Brink, czyli kampania dla jednego gracza na niby

Brink, czyli kampania dla jednego gracza na niby

marcindmjqtx
23.08.2010 18:04, aktualizacja: 07.01.2016 15:56

Narzekaliście na krótki czas trwania trybu dla pojedynczego gracza w Modern Warfare 2? Drętwotę misji w Battlefield: Bad Company 2? Brink ma dla Was singla, który jest... trybem dla wielu graczy.

Twórcy ze Splash Damage od dawna wspominali o nowym, innowacyjnym, niesamowitym, ekscytującym etc. trybie dla pojedynczego gracza, który umożliwiałby innym osobom dołączanie do naszej gry w dowolnym momencie. Brzmiało to interesująco, choć mocno niejasno. Podczas gamescomowej prezentacji gry, Paul Wedgwood, szef projektu, mówił, mówił, stopniowo rozjaśniając sytuację, a gdy nad moją głową pojawiła się wreszcie żaróweczka i zapytałem:

Czyli Brink to po prostu zbiór normalnych drużynowych meczy połączonych fabułą? Odpowiedział:

Tak, dokładnie! Nie ma więc tu żadnej nowej filozofii. Rozpoczynając grę tworzymy postać, wybieramy pierwszą mapę i oglądamy filmik, w których główne role grają stworzone przez graczy awatary - rozmawiają ze sobą i generalnie wprowadzają w czającą się w Brink fabułę. Następnie toczy się najnormalniejszy w świecie mecz, a po jego wygraniu oglądamy kolejny filmik i przechodzimy do następnego pojedynku. Zostały one ułożone w ciąg przyczynowo-skutkowy, osobny dla obu stron konfliktu, który opowiada o kolejnych wydarzeniach w unoszącym się na wodzie mieście Ark. Po skończeniu kampanii wróci się do poszczególnych map nie raz, w końcu toczy się na nich właściwa sieciowa strzelanina.

Jeśli ktoś się spodziewał żywych przeciwników wcielających się w bossa na końcu etapu czy przychodzących z nagłą pomocą sojuszników, to musi się rozczarować. Z kolei osoby nastawiające się na kawał porządnej drużynowej strzelanki dostaną dokładnie to czego szukają, prosto od ojców Wolfenstein: Enemy Territory.

Muszę przyznać, że podczas krótkiej sesji z grą, zbyt krótkiej najwidoczniej, kompletnie nie zauważyłem tak mocno promowanego przez Splash Damage systemu S.M.A.R.T., czyli swobodnego i dynamicznego przeskakiwania z jednego elementu otoczenia na drugi, w stylu parkour. Zamiast tego natrafiłem na zupełnie zwyczajną mapę, z wąskimi korytarzami pomiędzy pordzewiałymi kontenerami. Być może to po prostu kwestia przyzwyczajeń z innych gier, ale nie czułem potrzeby odbijania się od ściany aby wskoczyć gdzieś tam wyżej - nie miałem do tego głowy, bo ciągle ktoś do mnie strzelał. A może system jest tak płynny, że nawet nie zwróciłem na niego uwagi?

Jedną z rzeczy, która tak mocno wciągnęła mnie w Battlefield: Bad Company 2 była świadomość, że jeszcze kilkaset punktów i odblokuje coś nowego, jeszcze trzy mecze i wreszcie będę miał ten upragniony karabin. Przez pierwsze tygodnie gry ciągle otrzymywałem jakąś nagrodę, a gdy prezenty się skończyły, moje zainteresowanie tytułem Dice mocno zmalało. W Brink rzeczy do odblokowania będzie mnóstwo.

Klasy postaci są cztery, nazwijmy je umownie medykiem, szturmowcem,  inżynierem i szpiegiem. Rola pierwszego jest oczywista: leczy i wskrzesza kolegów. Szturmowiec, poza operowaniem różnymi karabinami, podkłada ładunki wybuchowe, które może rozbrajać inżynier. Który z kolei może ulepszać bronie członków drużyny. Szpieg z kolei może przebierać się za pokonanych przeciwników i łamać szyfry na panelach kontrolnych. Jest tu kilka drobnych modyfikacji, ale każdy powinien odnaleźć bez trudu swoje miejsce, zwłaszcza, że każda z klas będzie mieć do wypełnienia specjalne zadania na polu walki, tak jak to miało miejsce i w ET.

Możliwości modyfikowania swojej postaci są, w porównaniu z grami konkurencji, olbrzymie: od wyglądu samego awatara, jego ciuchów, fryzury czy tatuaży, przez cały system umiejętności i zdolności, po dającej się modyfikować i ulepszać na wiele różnych sposobów broni. Dość powiedzieć, że każda została opisana przy pomocy ośmiu współczynników i można do niej doczepiać najróżniejsze celowniki, magazynki czy tłumiki.

Kolejne fanty są oczywiście nagrodami za zabijanie przeciwników, pomaganie kolegom z drużyny i wypełnianie krytycznych dla wygranej meczu zadań. Twórcy nie byli w stanie odpowiedzieć, ile mniej więcej odblokowanie wszystkich powinno zająć, ale myślę, że może mnie to wciągnąć na długo.

Podczas prezentacji mogłem zagrać na mapie pokazywanej na Gamescomie... w zeszłym roku. Strasznie podoba mi się przerysowana stylistyka postaci w grze, otoczenia są z kolei niezwykle szczegółowe i cieszą dopracowaniem - przynajmniej w wersji na pecetach, bo na takiej można było grać. Szczerze jednak pisząc, pomimo że Brink wygląda naprawdę znakomicie i tworzą go znający się na rzeczy ludzie, to grałem w niego zbyt krótko, aby uwierzyć, że gra będzie w stanie zawalczyć o serca graczy w świecie rządzonym przez Halo, Call of Duty i Battlefield. Na dodatek pokazywano To świeża marka, a ludzie nie lubią wydawać na takie pieniędzy, bez względu na to, jak bardzo są dobre.

Co mi się podobało:

  • oprawa graficzna
  • ilość modyfikacji broni i postaci

Co mi się nie podobało:

  • Grałem zbyt krótko aby wyrobić sobie zdanie o właściwej rozgrywce. Biegałem, strzelałem, ale po 15 minutach Brink nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle konkurencji

Do premiery wyznaczonej na wiosnę 2011 roku, zresztą przesuniętej o rok względem pierwszych zapowiedzi, zostało jeszcze trochę czasu, więc mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazje do bliższego zapoznania się z grą.

Konrad Hildebrand

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)