Bohemian Killing - recenzja. Jak wyłgać się z morderstwa?
Ile to już było gier udających, że twoje decyzje mają wpływ na finał? W Bohemian Killing nie mają, jesteś i zawsze już będziesz mordercą. Ale każde kłamstwo może zmienić twój wyrok.
Bohemian Killing, malutka polska gra wydawana przez warszawskie IQ Publishing. Mignęła mi gdzieś na Pixel Heaven, była chyba też na Digital Dragons, ale tak szczerze, nie miałem bladego pojęcia, czego się po tym tytule spodziewać. Na pierwszy rzut oka wyglądał na symulator chodzenia, podczas gdy jest to bardziej symulator kłamania. Miejsca na spacery tu niewiele, ale możliwości konfabulacji od groma.Bohemian Killing to trójwymiarowa gra przygodowo-eksploracyjna. Nie ma tu jednak łączenia ze sobą znajdowanych elementów, rozbudowanych dialogów z NPC-ami czy wyborów moralnych. Wybór jest bowiem jeden, i to całkiem niemoralny - musisz się wyłgać z morderstwa. Krystaliczna szczerość w ciągu doby zaprowadzi cię pod gilotynę, akcja Bohemian Killing toczy się wszak w XIX-wiecznym Paryżu, gdzie nikt z mordercami, zwłaszcza młodych i samotnych kobiet, się nie cackał.Na 99% tak też skończy się twoje pierwsze podejście do Bohemian Killing, które przy okazji ma w sobie coś z roguelike'ów. Ale nastawionych na fabułę, a nie powtarzalną mechanikę. I choćby tylko dlatego warto Bohemian Killing przyjrzeć się bliżej.
Pierwsze przejście Bohemian Killing zajęło mi godzinę. Nie zaskarbiłem zaufania sędziego, a do tego ten kilka razy nakrył mnie na ewidentnym kłamstwie. Gra polega na odtwarzaniu wspomnień oskarżonego Alfreda Ethona, który odgrywając z pamięci przebieg zdarzeń na bieżąco je komentuje. Już w teraźniejszości, na sali sądowej. Od tego gdzie i w jakiej kolejności pójdziesz w retrospekcjach zależy więc to, co powiesz na sali rozpraw.
Gdy są niepodważalne dowody na to, że o tej i o tej godzinie byłeś tu i tu, to musisz się tam w tych wspomnieniach udać. Spóźnienie będzie jeszcze jako tako tolerowane, jeżeli w swoich wspomnieniach tam jednak nie pójdziesz, dając w sądzie jasno znać, że cię tam nie było, to masz problem.Nie zawsze dowody są jednak aż tak twarde i można zaryzykować. Na przykład podważając zeznania sąsiadów. Sugerując, że ze względu na twoje romskie pochodzenie i finansowy sukces, są na ciebie po prostu cięci. Bohemian Killing to sztuka lawirowania między dowodami, poszlakami i domysłami.Są miejsca, gdzie bez dyskusji trzeba się udać. Ale co robiłeś w między czasie? Ubrudziłeś się krwią ofiary czy może własną? Po nieudanym goleniu, a może napaści w pobliskim barze? Oczywiście na tle rasowym. Jeżeli przyznasz się do zabójstwa, to co przywołasz na swoje usprawiedliwienie? Chęć zemsty, działanie w afekcie, a może nieszczęśliwy wypadek? Bohemian Killing oferuje osiem zakończeń, mi po siedmiu podejściach udało się odkryć jednak tylko cztery. Tylko, ale za to skrajnie różnych, z zepchnięciem winy na kogoś innego włącznie.Za trzecim podejściem, gdy poznamy już „strukturę” gry i wdrożymy się w jej niecodzienną mechanikę, zaczynamy kombinować. Żonglować dowodami, próbować rozwiązań, które początkowo nawet nie przyszły nam na myśl. Wtedy też zagłębiamy się w historię. OK, wiemy, że zabiliśmy, ale tak naprawdę nie wiemy dlaczego. Po dwóch pierwszych przejściach, gdzie instynktownie chcemy wybronić sterowanego przez nas bohatera, zaczynamy chcieć poznać jego historię. Jak z tych wszystkich klocków poskładamy sobie całość, nachodzi ochota na takie przedstawienie wydarzeń, aby jak najbardziej zminimalizować karę. Nie tylko sobie... A może i nawet doprowadzić do uniewinnienia? Też jest taka opcja. Wszystko zależy od naszych zeznań, ergo zachowania w czasie retrospekcji.Narrację uatrakcyjniają też dodatkowe pytania sędziego. Poruszając jakiś ciekawy wątek ten często dopytuje o szczegóły - obraz wtedy staje się czarno-biały, a jego sylwetka pojawia się w retrospekcji. W kilku miejscach wydarzenia przenoszą się też na salę rozpraw, na koniec nie pozostaje nam natomiast nic innego jak tylko słuchać aktu oskarżenia i obrońcy, który w oparciu o zeznania układa spójną historię. I to jest chyba właśnie najbardziej emocjonujący element Bohemian Killing. Moment, gdy wywód się kończy, a sędzia wydaje wyrok. Za każdym razem czekałem na niego z zapartym tchem. Czasem bowiem jeden szczegół potrafi o czymś przeważyć. Czasem wydaje ci się, że "teraz to już na pewno ci się uda", a tu nagle czapa. Co jednak najlepsze, wszystkie te potencjalnie ścieżki i wątki się ze sobą bardzo ładnie łączą, tworząc historie, których nie dałoby się opowiedzieć w żadnym innym medium.Po lekturze ciekawszych książek albo seansach bardziej niebanalnych filmów często zastanawiam się, jak można by było to ograć. Gdyby zrobić bazującą na danym pomyśle grę, to byłaby o przygodówka 2D, gra w stylu Telltale, a może jeszcze coś innego? I wstyd się przyznać, ale przeważnie moje pomysły się rozjeżdżają i nic konkretnego z tego nie wychodzi. Twórcom Bohemian Killing jednak wyszło, stworzyli świetny dramat/thriller sądowy, który gdyby tylko pojawił się w fizycznym wydaniu, to spokojnie mógłby leżeć na półce zaraz obok "Słabego punktu" z Anthonym Hopkinsem i Ryanem Goslingiem . Który, tak na marginesie, ostatnio sobie odświeżyłem, i też potem zastanawiałem się, jaka mogłaby być z tego gra. Już wiem - właśnie taka jak Bohemian Killing.
Bohemian Killing fabułą stoi, a do tego naprawdę nieźle wygląda. Nieźle jak na grę robioną przez studio indie. Zabytkowa kamienica, hotel i dzieląca je uliczka nie dają dużego pola manewru, ale za to ładnie wyglądają, oddając ducha epoki. Nie jest to poziom działającego też na Unity Layers of Fear, ale nie jest to gra robiona przez giełdową spółkę, a grupkę dosłownie trzech na krzyż osób, która rzuciła się na głęboką wodę dążenia do fotorealizmu. W pewnym momencie zacząłem zastanawiać się, czy szczeciński deweloper The Moonwalls nie wyszedłby lepiej na pójściu w bardziej uproszczoną/stylizowaną formę, w stylu Firewatch, ale z dwojga złego chwała za to, że twórcy nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie uciekli w pixelart.Graficzne niedostatki i miejscami nieco toporną mechanikę rekompensuje za to muzyka i dobrze brzmiący dubbing. Po angielsku, ale z wyraźnym francuskim zaśpiewem. Są też polskie napisy, co jest miłym ukłonem w stronę rodzimych graczy.
Tylko te sylwetki postaci. Ech, makabra. Trzymam kciuki, żeby gra zarobiła, a dewelopera było stać na podmienię ich nowymi modelami. Z tymi obecnymi już nic nie da się raczej zrobić poza ich utylizacją i dyskretnym przemilczeniem tego faktu.Bohemian Killing nie jest najlepszą grą niezależną ostatnich miesięcy i raczej nie znajdzie się w podsumowujących rok topkach. Jest to jednak jedna z ciekawszych produkcji, z jakimi ostatnio miałem do czynienia. Przemyślana (choć można doszukać się fabularnych niedociągnięć), ładna (ale bez przesady) i wciągająca (za piątym razem leci się już na pamięć, ale jednak się leci). Zdecydowanie warto zagrać. Dla klimatu, historii i sprawdzenia, jak wiele gry mogą zaoferować w temacie snucia wirtualnych historii.
Paweł Olszewski