Bulletstorm - recenzja

Kopnij przeciwnika w krocze i wepchnij na wielkiego kaktusa. Przyczep do następnego ładunek wybuchowy i zdetonuj nad głowami towarzyszy. Bulletstorm udowadnia, że z takich małych, życiowych przyjemności można zbudować pełnokrwistą grę.

Bulletstorm - recenzja
marcindmjqtx

Słowem kluczem do rozgryzienia produkcji People Can Fly jest "pulpa". W innych czasach i mediach, takie historie jak przygody Graysona Hunta kupowalibyśmy pod postacią komiksów lub wydrukowanych na lichym papierze książek w miękkich okładkach, ilustrowanych wizerunkami facetów z dużymi karabinami i piersiastych babek w opałach. Zwijane w rulon, chowane do tylnych kieszeni spodni pod niepozorną, budżetową formą skrywały dawkę prostej, niewymagającej rozrywki, która po prostu robiła dobrze.

I taki jest właśnie Bulletstorm.

Główne danie to system strzałów specjalnych, skillshotów, rzecz, która zachęca graczy do zabawy swoimi przeciwnikami i eliminowania ich w możliwie najciekawszy i najbardziej widowiskowy sposób. Im lepsza akcja, tym więcej punktów, za punkty można zaś kupić sprzęt i amunicję do wykonywania kolejnych strzałów i tak w kółko. Skillshoty są jednak integralną częścią mechaniki i bez nich nie byłoby po prostu Bulletstorm. Na początku myślałem, że to atrakcja, która wystarczy na pierwsze kwadranse, ale dziewięć godzin później, w finale, nadal sprawiała mi frajdę.

Cena skąpstwa System wymusza zupełne inne podejście. Dla przykładu: specjalny pocisk do strzelby kosztuje 1000 punktów. Zwyczajne zabicie wroga daje tych punktów jedynie 10. Nagle gracz zaczyna kombinować, co też musi zrobić, aby zakup mu się zwrócił i starczył na następny. To nie jest, co może zawieść niektórych, Painkiller 2 czy Serious Sam 3, gdzie radośnie mordowałoby się hordy wrogów bez większego zastanowienia. Choć akcja potrafi być równie intensywna, to przeciwników jest mniej i trzeba się zastanawiać, jaki sposób okaże się najlepszy, by zrobić komuś krzywdę. Zachęcanie gracza do sadyzmu mogłoby niepokoić, gdyby nie to, że przemoc została tutaj ujęta w porządny, niedający się ominąć nawias.

To, co mi się najbardziej podoba w grze People Can Fly, to fakt, że obok satysfakcjonującej mechaniki, udało się twórcom stworzyć wiarygodną i wciągającą historię, która idealnie wpasowuje się w ramy wyznaczone przez wspomnianą na początku pulpę. Główni bohaterowie wyglądają jak odrzucona obsada Gears of War. Są kolejnymi mięśniakami z karabinami, jakich wielu w tej branży, ale dla odmiany, oni doskonale zdają sobie z tego sprawę. Twórcy wielokrotnie naśmiewają się z różnych gatunkowych zagrywek i wytartych motywów, robiąc to nieco bardziej subtelnie niż wynajęta agencja reklamowa w pastiszowej grze Duty Calls.

Kapitanie, mój kapitanie Grayson Hunt jest byłym wojskowym, który po popadnięciu w konflikt ze zbrodniczym przełożonym, wraz z kolegami z oddziału wybrał los kosmicznego pirata. Pewnego dnia ich losy z powrotem krzyżują się z generałem Serano, w rezultacie czego wszyscy razem lądują na planecie wypełnionej po brzegi krwiożerczymi mutantami, mięsożernymi roślinami i innymi paskudami. Zadanie jest proste: wydostać się z tego szamba, ale fabuła ma kilka interesujących zwrotów akcji, dzięki czemu przygodowa historia trzyma w napięciu.

Główny bohater jest jednym z tych głupkowatych buców, o których nie wiadomo, czy chce się od nich uciec, czy przytulić. Znajduje się gdzieś w połowie drogi pomiędzy Lobo a kapitanem Malcolmem Reynoldsem z Firefly. Razem z innymi bohaterami dostał bardzo dobrze napisane, celowo czerstwe dialogi, pełne wymyślnych i zabawnych przekleństw, które uwiarygadniają pulpowy charakter Bulletstorm. Co prawda fabuła zaczyna zgrzytać, gdy historia uderza w poważniejsze tony, nie przekonała mnie też postać Trishki, ale te zawahania nie psują ogólnego odbioru opowieści.

Echoo. Echoooooo Miałem okazję zobaczyć, jak Bulletstorm wygląda na kilku różnych ekranach, monitorach i platformach i na każdej prezentował się co najmniej bardzo dobrze. Wersja na Xboksa, z którą spędziłem najwięcej czasu, straszyła czasami niedoczytanymi teksturami, ale gra była płynna i po prostu ładna. Planeta, na której toczy się akcja, Stygia, to turystyczny eksperyment, który zakończył się spektakularną porażką inwestorów. Nieliczenie się z prawami pracowniczymi i środowiskiem doprowadziło do tego, że gracze mają okazję zwiedzać opuszczone kompleksy górnicze czy zdewastowane hotele. Ludzie z People Can Fly pokazują, że dobrze wiedzą, co zrobić, aby wycisnąć odpowiednią oprawę graficzną z wysłużonego silnika Unreal.

Tryb Echo, w którym gracze starają się zdobyć jak najwięcej punktów na wydzielonych z głównej kampanii etapach, przez kilka tygodni święcił triumfy na Xbox Live i PlayStation Network, za sprawą udostępnionego dema. W pełnej wersji plansz do śrubowania wyników jest ponad dziesięć i miłośnikom tak pojętej rywalizacji mogą dostarczyć sporo rozrywki.

Osobna sprawa to tryb anarchii, w którym maksymalnie czterech graczy współpracuje ze sobą, aby zdobyć jak najwyższy wynik podczas walki z kolejnymi falami wrogów. Jest to w gruncie rzeczy wariacja znanej od lat "hordy", ale w wydaniu bulletstormowym wygląda to tak, że przyczyną porażki jest częściej niewyrobienie się z limitem punktowym, niż śmierć z ręki złych ludków. Anarchia, jak zwykle, nie jest idealna. Gra w cztery osoby to czysty chaos, sami twórcy przyznają, że lepiej im się gra w dwie osoby, czasami okazuje się, że uganianie się w kwartecie za gromadą nieuchwytnych i zwinnych snajperów nie jest najciekawszą rzeczą pod słońcem.

Werdykt Gry od dawna zmagają się z opowiadaniem poważnych historii, jednakże większości z nich wychodzi to zupełnie niepoważnie. Twórcy Bulletstorm jak najbardziej poważnie podeszli do stworzenia zupełnie niepoważnej, po prostu zabawnej gry. Bez traktowania gracza jak debila, bez napinania się nie wiadomo na co, zupełnie szczerze i otwarcie gra oferuje stuprocentową frajdę. To nie jest produkcja, która spodoba się wszystkim. Ludzie będą narzekać na przemoc, przekleństwa i to, że jest to "tylko strzelanka". Ale w ramach konwencji, Bulletstorm jest pulpą najwyższej próby.

Konrad Hildebrand

Do dyskusji na temat Bulletstorm zapraszamy także na nasze forum.

Bulletstorm (X360)

  • Gatunek: strzelanina
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzje360electronic arts
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.