Botanicula, czyli Żwirku, chyba zjadłeś za dużo muchomorków [RECENZJA]
Czy będąc dzieckiem, robiliście ludziki z kasztanów, zapałek i żołędzi? Czy oglądaliście "Bajki z mchu i paproci"? "Kasztaniaki"? "Krecika"? Botanicula, najnowsza gra czeskiego studia Amanita Design, zabierze was w tamte czasy, a całą podróż przyprawi w dodatku mocną nutą folkowej psychodelii.
„Botanicula” jest trochę jak dziecięca wydzieranka zrobiona na lekcji plastyki, trochę jak dobranocka z rodzaju tych wspomnianych powyżej, trochę może jak „Jak działa jamniczek” Juliana Antonisza (luźne skojarzenie), a trochę jak „Neverhood” (pomijając fakt, że nie jest z plasteliny), żeby już odnieść się do czegoś związanego z grami. Wszystko to razem wzięte tworzy dziwaczną, surrealistyczną, przećpaną wizję świata roślin, w którym najzupełniej normalny jest fakt, że ogromna cebulka zmienia się w podziemnego żółwia. Najzupełniej normalny jest robaczek łowiący unoszące się w powietrzu ryby. Zwyczajny jest leśnoludkowy doktor Frankstein, który tworzy swojego potwora tylko po to, by grać z nim w piłkę. Nie dziwi stok narciarski w jednym z budynków w wiosce tych samych leśnych ludków. W takim otoczeniu żyjące w podwodnej jaskini Coś w lotniczym hełmie na głowie, grające z napotkanymi postaciami w wyścigi biedronek, jest rzeczą ogólnie przyjętą i zrozumiałą.
Tydzień temu w recenzji „Fez” nazwałem tamtą grę „psychodeliczną”. Podtrzymuję: jest taka. Tym bardziej niech trafi do was stwierdzenie, że przy „Botaniculi” wygląda na rzecz zupełnie normalną. Dzieło czeskiego studia jest pokręcone, wykręcone i zakręcone do granic, naprawdę: do granic możliwości. Momentami wygląda wręcz jak hipnagogiczny omen - wizja, która pojawia się na chwilę przed oczami tuż przed zapadnięciem w głęboki sen.
Wrażenie odrealnienia pogłębia ocierająca się o geniusz ścieżka dźwiękowa, przygotowana przez zespół DVA. Jożin z Bażin wspólnie z Arką Noego zjadają grzybki-halucynki i grają jazzowy koncert na leśnej polanie. Folkowa formacja nagrywa kawałki inspirowane twórczością LCD Soundystem. Na co dzień zajmujący się szeleszczącym ambientem artysta postanawia stworzyć płytę opartą na samplowanych dźwiękach wydawanych przez świerszcze i pszczoły. Ostatecznie wszyscy nagrywają razem - tak to (mniej więcej) brzmi. Posłuchajcie zresztą sami:
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przy całym swoim oderwaniu od świata realnego „Botanicula” ma coś... swojskiego. Na pewnym podstawowym poziomie jest trochę jak „Wiedźmin” - bardzo słowiańska. Choć więc świat jest dziwaczny i pokręcony, to podświadomie wiemy, „co twórcy mieli na myśli”, kreując go. To nasz krąg kulturowy, nasz folk, nasz las, nasze dobranocki - może dlatego tak mocno ta produkcja przemawia do mojej (i nie tylko mojej, sądząc po tym, co piszą o niej od paru dni w sieci) wyobraźni.
Pomocna jest w tym także szczątkowa - jak to w dobranocce - ale uniwersalna i urocza fabuła. Oto las zostaje zaatakowany przez pająkopodobne czarne stwory. Piątka przyjaciół - nazwijmy ich Listek, Łodyżka, Ważka, Zarodnik i Grzybek, choć nie jestem do końca pewien czy tym dokładnie są - ratuje ostatnie drogocenne nasionko przed najeźdźcami i zamierza zasadzić je w żyznej glebie, by dać początek nowemu życiu. W grze nie pada ani słowo w żadnym zrozumiałym przez ludzi języku, a historię przedstawia się za pomocą prostych obrazków i scenek - dzięki temu jest zrozumiała dla każdego.
No dobrze, mamy więc dziwną, niezwykle oryginalną wizję roślinnego świata. „Ale czym ta >Botanicula< w ogóle jest?” - pytacie. Cóż - jak inne produkcje studia Amanita Design („Machinarium”, „Samorost”) - po prostu raczej nieskomplikowaną przygodówką point'n'click. Graczy nie czeka zbieranie tysięcy przedmiotów i używanie ich w najdziwniejszych możliwych miejscach, ale raczej kombinowanie, co i jak zrobić w obrębie jednej, góra kilku lokacji. Zagadki nigdy nie są specjalnie skomplikowane (choć pod koniec robią się zauważalnie trudniejsze niż na początku) i nie sądzę, by sprawiły komukolwiek większe problemy. Zawsze są sprytnie pomyślane i rozwiązywanie ich sprawia sporą satysfakcję, ale nie stanowią z pewnością jakiegoś niebotycznego wyzwania. Umówmy się jednak, że na równi z nimi stoi tutaj odkrywanie świata - klikanie w rozmaite interaktywne elementy, by tylko zobaczyć, co się zdarzy, czy móc się przyjrzeć kolejnemu robaczkowi. W grze można znaleźć wiele takich fragmentów - nie są wymagane do jej przejścia, ale po prostu chce się je zobaczyć.
Werdykt Wystarczył rzut oka na grę, wystarczyło, bym przez chwilę posłuchał pociesznego gaworzenia głównych postaci i przyjrzał się pierwszym spotkanym stworom, bym się w „Botaniculi” zakochał po uszy. Ta niezwykła, inna niż wszystkie, przygodówka sprawiła, że przez kilka (konkretnie 4-5) godzin, które zajęło mi jej ukończenie, całkowicie oderwałem się od rzeczywistości. Wciągnęła mnie w swój niezwykły świat i strasznie mi żal, że już w całości go poznałem. Zostaje mi tylko słuchanie ścieżki dźwiękowej i wspominanie, jak fajnie było podróżować po roślinnym świecie. Jeśli jeszcze się na taką wycieczkę nie wybraliście, zróbcie to koniecznie.
Tomasz Kutera
„Botaniculę” możecie kupić za 10 dolarów na serwisie GOG.com. Do 3 maja 2012 roku włącznie możecie ją jednak nabyć na tej stronie za „co łaska” - w prezencie dostaniecie jeszcze gry „Samorost 2” i „Machinarium”, a jeśli zapłacicie więcej niż średnia suma (w tej chwili - 8,83 dolara), także animację „Kooky” i grę „Windosill”.
Botanicula (PC)
- Gatunek: przygodowa
- Kategoria wiekowa: od 7 lat