Brawlout - odpowiedź na milczenie Nintendo w sprawie switchowego Super Smasha

Kota nie ma w domu, to myszy harcują. Kojarzycie Brawlout (nie mylić z takim innym Brawlem)? To wariacja na temat Super Smash Bros. czy innego PlayStation All-Stars, którą można od kwietnia sprawdzić w steamowym Early Access. Teraz dowiadujemy się, że po pierwsze - w grze pojawi się grywalny Hyper Light Drifter (z no... z Hyper Lighta), a po drugie - Brawlout wyląduje jeszcze w tym roku na Switchu. Jak wiadomo, nie ma obecnie lepszej platformy do stacjonarnego multiplayera, więc sukces może przyjść tutaj łatwo. Ale przecież Nintendo patrzy i widzi. To dlaczego nadal nie zareaguje tak, jak powinno?

Generalnie wielkie N pięknie dba o swoje nowe dziecko - czy to kotletami z Wii U (które rzeczywiście mają sens), czy pozycjami premierowymi - ale tak sobie ogarnia imprezowy potencjał Switcha. O 1-2-Switch z litości nie wspomnę. Ale taki Mario Kart 8 Deluxe wyciągnął z mojej ekipy już prawie sto godzin. Bo to pozycja, którą można włączyć znajomym i wrócić do kreślenia recenzji (wybaczcie za to czasem, mordy). A gdzie następne banalne pewniaki? Rzeczy, które wciągną czterech graczy dzielących jedną kanapę? Gdzie jakieś bardziej dopieszczone Mario Party? No i gdzie, do kaduka, Super Smash Bros.?!

Właścicielom hybrydowej konsolki nie przeszkadzają remastery (Pokken, Mario Kart, entuzjazm otaczający plotki o Bajonetce). To równie dobrze mogłaby być wznowiona edycja odsłony for Nintendo 3DS / for Wii U (takie miała tytuły, serio), która łącznie sprzedała grubo ponad dziesięć milionów egzemplarzy na całym świecie. Jasne, że szykują zupełnie nową inkarnację serii, ale tutaj znowu należy wskazać Mario Kart - niewątpliwie produkowana "dziewiątka" nie przeszkodziła "ósemce" raz jeszcze w podbiciu listy największych hitów. Mam nadzieję, że Super Smash, niezależnie od swojej świezości, będzie jedną z głównych premier roku 2018.

A tymczasem inni deweloperzy mogą podwędzić Nintendo kawałek tego ciacha. Sądząc po materiałach z rozgrywki, Brawlout wcale nie ma się czego wstydzić.

Adam Piechota