostaniecie czkawki" - to już Eurogamer, który zwraca jednak uwagę także na złożoność i rozbudowanie Bulletstorma.
Oczywiście zdarzają się także oceny mniej entuzjastyczne. 1UP twierdzi, że Bullestorm "nie wie, co chce osiągnąć" i wystawia grze stopień B-, co metacritic przelicza na 67 procent. Recenzentowi Wired z kolei widocznie do gustu nie przypadło dość żołnierskie poczucie humoru twórców. Nazywa grę "najdłuższym dowcipem o penisie świata" i jest odrobinę zniesmaczony. Tak czy inaczej wystawia jej jednak 7 na 10 punktów, co ciągle jest bardzo dobrą oceną. Generalnie takie opinie są jednak rzadkością - zdecydowana większość jest bardzo pozytywna, o czym najlepiej świadczą wspomniane wcześniej średnie ocen.
Czy więc wspomniana na początku Pani Marysia zainteresuje się Bullestormem? Mimo wszystko szczerze wątpię. Gra wydaje się być jednak trochę zbyt przerysowana w swojej brutalności i przez to hermetyczna, by w świadomości ogółu zaistniała jako polski produkt eksportowy. Nie zmienia to jednak faktu, że tym produktem jest. Podsumowując ten sukces w stylu Bulletstorma można by powiedzieć tak: zajebiście.
Tomasz Kutera