Bojkotowane przez SAG‑AFTRA firmy uruchomiły stronę, na której wyjaśniają o co chodzi
Wy nam strajkiem, a my wam faktami. Tylko komu wierzyć?
03.11.2016 19:12
To już 13 dni odkąd aktorzy użyczający swoich głosów w grach wideo postanowili przejść od słów do... braku słów i ogłosili strajk. Oczywiście nie mówimy tu o całej branży, a o osobach zrzeszonych w Screen Actors Guild-American Federation of Television and Radio Artists (SAG-AFTRA). Z jednej strony to tylko około 25% wszystkich aktorów, jednak pracują oni dla największych wydawców, jak Activision, Electronic Arts, Warner Bros. czy Disney. Innymi słowy, to właśnie ich słyszymy w praktycznie wszystkich tytułach AAA.
O co w strajku chodzi? Wśród żądań związkowców są między innymi: lepsze traktowanie, wyższe zarobki i przejrzystość przed podpisaniem kontraktu. W sumie ciężko nie sympatyzować z aktorami, bo przecież każdemu z nas zależy dokładnie na tym samym w naszych życiach.
Jak dotąd bardziej aktywną stroną była ta reprezentująca aktorów. Regularnie urządzane są pikiety pod siedzibami wydawców, na przykład dzisiejsza ma się odbyć pod siedzibą Warner Bros. Ci do niedawna raczej niechętnie udzielali się w temacie, poza wypowiedzią reprezentującego ich interesy prawnika twierdzącego, że aktorzy bardziej szkodzą sobie, a strajk nie wpłynie znacząco na obecne gry.
Pod koniec października sytuacja uległa zmianie, bo wydawcy postanowili wytoczyć internetowe działa i uruchomili stronę internetową, na której dokładnie - według siebie - pokazują, jak przebiegały rozmowy i co SAG-AFTRA robi źle.
A jeśli wierzyć zawartym tam informacjom, kierownictwo związku zupełnie nie komunikowało się z tymi, których reprezentuje, bo wychodzi na to, że strajku można było uniknąć. Okazuje się bowiem, że 18 października, na dzień przed zerwaniem rozmów, wydawcy złożyli całkiem korzystną propozycję przystając na wiele żądań.
Weźmy na przykład podwyżkę płac. W oryginalnym projekcie porozumienia miały one urosnąć o 9 procent w rozłożeniu na trzy lata. Wydawcy zaproponowali z kolei, że od razu podniosą wynagrodzenia. Poza tym, za każdą kolejną sesję nagraniową aktorzy mieli dostawać dodatkowe pieniądze narastająco do 950 dolarów w przypadku udziału w dziewięciu i więcej nagraniach.
Podobnie było w przypadku przejrzystości i wcześniejszego informowania o specyfice roli. Wydawcy zgodzili się, by przed podpisaniem kontraktu podać więcej szczegółów, między innymi gatunek gry, konieczność posługiwania się specjalistyczną terminologią, występowanie w kwestiach przekleństw czy rasizmu. Związkowcy domagali się też zdradzenia tytułu gry, co jest niedorzeczne, jednak w tym przypadku ustalono, że wystarczy nazwa kodowa.
W ogóle jeśli przyjrzeć się tej tabeli wychodzi na to, że w zdecydowanej większości kwestii udało się albo osiągnąć pełną zgodę, albo wypracować satysfakcjonujący obie strony kompromis. Dlaczego zatem strajk? Tutaj głos trzeba oddać organizacji SAG-AFTRA, która wydała już stosowne oświadczenia. W pierwszym czytamy, że wydawcy bezprawnie wykorzystują wizerunek związku i próbują wprowadzić opinię publiczną w błąd upodabniając stronę do biuletynu zrzeszenia. Ray Rodriguez, główny negocjator związku mówi:
Dalej przechodzimy już do swego rodzaju FAQ, które pokazało się w drugim komunikacie. Najpierw pada odpowiedź na zarzut nieinformowania członków związku o propozycjach złożonych przez wydawców.
Okej, ale jeśli wierzyć wspomnianej wyżej tabeli, większość postulatów została przyjęta. Tak naprawdę zostały tylko dwie kwestie, z czego jedna to bardziej problem semantyki, a druga dotyczy tak zwanej klauzuli najwyższego uprzywilejowania dającej wybranemu państwu większe uprawnienia przy prowadzeniu biznesu. Chodzi po prostu o to, że związek chce, by rzeczona klauzula dotyczyła aktorów ze Stanów Zjednoczonych, których reprezentuje.
Kolejna sprawa to właśnie dodatkowe wynagrodzenie. Według informacji na stronie wydawców ich propozycja jest na tyle zbliżona do związkowej, że gdyby aktorzy o niej wiedzieli, prawdopodobnie zostałaby przyjęta. Tymczasem przedstawiciele SAG-AFTRA twierdzą coś zupełnie innego:
Następnie pojawia się stwierdzenie, że dodatkowe, czy w zasadzie kolejne (secondary payment), wynagrodzenie jest niezbędne, by aktorzy mogli przeżyć okres między kolejnymi zleceniami. Jest to na swój sposób zrozumiałe, ale przecież obie strony dogadały się w tej kwestii. W tym samym wątku poruszana jest też sprawa informowania o tytule gry, nad którą dany aktor ma pracować.
Tak faktycznie jest, ale grafik czy projektant poziomów jednak pracują w studiu albo na stałe, albo są zatrudnieni do konkretnego tytułu. Tak czy inaczej są związani ze studiem na dłużej, niż kilkanaście godzin potrzebnych do nagrania dialogów. No i nie oszukujmy się, są to osoby dużo mniej rozpoznawalne przez publikę, w odróżnieniu od aktorów. Elias Toufexis, czyli Adam Jensen w Deus Ex, ma ponad 24 tysiące śledzących go osób na Twitterze. Jennifer Hale, pani Komandor Shepard z Mass Effecta, to już 53 tysiące "followersów". Oboje należą do SAG-AFTRA.
Wyobrażacie sobie, co by to mogło oznaczać dla spółki giełdowej, gdyby któreś z nich postanowiło zdradzić, że pracuje przy nowej, niezapowiedzianej jeszcze grze? Jasne, są klauzule poufności, ale szkody w tym przypadku i tak zostałyby wyrządzone i opiewały na większe pieniądze, niż kara dla aktora.
Nie jestem zwolennikiem związków zawodowych czy idei strajku, ale staram się zrozumieć protestujących, co jest o tyle trudne, że zachowanie przedstawicieli SAG-AFTRA nie ma większego sensu czy jakiejkolwiek logiki. Negocjacje polegają na tym, że jedna strona przedstawia swoje żądania, a druga albo je akceptuje, albo nie. W przypadku drugiej opcji rozmawia się dalej i próbuje osiągnąć kompromis. Fakt, nie zawsze wychodzi i wtedy mamy na przykład strajki, ale nie może być tak, że najpierw godzi się na jakieś warunki, by potem powiedzieć: "Wiecie co, w sumie to nie". Przecież to niepoważne.
Oczywiście można powiedzieć, że to kolejna próba zdyskredytowania związkowców, a wydawcy podają nieprawdziwe informacje. Zresztą sam adres strony - sagaftravideogames.com - kojarzy się dość jednoznacznie i można go odebrać jako atak na SAG-AFTRA. Tylko w takiej sytuacji związek powinien wydać oficjalny komunikat, w którym zarzuca korporacjom kłamstwo. Nic takiego nie miało miejsca, a strona działa przynajmniej od 28 października.
Pytanie też, kto tak naprawdę traci na strajku aktorów? Wydawcy jakoś sobie poradzą zatrudniając osoby niezrzeszone. Gracze jakoś przeboleją brak ulubionych głosów w grach, najbardziej znani aktorzy jak właśnie Toufexis i Hale grają też w serialach czy pełnometrażowych filmach, a taki David Hayter (Snake w MGS-ach) jest też reżyserem i producentem. Oni sobie poradzą, ale co z tymi mniejszymi nazwiskami? Obawiam się, że próba zapewnienia im lepszych warunków pracy skończy się na tym, że w ogóle jej nie będą mieli.
Bartosz Stodolny