GoldenEye 007 nie przywitał mnie w przyjazny sposób. Powiem więcej - dawno żadna gra nie zirytowała mnie tak bardzo już w pierwszych minutach zabawy. Chodzi o sterowanie. Wielokrotnie czytałem, że najlepiej w GoldenEye 007 będzie się grać na obu odmianach Classic Controllera, ale biorąc pod uwagę fakt, że większość posiadaczy Wii ma w domu tylko wiilota i nunchuk liczyłem, że gra zostanie zoptymalizowana pod ten właśnie kontroler. Niestety było to rozumowanie błędne i nijak nie mogłem poradzić sobie z komfortowym ustawieniem. To prawda - nie lubię grać w FPS-y za pomocą WiiRemote, ale w innych grach tego typu nie napotkałem większych niedogodności. Odrobinę pomogło odłączenie Wii MotionPlus, ale dalej nie byłem usatysfakcjonowany. Stara szkoła Wyciągnąłem więc z szuflady pada od GameCube. Okazało się to świetnym rozwiązaniem, posiadającym jednak jedną podstawową wadę. Analogowe gałki kontrolera nie są wykonane w tej samej technice, jaka obecna jest w padach od PS3 i 360 (tak przynajmniej mi się wydaje), więc i ich czułość pozostawia wiele do życzenia. Spróbujcie szybko przypomnieć sobie dziwne ułożenie i oznaczenie przycisków w padzie do GC - choć wydaje się to z pozoru łatwe, wcale takie nie jest. Tak czy inaczej, odrobinę szarpiąc, ogarnąłem samouczek (strzelnica) i wyruszyłem na pierwszą misję. Nagraliśmy dla Was kilkanaście pierwszych minut właściwej rozgrywki.
Ciężko prorokować ostateczny werdykt po raptem kilku pierwszych misjach, dlatego z oceną wstrzymam się do właściwej recenzji. Już dziś mogę jednak powiedzieć, że GoldenEye 007 to jedna z najlepszych strzelanek na Wii i godna reinkarnacja hitu z N64. Na pewno sprawdzę tryb sieciowy, bo to podobno w nim tkwi moc produkcji. Jeśli ten okaże się wciągający i wzorowo wykonany, a kampania będzie rozwijać się w podobnym do początkowych etapów tempie, to nic nie powinno stanąć na przeszkodzie w przyznaniu wysokiej oceny końcowej. Dawno nie strzelało mi się na Wii tak przyjemnie i choć gra dała mi w kość problemami ze sterowaniem, to z ogromną chęcią ponownie zasiądę przed telewizorem i dam się porwać przygodom najpopularniejszego agenta w historii kina.
Paweł Winiarski