Bound By Flame - recenzja
Bound By Flame wygląda jak przygotowane według podręcznika "Zrób swoje RPG". Ale w tworzeniu gier, podobnie jak w kuchni, dodanie niezbędnych składników, nie sprawi, że danie uda się perfekcyjnie.
11.05.2014 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mam sporo sympatii dla studia Spiders. Ich Of Orcs and Men albo Mars War Logs to nie były najlepsze gry świata. Przeciętne. Ale obie się jednak czymś wyróżniały, co widać nawet w tytułach: a to bohaterami, a to miejscem akcji. Widać było, że twórcy włożyli w nie serce, mieli pomysły. W Bound By Flame też to widać, ale brakuje takiego wyróżnika. Piszę tę recenzję, a w głowie obija mi się jedno słówko, w którym można by zamknąć te kilka tysięcy znaków: "bałagan". Można dodać "sztampa".
Z twarzy podobny zupełnie do nikogo Bound By Flame sprawia wrażenie, jakby twórcy chcieli zaczerpnąć coś z każdej popularnej ostatnio gry RPG i nie tylko. Zarys fabularny przywodzi na myśl "Grę o Tron" - oto armie nieumarłych nadchodzą z północy dowodzone przez Lodowych Lordów. Zima nadciąga. Niczym w Tolkienowskiem klasyku czoła stawią im połączone siły ludzi i elfów. Grupa magów w świątyni na górze szykuje zaś tajną broń. Niestety rytuał idzie nie tak i ognisty demon trafia do ciała jednego z ochraniających miejsce najemników. To bohater gry. Można mu wybrać płeć i imię, ale i tak wszyscy będą się do niego zwracać ksywą - "Vulcan". Rozumiem, coś trzeba było nagrać w dialogach, ale mnie to irytuje. Albo tworzę swojego bohatera i akceptuję, że nie jest tak dobrze wtopiony w grę. Albo - skoro twórcy chcieli, by był określonym bohaterem, niczym Geralt Wiedźmin - to należało takiego zrobić i nie bawić się w półśrodki. "Vulcan" razi mnie równie, jak powtarzane przez trzy Mass Efecty "Shepard!". Dobrze, że nie grałem kobietą.
Vulcan to ksywa. Najemnik pozostawia imię za sobą. To po co ja mu ładne wymyślałem?
Ale to już było, oj jak było
Skojarzeń z Wiedźminem 2 miałem zresztą więcej - tych fabularnych: bo jest tu i nieludzki bohater i wybory moralne, które musi podjąć; możliwość zaangażowania się w wojnę i poprowadzenia fabuły dwoma ścieżkami oraz związanych z tym zakończeń - choć nadchodzących zdecydowanie za szybko. A i skojarzeń związanych z rozgrywką nie brakło: pseudootwarty świat w formie korytarzowych lokacji; wspinanie w określonych miejscach, kamera nad ramieniem, zbieranie składników z potworów (nawet sakiewki na ziemi świecą podobnie), walka oparta na rytmie? Wszystko tu jest i zarazem jest łudząco podobne do gry CDP RED.
Są jeszcze towarzysze, prawie jak z gier Bioware. Typowi: grzeczna czarodziejka i niegrzeczna wiedźma, ułożony elfi łowca i barbarzyński wojownik z obcych krain. Z obowiązkowymi dialogami o życiu i wartościach wygłaszanymi takimi sobie głosami do niepasujących ruchów warg. A także zadaniami osobistymi polegającymi na pójściu i przyniesieniu oraz opcjami romansu dla płci obydwu. Galeria mało interesujących postaci - paradoksalnie najciekawszy jest ten, który trafi do drużyny późno i wcale nie wygląda na towarzysza. Wszyscy są jednak rażąco niekonsekwentni: młodej dziewczynie możemy zafundować największą tragedię w życiu, a i tak potem chętnie zostanie naszym kompanem. Seksowna wiedźma narzeka na to, że uwięziono ją w skąpym ubraniu, ale nigdy go nie zmienia.
Edwen - wygadana i całkiem ciekawa postać w głupim stroju. Chyba ktoś tu się zapatrzył na Morrigan z Dragon Age...
Można rzecz: nie porównuj tak, wszak wszystkie RPG podobne do siebie są. Owszem, nie porównywałbym, gdyby Bound By Flame miało coś, co ją wyróżnia. A nie ma - sprawia wrażenie kolażu z różnych znanych patentów. Głośno reklamowano konflikt najemnika z demoniczną istotą związaną z nim. Daje mu ona możliwość władania magią ognia oraz nowe umiejętności, ale stopniowo coraz bardziej dominuje nad ludzką stroną. Niestety ma to formę wyraźnie zaznaczonych miejsc, gdzie gra pyta "Czy dasz demonowi większą kontrolę?". Czarno-białe wybory: wciśnij przycisk, by stać się gorszym. Wpłynie to lekko na fabułę, z czasem bohaterowi wyrosną rogi, przez co nie może nosić hełmu, i zmieni się jego głos. Robi wrażenie, ale zmiana wyglądu to trochę mało, bym wczuł się w dualizm postaci. Już w starym Baldur's Gate 2 uwolnienie demonicznej siły powodowało utratę kontroli. Tu Vulcan może miotać kulami ognia i podpalać broń ile chce - dopóki gra nie spyta, jest tak ludzki, jak się narodził. Choć trzeba przyznać, że cały pomysł z demonem jest ostatecznie najoryginalniejszym patentem fabularnym w grze...
Am I demon? Am I evil?
Z kolei elementy wtórne wobec innych RPG są dodatkowo kiepsko wykonane. Dialogi np. próbują udawać poważne, ale umieszczono w nich zadziwiająco dużo przekleństw i czerstwych żarcików zupełnie nie licujących z historią świata dążącego ku zagładzie.
Lokacje są pustawe, ludzie stoją w tych samych miejscach, znikając tylko na noc, choć nie zawsze. Domy zamknięte są na głucho, a pojemniki, do których można zajrzeć, są nieliczne.
Zadania to właściwie wyłącznie bieganie po mapie za przedmiotami, które trzeba potem komuś dostarczy - i nie mówię tu o zadaniach pobocznych, dla których to typowe, ale o głównych misjach fabularnych. Część ma niejasne cele i gdyby nie znacznik na mapie, w ogóle nie wiedziałbym, o co chodzi. Jak np. zadanie ze znalezieniem biblioteki, który nie aktywuje się od razu, a dopiero pod pewnym warunkiem - szkoda, że nijak tego nie sygnalizuje, jedna linijka dialogu by wystarczyła.
Wczuj się w rytm, chyba że gra go zgubi Zgrzyta też walka. Oparta jest na dwóch stylach: wojownika i łowcy, które można rozwijać równolegle albo zostać mistrzem jednego. Łowca to szybkie sztylety, uskoki oraz wyłapywanie ciosów i ataki z ukrycia. Wojownik to dwuręczna broń, parowanie i kopniaki. Jakiego by nie wybrać, kluczowy jest timing - uniknięcie lub sparowanie ciosu w odpowiednim momencie pozwala na ripostę, która wytrąca przeciwnika z równowagi i pozwala zadać jeszcze cios: słaby, mocny lub mocniejszy chwilę ładowany. Rozwój każdego stylu daje niestety tylko pasywne modyfikatory, nie dochodzą żadne nowe ciosy. W efekcie z walki wychodzi naprzemienne i monotonne wciskanie bloku/uniku i ataku. W dodatku zablokowanie celownika na wrogu nie zawsze gwarantuje trafienie, postać potrafi wykonać sekwencję ciosów w innym kierunku albo zaciąć się na elemencie terenu. Albo zupełnie bez powodu zrobi kilka machnięć w miejscu, po czym doślizga się do przeciwnika. Albo z opóźnieniem zareaguje na wciśnięty guzik (od razu podłączcie pada, granie na klawiaturze jest okropnie niewygodne). To są ewidentne błędy, przez które parę razy przegrałem walkę. Animacje to zresztą osobna mała klęska: ciosy są bez mocy, a kolizja broni z obiektami nie zawsze działa - nigdy nie byłem pewien, jak blisko być muszę, by uderzenie trafiło. Bieganie wygląda jak jazda ciężarówką, Vulcan rozpędza się i skręca z równą gracją, choć doceniam nieograniczoną wytrzymałość, która pozwala szybko przemierzać znane już lokacje - da się nawet uciec wrogom.
Warto też wspomnieć, że im dłużej się gra, tym bardziej razi kiepski balans - łowca jest skuteczniejszy, bo szybciej zadaje więcej ciosów praktycznie blokując w miejscu przeciwnika. Nie nazwałbym tego taktyczną i zbalansowaną walką - jeśli najlepszym sposobem jest stosowanie w kółko tej samej kombinacji.
Szybkie ciosy sztyletami są zdecydowanie skuteczniejsze i płynniejsze niż powolne machanie bronią dwuręczną
Mało, wszystkiego mało Do dyspozycji są jeszcze czary, pułapki i kusza - pierwsze są raptem cztery, choć całkiem przydatne, ale notorycznie brakuje na nie many. Drugie są użyteczne głównie do przewracania wrogów, a do ostatnich ciągle brakuje amunicji. Surowców na nią, pułapki, mikstury many i życia, rozwijanie broni oraz złota na nowy oręż też ciągle brakuje. Lekki brak to wyzwanie - ciągły brak to frustracja zabijająca zabawę. Twórcy stworzyli satysfakcjonujący i rozbudowany system craftingu, ale trzeba się nieźle nabiegać i nazabijać odradzających się wrogów, by móc z niego korzystać. Mozolny grind to niekoniecznie to, czego szukam w nastawionym na opowieść RPG. Jak ona ma płynąć, gdy spędzam godzinę w ruinach czy na bagnach próbując uzupełnić wiecznie topniejący zapas mikstur? No i nieco bawi mnie, że głowicę albo jelec miecza mogę sobie zmodyfikować w środku walki.
Tworzenie nowych elementów broni i pancerzy wciąga, szkoda, że składników jest tak mało
Trudność vs frustracja Powtarzające się kilka typów wrogów ma tendencje do walenia mocno, a obrywania słabo i otaczania gracza zwartym kręgiem, co w połączeniu ze ślamazarnością i niedokładnością ciosów powoduje frustrację. Bound By Flame chyba miało być trochę jak Dark Souls, ale ma poważny problem z poziomem trudności. Pogratulować temu, kto zdecydował, że wraz z poziomami postaci nie zwiększa się życie i mana, a trzeba wykupić specjalne cechy, których jest śmiesznie mało. Są miejsca, gdzie szeregowi wrogowie zabijają gracza błyskawicznie, a im mniejsi, tym gorsi. Otaczają go tak gęsto, że nie da się ich uniknąć, a nikt nie pomyślał o opcji turlania. Zaskakująco często się ucieka, na co wróg reaguje regeneracją całego życia. A z drugiej strony są walki z bossami, którzy okazują się zaskakująco prości. Niby trzeba zapamiętać ich ataki, ale mają ich trzy na krzyż i cała walka to mozolne powtarzanie kilku sekwencji, aż długi jak Mur Chiński pasek życia zniknie. Do tego bieganie dookoła i czekanie aż mana i życie się zregenerują, bo mikstury się skończyły, a leczący nas towarzysz padł bez możliwości wskrzeszenia go w trakcie walki. Zresztą nie ma po co, bo poza odciąganiem uwagi od bohatera towarzysze są z grubsza bezużyteczni - można im wydać kilka poleceń dotyczących stylu walki (jak w Falloucie 2 z 1998!), ale ani podnieść poziomu, ani dać sprzętu się nie da. To bardzo kiepskie uczucie, gdy wiem, że porażka nie jest winą moją, a niedokładności gry. Dobrze, że system zapisu jest łaskawy i gra robi to sama (i pozwala robić) niesamowicie często.
Twórcom udało się zaprojektować najgłupszy morgensztern świata
Widoki nawet ładne Bound By Flame to mieszanka dobrych, ale niedopracowanych ze złymi i niedopracowanymi pomysłami. Plus za to, że wygląda przyzwoicie, ładne jest zwłaszcza oświetlenie - mam jednak wrażenie, że graficy nieco za bardzo lubią brązowy kolor. Niektóre lokacje są zresztą przez to bardzo monotonne. Kupujący grę na mocny PC lub PS4 nie powinni wstrzymywać oddechu - obrazki towarzyszące tekstowi to prawie maksymalne ustawienia graficzne na PC (poza cieniami). Jak widzicie, szału nie ma, a postacie na zbliżeniach potrafią wyglądać zwyczajnie brzydko. Drugi wielki plus za muzykę. Motyw w menu głównym jest piękny i zdania o niej nim zmieniłem, nawet wtedy, gdy z każdym kolejnym włączeniem patrzyłem na menu z coraz większą niechęcią. Ta w czasie akcji też ładna, z kobiecymi wokalizami, choć nieco zbyt jednostajna stylistycznie. Ale chętnie posłuchałbym poza grą.
Opcji dużo, ale rozwój postaci jest średnio ekscytujący...
Werdykt - no i co ja mam z tobą zrobić? Spiders to niewielka firma tworząca gry, pracuje nad nimi raptem 50 osób. Podziwiam ich za to, że mimo ograniczonych środków wciąż próbują. W ich nowej grze czuć serce i dobre pomysły, ale jakość wykonania jest co najwyżej przeciętna. Fabuła jest typowa do bólu, wątek demona niewykorzystany, dialogi za długie - miejscami prostackie, towarzysze w większości nieciekawi, walka oporna, poziom trudności źle wyważony. Jest tu trochę uroku, ale znacznie mniej, niż w Grze o Tron RPG od tego samego wydawcy i innego małego europejskiego studia. Tam nadrabiała książkowa fabuła, dorosły klimat, celne dialogi, krwiści bohaterowie. Tu wszystko ma niedociągnięcia, które się kumulują.
Może będzie to gra, która za jakiś czas dostanie drugą szansę. Bardzo liczę na patche, bo chciałbym by była lepsza. Albo mody od graczy, jeśli twórcy je umożliwią. Tylko, że nie takie powinny być moje oczekiwania dotyczące wydanej i teoretycznie skończonej gry.
Bound By Flame przypomina mi książki fantasy z kolorowymi okładkami, na których są smoki, rycerze i cycate czarodziejki. Nie jest to nic, co trzeba mieć w twardej oprawie, kupić w dniu premiery i co zmieni Wasze postrzeganie gatunku. Ale jeśli w czasie wolnym od ambitniejszych lektur wypatrzycie taką powieść na półce z przeceną, to można jej poświęcić kilkanaście godzin. Znajdziecie jeden czy dwa fajne wątki. Zakładając, że nie odrzuci Was styl, czcionka, przeciętne ilustracje i kilka błędów, które przemknęły się przez korektę. To taka gra, którą da się cieszyć, jeśli naprawdę bardzo tego zechcecie. Ocena jest jednak dla ogółu, fani RPG mogą na Bound By Flame spojrzeć nieco łagodniej.
Paweł Kamiński
Platformy:PC, PS3, PS4, X360 Producent:Spiders Wydawca: Focus Interactive Dystrybutor: CDP.pl Data premiery:09.05.2014 PEGI: Wymagania: AMD/Intel Dual-Core 2.2 Ghz, 2 GB RAM, karta graficzna ATI Radeon HD 4850/Nvidia GeForce 8800 GT lub lepsza
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PC. Screeny pochodzą od redakcji.
Bound by Flame (PC)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 16 lat