Brave: The Video Game (Merida waleczna) - recenzja

Brave: The Video Game (Merida waleczna) - recenzja

Brave: The Video Game (Merida waleczna) - recenzja
marcindmjqtx
30.07.2012 13:49, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Przyzwyczailiśmy się już chyba do tego, że gry powstające na bazie filmów, czy to głośnych animacji czy letnich hollywodzkich blockbusterów, nie grzeszą jakością i padają ofiarą odcinania kuponów od danej marki. Merida waleczna nie tylko nie zmienia złego wizerunku "kinówek", ale jeszcze bardziej go utrwala.

Ocena 1/5 - Zapomnij! Fatalny wygląd, monotonna rozgrywka i schematyczna konstrukcja powinny odstraszyć od growej „Meridy walecznej” wszystkich, bez wyjątku.

Produkcja Disneya budzi skojarzenia z „Sorcery”, które recenzowałem na Polygamii w maju. Elementów wspólnych jest cała masa: między innymi celtycki, baśniowy świat, prosta fabułka ze złymi mocami i zwierzętami w roli głównej, rozgrywka opierająca się na strzelaniu i wykorzystywaniu żywiołów, konstrukcja poziomów, proste zagadki logiczne czy zbieranie złota i ulepszanie głównego bohatera. Niestety, „Merida” w większości powiela słabe strony gry o czarodzieju i nie dodaje od siebie nic wartościowego.

Czy to czołg? Czy to Rambo? Nie, to Merida Disneyowska gra jest u swych podstaw schematycznym i powtarzalnym twin-stick shooterem. Tytułowa bohaterka przemierza ze swym najważniejszym atrybutem - łukiem - korytarze przemalowane na las, jaskinie czy bagna i strzela do wszystkiego, co się rusza (można też używać miecza, ale dla mnie okazał się on niepotrzebny). Jedną gałką kierujemy rudowłosą dziewczynką, drugą strzelamy w dowolnym kierunku, a bumperami zmieniamy rodzaj strzały - na ognistą, lodowatą, wietrzną albo roślinną. I już.

W pierwszych minutach rozgrywki walczymy z kilkoma przeciwnikami naraz, ale szybko w pojedynkach zaczyna brać udział cała chmara wrogów. A każdy polega na dokładnie tym samym: przeciwnicy - pod postacią wilków, golemów, drzewców czy mrocznych ptaków - odradzają się w określonych liczbach na arenach i atakują nas z każdej strony, a my szukamy miejsca i dystansu, ani na moment nie zaprzestając strzelania z łuku niczym z karabinu maszynowego. Warto podczas starć zmieniać rodzaj strzał, bo dani przeciwnicy są bardziej wrażliwi na ich konkretne odmiany, ale w zasadzie każda walka ogranicza się do wpakowywania naokoło tylu strzał, ile się da.

I choć z początku walka może sprawiać jako taką satysfakcję, to gdy dotrze do nas, jak niezwykle jest ona płytka i oklepana, przez kolejne fale wrogów przebijamy się już bez żadnych emocji, z wyłączonym umysłem, wręcz mechanicznie. W „Sorcery” przy kolejnych starciach mogło przytrzymywać nas świetne wykorzystanie Move'a - „Merida” nie daje nic, co zachęciłoby nas do toczenia nieustających walk. Także ulepszenia, które możemy kupować za wypadające z wrogów monety, w najmniejszym stopniu nie odświeżają i nie odmieniają sposobu prowadzenia starć.

Sztampa goni sztampę Schematyczność i monotonia biją od całej gry. Walki porozdzielano sekcjami platformowymi, banalnie prostymi pseudozagadkami (m.in. naciskanie dźwigni i stawanie na platformy w określonej kolejności) oraz fragmentami, w których jako zamieniona w niedźwiedzicę matka Meridy rozbijamy na miazgę dziesiątki wrogów (tak, trudno to uznać za wielkie urozmaicenie). Czasem trzeba też wykorzystać odpowiedni typ strzały, by przejść dalej, np. spalić ognistym pociskiem zagradzający drogę krzak czy zamrozić fragment rzeki i przez nią przeskoczyć.

Rozgrywka jest wręcz szokująco przewidywalna, sztampowa i momentami archaiczna. Gdy zdobędziemy już wszystkie cztery rodzaje strzał, do zabawy nie dochodzą żadne nowe elementy i konstrukcja każdego poziomu przedstawia się niemal identycznie; w uproszczeniu tak: skakanie, walka, skakanie, walka, zagadka, walka, skakanie, walka jako niedźwiedzica, walka. A wszystko to odbywa się na wąskich, z góry narzuconych ścieżkach, z których można zboczyć tylko kilka razy, by otworzyć kuferek z mocniejszym łukiem albo zebrać więcej monet.

Nuda? O dziwo, nie do końca. Co prawda poszczególne składowe zostały wykonane bez żadnej pasji, zaangażowania i inwencji, ale twórcy zdołali rozłożyć je w na tyle dobrych proporcjach, że obcowanie z „Meridą” nie męczy. W zasadzie co 5 minut zmienia się mechanizm rozgrywki i mimo że wciąż przeplatają się te same elementy, to jednak trudno usnąć nad padem. Gdyby więc ktoś zmusił Was do zagrania w „Meridę waleczną”, to przynajmniej nie odczujecie bólu - doskwierać Wam może jedynie poczucie zmarnowanego czasu. Nie zmarnujecie go na szczęście zbyt wiele, bo gra Disneya na normalnym poziomie trudności trwa około 3 godziny. Tak skandalicznie krótki czas rozgrywki to też po części powód, dla którego trudno się tym tytułem zmęczyć.

Bolesne przenosiny w czasie „Merida waleczna” zdaje się czerpać rozwiązania jeszcze z poprzedniej generacji konsol. Dotyczy to nie tylko rozgrywki, ale też warstwy technicznej. Grafika wygląda nie jak z gry na PS3, ale PS2 - modelom postaci brakuje szczegółowości, piksele aż kłują w oczy, natomiast otoczenie w poszczególnych poziomach jest monotonne, brzydkie i pozbawione jakiegokolwiek uroku. Świetny klimat filmu, cały jego czar, pryska tutaj niczym bańka mydlana. Na domiar złego gra potrafi czasem zauważalnie zwolnić - przy tym poziomie wykonania spadki płynności są absolutnie niedopuszczalne.

W celtycki klimat pozwalają się troszkę wczuć nieźle dopasowana muzyka i rysunkowe scenki przerywnikowe. Niestety, utworów jest ledwie kilka i zbyt często się powtarzają, a stylowo wykonane scenki pojawiają się sporadycznie i nie przekazują w zasadzie żadnej treści, bo fabuła nie ma w produkcji Disneya najmniejszego znaczenia.

Werdykt W kinowym obrazie drzemał spory potencjał na stworzenie interesującej adaptacji growej. Odpowiedzialny za gry oddział Disneya poszedł niestety po linii najmniejszego oporu i dostarczył na rynek produkt sklejony naprędce w masowej fabryce - do bólu wtórny, maksymalnie szablonowy i pozbawiony jakiegokolwiek polotu.

Fatalny wygląd, monotonna rozgrywka i schematyczna konstrukcja powinny odstraszyć od growej „Meridy walecznej” wszystkich, bez wyjątku: fanów platformówek, fanów twin-stick shooterów, fanów filmu, a także dzieci.

Nie wiem, naprawdę nie wiem, komu mógłbym polecić tę grę, zwłaszcza przy tak krótkim czasie rozgrywki i cenie ok. 150 zł. Ale do kina jak najbardziej możecie się wybrać.

Ocena 1/5 - Zapomnij! (Ocenę 1 otrzymują gry, które są najzwyczajniej w świecie ZŁE. Mają mnóstwo błędów, są irytujące i beznadziejnie wykonane. Nie dotykać nawet kijem).

Data premiery: 17.08.2012 Deweloper: Disney Interactive Studios Wydawca: Disney Interactive Studios Dystrybutor: CD Projekt PEGI: 12

Grę do recenzji dostarczył dystrybutor. Testowano na PS3.

Adrian Palma

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)