Borderlands - recenzja

Borderlands - recenzja

Borderlands - recenzja
marcindmjqtx
25.10.2009 18:05, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Gra You know there ain't no rest for the wicked, money don't grow on trees Refren piosenki Cage the Elephant dzwoni mi w uszach za każdym razem gdy celny strzał i fontanna krwi sygnalizują kolejnego trupa, z którego wysypało się kilka kolejnych przedmiotów.  W drodze do kolejnej osłony szybko zbieram co tylko się da i nadal ostrzeliwuję nacierających rabusiów. Gearbox twierdził że Borderlands to wynik czułego związku FPSa z Diablo. Po kilkunastu godzinach spędzonych na Pandorze mogę się pod tym twierdzeniem podpisać obiema rękami (aczkolwiek bez półtora palca). Pandora to zapuszczona, pustynna planeta, gdzieś na rubieżach znanego wszechświata. Legendy głoszą, że na jej powierzchni rasa obcych ukryła olbrzymi skarbiec, swojsko nazwany the Vault.  Niewyobrażalne bogactwa, mające się w nim znajdować, działają na poszukiwaczy przygód jak lep na muchy, więc na Pandorę ściągają awanturnicy z całego świata. Wśród nich jest także czwórka bohaterów Borderlands - żołnierz Roland, siłacz Brick, snajper Mordecai i tajemnicza syrena Lilith.

Gracz przejmuje kontrolę nad jednym z nich i rusza na pustkowia szukając chwały, kasy i nowej, lepszej giwery. Spotyka NPCów oferujących dziesiątki zadań do wykonania, podróżuje pomiędzy kopalniami, fabrykami czy wysypiskami śmieci i wyrzyna dziesiątki mieszkańców Pandory i zdobywa doświadczenie, które pozwala rozwijać postać w jednym z trzech kierunków.

Choć Borderlands jest rasową strzelanką to główną motywacją do gry jest zawsze błyszczący, plujący kwasem, ogniem i prądem, wymarzony karabin.  Pozostając wierną swoim diablowym korzeniom, gra od początku zasypuje nas toną sprzętu opisanego rozmaitymi wskaźnikami - celnością, siłą, czy dodatkowymi efektami jeszcze bardziej zabijającymi przeciwników. Perspektywa rozchlastania następnego przeciwnika nową, superpotężną spluwą jest zupełnie wystarczającym powodem, by obudził się we mnie ukryty miłośnik Pokemonów - gotta catch 'em all. Zwłaszcza jeśli to łapanie odbywa się w towarzystwie kolegów. Ale o tym za chwilę.

ROZGRYWKA Rozgrywka przypomina swoją konstrukcją to co znamy z Diablo, WoWa, Sacred czy Dungeon Siege. Świat gry podzielony jest na strefy zamieszkałe przez potwory mające różne poziomy doswiadczenia. Na początku bijemy niewielkie psopodobne skagi i słabych bandziorów błąkających się po drogach, ale z czasem przechodzimy do miejsc nawiedzanych przez olbrzymie, pancerne mrówki, czy wysokie na kilkanaście metrów kroczące bestie. No i oczywiście znacznie silniejszych bandziorów, posługujących się bardziej zaawansowaną bronią. W każdej strefie do wykonania mamy po kilka-kilkanaście zadań, dających nam doświadczenie, pieniądze, a czasem jakiś nowy sprzęt. Najczęściej jednak będziemy używać tego co znajdziemy w dziesiątkach kontenerów, pudełek, skrzyń, czy szafek, oraz oczywiście przedmiotów upuszczanych przez zabitych wrogów.

Strefy są dość duże, więc aby przyspieszyć przemieszczanie korzystamy z samochodów, a później także sieci teleportów. Autka zrobione są na modłę Halo i steruje się nimi parszywie, ale spełniają swoją rolę.Radzę się do nich przyzwyczaić, bo chodzenie na piechotę od jednego celu do drugiego zajmie nam w innym wypadku pół życia. Strefy dodatkowo powiększone są 'lochami', czyli miejscami do których przenosimy się przez specjalne bramy - może być to rafineria zajęta przez bandytów, albo kopalnia pełna przerażających robali. Przeoranie się przez każdą z tych dużych stref i wykonanie wszystkich zadań to przynajmniej kilka godzin, więc ukończenie całości zajmie nam dobrych 15-20. I to pod warunkiem, że skupimy się na zadaniach głównych, które popychają do przodu akcję.

Każda z czterech postaci posiada osobne drzewko rozwoju, na którym można wybrać jedną z trzech dróg. Po zdobyciu piątego poziomu możemy wybrać specjalną umiejętność, odróżniającą jednego bohatera od drugiego. Żołnierz ma automatyczne działko, które nie tylko strzela, ale także tworzy leczące pole. Łowca może wysyłać do boju sokoła, który zadaje dodatkowe obrażenia. Osiłek wpada  w szał, w trakcie którego nawala wrogów pięściami, raniąc ich bardziej niż bronią palną. Ostatnia jest syrena posiadającą umiejętność nazywaną phasewalk - na kilka sekund potrafi zniknąć, a biegając wkoło przeciwników razi ich rozmaitymi efektami dodanymi.

Kolejne umiejętności są w większości pasywne - niektóre z nich zwiększają szybkość zarabiania doświadczenia w drużynie, inne wpływają na jakąś z cech bohatera, na przykład zwiększając szanse na zadanie obrażeń efektowych (kwas, ogień itp.), albo trafień krytycznych. W porównaniu z innymi grami diablo-podobnymi rozwój postaci jest mocno uproszczony, ale nie oznacza to, że niepotrzebny. Różnicę pomiędzy bohaterem na poziomie piątym, a dwudziestym piątym czuć bardzo wyraźnie - ten drugi potrafi już zrobić niezłą rozwałkę.  A do tego dochodzi jeszcze sprzęt dodatkowy, taki jak tarcze energetyczne z rozmaitymi efektami, moduły zmieniające działanie granatów, czy artefakty mające wpływ na umiejętności postaci, a nawet na całą drużynę.

Rozwój i zdobywanie przedmiotów to to, co popycha nas do przodu, ale żeby nam się chciało chcieć, potrzeba jeszcze konkretnej rozgrywki. A w Borderlands strzela się po prostu rewelacyjnie. Bronie wyglądają bajerancko i doskonale sprawdzają się w akcji. Moc czuć i słychać (odgłosy wystrzałów należą do najlepszych jakie słyszałem w grach), a gdy krytyczne trafienie rozerwie przeciwnika na kawałeczki, także widać.  Deszcz spadających ochłapów za każdym razem rozbawiał mnie do łez. Delikatny autoaiming występuje nawet gdy go wyłączymy w opcjach, ale trafianie w cel wcale nie jest łatwe -  wrogowie są ruchliwi i zaskakują rozmaitymi dziwacznymi taktykami, w zależności od gatunku i rodzaju. Jeśli spotkamy kogoś, kto nazywa się badass lepiej uważać, bo walka z pewnością będzie ciężka.

Łańcuszki questów zwykle doprowadzą nas w końcu do bossów. Może być to jakiś super-bandyta, albo przerośnięty skag i w każdym przypadku bitwa będzie szczególnie niebezpieczna. Przy tych starciach najwyraźniej widać, że Borderlands robiono z myślą o kooperacji - poszczególne klasy uzupełniają się umiejętnościami, a gdy jeden  z graczy skupia na sobie uwagę bossa, pozostali mogą spokojnie strzelać w nieopancerzone części ciała. Bitwy trwają nawet kilka minut, więc radzę dobrze się do nich przygotowywać, zaopatrując się w amunicję w specjalnych dyspenserach.

Tryb kooperacji w Borderlands jest niestety trochę schizofreniczny. Z jednej strony granie z kumplami bije na głowę granie samemu. Nie ma dyskusji - wspólna walka, wspólne jeżdżenie samochodami, wspólne zabijanie bossów jest znacznie ciekawsze niż zabawa solo. Ale z drugiej strony zabrakło tu kilku mechanizmów, które w grach tego typu są absolutną podstawą. Jak można zrobić action RPG w którym nie ma systemu losowania łupów? Przedmioty wypadają na ziemię i tylko od naszej uczciwości zależy, czy nie ukradniemy wszystkiego dla siebie. Brak też systemu handlu, brak opcji podglądu sprzętu kolegi, a system wspólnego questowania daleki jest od doskonałości - często zdarza się, że w trakcie sesji nie da się razem wykonać któregoś z zadań i pozostaje tylko zakładanie wszystkiego od nowa.

OPRAWA Po wielkich deliberacjach Gearbox w końcu zdecydował się na grafikę w stylu cel-shadingowym.  Osobiście taką stylistykę uwielbiam, więc pustkowia Pandory urzekły mnie swoją urodą. I to mimno tego, że przez większość czasu ogląda się góry, wąwozy, piasek i śmieci. Czuć tu i Mad Maxa i Fallouta, więc każdy miłośnik klimatów postapokaliptycznych poczuje się tu jak w domu. Animacja postaci jest dobra, zwłaszcza gdy któryś z efektów widowiskowo rozprowadza po ścianach zabitego przeciwnika, słabo wypadają tylko strasznie sztuczne wybuchy. Grafika jest płynna nawet gdy na ekranie sporo się dzieje, choć (jak to zwykle w grach na enginie Unreala) tekstury doładowują się dość wolno.

Szkoda, że autorom zabrakło energii na zrobienie na przykład zróżnicowanych zbroi noszonych przez bohaterów, czy dopracowanie efektów specjalnych, ale wydaje się, że tu potrzeba funkcjonalności zatryumfowała nad chęcią zaspokajania wrażeń estetycznych.

WERDYKT Borderlands realizuje dokładnie to co obiecywano - to doskonała strzelanina i całkiem niezły aRPG.  Farmowanie przedmiotów, jak w każdej dobrej grze tego typu, wciąga i uzależnia. Godziny przelatują błyskawicznie, gdy płynnie przechodzimy od jednego zadania do drugiego, cały czas zabijając setki mieszkańców Pandory.  Do ideału jednak troszkę zabrakło. Nieumieszczenie mechanizmu losowania przedmiotów pomiędzy graczami, skutecznie odstrasza od gry z obcymi, a koledzy nie zawsze są online. Scenariusz jest tu przedstawiany tak niewyraźnie, że trudno się wciągnąć w historię poszukiwania skarbca.  Ważny jest nie cel, a sama droga, a tą lepiej pokonywać z kumplami.

Jeśli jednak macie grupę na którą zawsze można liczyć, dużo wolnego czasu i lubicie strzelać z gazyliona karabinów, to Borderlands  jest grą dla Was.

Tadeusz Zieliński

Borderlands (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)