Bóg, broń, gwieździsty sztandar i Far Cry 5
Realia w których rozgrywa się Far Cry 5 są bliższe rzeczywistości niż nam się wydaje.
10.07.2017 | aktual.: 11.07.2017 11:28
Kiedy opublikowane zostały pierwsze zapowiedzi Far Cry 5, przez internet przelała się fala oburzenia. Komentujący oskarżali Ubisoft o fałszowanie rzeczywistości, bo przecież głównym zagrożeniem współczesnych czasów nie są biali chrześcijanie, ale radykalni islamiści, wysadzający się w powietrze na całym świecie. Prawda jest jednak taka, że Stany Zjednoczone zawsze miały problem z religijnymi fanatykami. Często białymi i uzbrojonymi po zęby.
21 sierpnia 1992 roku funkcjonariusze FBI i szeryfowie federalni rozpoczęli trwające 11 dni oblężenie farmy Randy'ego Weavera. Weaver był chrześcijańskim radykałem, wierzącym - wraz ze swoją rodziną - że Bóg lada chwila ześle na świat apokalipsę. Ukrył się więc w górach, gdzie oczekiwał na koniec świata. „Na wszelki wypadek” gromadził broń, nawiązał też kontakty z neonazistowską organizacją terrorystyczną Aryan Nations. To właśnie zarzuty o nielegalne posiadanie broni doprowadziły do tragicznej strzelaniny, w której zginęli żona i 14-letni syn Weavera oraz szeryf federalny.Niecały rok później, pomiędzy lutym a kwietniem 1993 roku, doszło do oblężenia rancza znajdującego się kilka kilometrów od teksańskiego miasteczka Waco, a należącego do chrześcijańskiej sekty Gałąź Dawidowa. Podobnie jak w przypadku Weavera, i tym razem uwagę władz przykuły duże ilości broni gromadzone przez ludzi o skrajnych poglądach religijnych. Dawidianie stanowili jednak o wiele większe zagrożenie niż Weaverowie, gdy więc po 51 dniach oblężenia FBI zdecydowało się na szturm, ofiar było aż 86 - 82 dawidian i 4 funkcjonariuszy.W drugą rocznicę tej tragedii, 19 kwietnia 1995 roku, Timothy McVeigh i Terry Nichols - obaj uważający się za antyrządowych wolnościowców - zdetonowali ciężarówkę wypełnioną materiałami wybuchowymi, zaparkowaną pod budynkiem federalnym w Oklahoma City. Miała to być zemsta za naruszenie wolności i pogwałcenie świętego prawa własności dawidian spod Waco. W wybuchu zginęło najprawdopodobniej 168 osób, niemal 700 zostało rannych. Był to największy zamach terrorystyczny w historii Stanów Zjednoczonych przed 11 września 2001 roku.W Far Cry 5 gracz zmierzy się z sektą Eden’s Gate (Wrota Edenu), kierowaną przez Josepha „Ojca” Seeda i jego rodzeństwo. Otwartym pytaniem jest, na kim wzorowali się autorzy gry. W kampanii reklamowej najwięcej jest wskazówek kierujących do chrześcijańskich fanatyków - chociażby plakat inspirowany „Ostatnią wieczerzą” Leonarda DaVinci; przymusowy chrzest, któremu w trailerze poddawana jest kobieta; siedem grzechów głównych wytatuowanych na ciele Ojca oraz przypominająca Biblię święta księga sekty, zatytułowana „Word of Joseph” („Słowo Józefa”), wychwycona przez Eurogamer.net. Wykorzystanie symbolu Żelaznego Krzyża (zastępuje on gwiazdy na amerykańskiej fladze) sugeruje, iż ideologia Eden’s Gate może też czerpać z bogatej tradycji nazizmu, neonazizmu i Ku Klux Klanu. Z kolei skuty kajdankami szeryf federalny kieruje ku ciągotom antyrządowym. Nie zapominajmy też, że przed stołem piętrzą się stosy broni.Pierwowzorem Josepha może być więc zarówno Weaver (jego żona, podobnie jak siostra Josepha z Far Cry 5 - była duchową przywódczynią rodziny; Weaver miał związki z neonazistami), jak i David Koresh, kierujący Gałęzią Dawidową, manipulujący Pismem Świętym i skupujący broń. Polygon sugeruje też podobieństwa do Ammona Bundy’ego - ranczera i antyrządowego aktywisty z Idaho, który w ostatnich latach dwukrotnie dowodził okupacją federalnych budynków.Religijność Amerykanów często przedstawia się dosyć karykaturalnie. Faktem jest, że w porównaniu do zsekularyzowanego Starego Kontynentu, Amerykanie są narodem głęboko wierzącym i religijnie zróżnicowanym. Czymś normalnym są w Stanach najróżniejsze sekty (często odczytujące Biblię dosłownie lub dopisujące do niej własne rozdziały) i telekaznodzieje, dokonujący „cudów” na oczach kamer i tysięcy wiernych. Popularny wśród Amerykanów jest także pogląd, iż są narodem wyjątkowym, wybranym przez Boga. Ten amerykański mesjanizm (ang. American exceptionalism) tak kiedyś tłumaczył mi Viet Thanh Nguyen - wyróżniony Pulitzerem amerykański pisarz, autor powieści „Sympatyk”: „To wiara w przyrodzoną dobroć i wielkość Stanów Zjednoczonych. Głęboko zakorzenione przekonanie pochodzące jeszcze od pierwszych białych osadników, twierdzących, że skolonizowanie Ameryki jest ich świętym prawem, danym przez samego Boga”.Mimo, iż 70 proc. obywateli USA wyznaje chrześcijaństwo, Kościół Katolicki nie jest Stanach dominujący. Należy do niego zaledwie co piąty Amerykanin i tylko jeden prezydent w historii kraju - John F. Kennedy - był katolikiem. Zdecydowana większość wierzących identyfikuje się z różnymi odłamami protestantyzmu, często nie podporządkowanymi żadnej zorganizowanej instytucji. O tym, jak ważną rolę odgrywa religia w „amerykańskim stylu życia” dobrze świadczą badania wykonane w 2012 roku przez Instytut Gallupa, z których wynika, że zaledwie 54 proc. Amerykanów byłaby w stanie zagłosować na ateistę starającego się o miejsce w Białym Domu. Większe szanse miałby zarówno praktykujący muzułmanin, jak i wyautowany (ale wierzący) homoseksualista.
Sekty, kulty i najdziwniejsze ruchy religijne rozwijają się w Ameryce stosunkowo nieniepokojone, dzięki pierwszej poprawce do konstytucji, gwarantującej wolność wyznania, słowa i prasy. To jeden z najpotężniejszym aktów prawnych w USA, przez wielu Amerykanów uważany za wyjątkowe osiągnięcie ich narodu (przekonałem się o tym niegdyś osobiście, gdy pewien Amerykanin nie chciał mi uwierzyć, że w Europie również znamy wolność słowa i wyznania). Na jego straży stoi długa tradycja orzecznictwa sądów, które opowiadały się często za jak najszerszym rozumieniem wolności wypowiedzi, nawet jeżeli oznaczać by to miało ochronę mowy nienawiści. W amerykańskim prawodawstwie funkcjonuje kilka takich precedensowych wyroków. Sądy opowiadały się w nich po stronie Ku Klux Klanu, organizacji neonazistowskich czy fanatyków z Westboro Baptist Church (w ramach wolności słowa wychwalających zamach na WTC i pikietujących na pogrzebach żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie).Debata nad granicami wolności wyznania i wypowiedzi odżywa w Stanach Zjednoczonych stosunkowo rzadko. Bywa jednak, że opinia publiczna zadaje pytanie, czy rząd nie powinien mieć prawa kontrolować przynajmniej niektórych, najbardziej radykalnych sekt. Takie głosy pojawiły się chociażby pod koniec lat 70. po masowym samobójstwie członków socjalistyczno-chrześcijańskiej Świątyni Ludu (Peoples Temple), w którym życie odebrało sobie ponad 900 wiernych (w tym ponad 300 dzieci), czy, bardziej współcześnie, w 1997 roku, po tym, jak życie odebrało sobie 39 członków sekty Wrota Niebios (Heaven’s Gate), propagującej przedziwną mieszaninę lęków milenialnych, wiary w UFO i fascynacji tekstami science fiction, zwłaszcza Star Trekiem.Zbyt żarliwa religijność bywa niebezpieczna nawet w kraju, w którym dostęp do broni jest utrudniony. A w Ameryce nie jest. Prawo do posiadania broni wpisane zostało do konstytucji za pomocą drugiej poprawki, przyjętej w 1791 roku. Przeciwnicy łatwego dostępu do broni palnej zwracają uwagę, iż treść poprawki mówi raczej o uzbrojonych milicjach, mających bronić wolności Stanów. Dowodzą, iż taki zapis miał sens tuż po amerykańskiej rewolucji, gdy młode państwo wciąż obawiać się mogło zbrojnej interwencji Wielkiej Brytanii. Dzisiaj, gdy Amerykanie dysponują najpotężniejszą armią na świecie (wydają na nią około 3 razy więcej niż wszystkich 28 krajów Unii Europejskiej, 6 razy więcej niż drugie na liście Chiny i 66 razy więcej niż Polska), nie ma potrzeby, by słynnej amerykańskiej wolności chronili uzbrojeni po zęby cywile. Zwłaszcza, jeżeli mowa o ponad 300 milionach sztuk broni (według szacunków „The Washington Post” mniej więcej w 2009 roku liczba sztuk broni, znajdujących się w prywatnych rękach przekroczyła liczbę mieszkańców USA).
Przeczytaj także: Dobry troll czy pomysłowy marketing Ubisoftu? Petycja o anulowanie Far Cry'a 5Zwolennicy drugiej poprawki, na czele z członkami wpływowej National Rifle Association (NRA), dowodzą, że nie ma lepszej ochrony przed złym człowiekiem z bronią, niż dobry człowiek z bronią. Badania zdają się jednak przeczyć tej maksymie. Wszystkie pokazują, że Stany Zjednoczone mają olbrzymi problem z przestępczością z użyciem broni. Dowodów jest na to wiele. Pierwszy: w 2015 roku w USA doszło aż do 372 masowych strzelanin, w których zginęło 475 osób (mass shootings - definiowanych, jako pojedyncze incydenty, w których zginęły lub odniosły rany przynajmniej 4 osoby). Drugi: 64 z tych strzelanin odbyło się w szkołach. Problem strzelanin w szkołach jest w Ameryce tak poważny, że ochroniarze szkolni bywają uzbrojeni, wejść do niektórych szkół (zwłaszcza tych, w gorszych dzielnicach) chronią wykrywacze metalu, a dzieci bywają uczone, jak reagować, gdyby któryś z kolegów przyniósł do szkoły pistolet. Trzeci: każdego roku od kul ginie w Ameryce pomiędzy 11 a 13 tys. ludźmi - dla porównania, w zamachu na World Trade Center zginęło około 3 tys. ludzi.Oderwane od konkretu liczby mogą się jednak wydawać abstrakcyjne, dlatego najbardziej reprezentatywnymi statystykami są te, mówiące ilu ludzi na 100 tys. ginie od kul. W 2011 roku w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten wynosił 2,9, podczas gdy chociażby w Wielkiej Brytanii wynosił on 30 razy mniej - 0,1 (wszystkie powyższe dane podaję za BBC). Nie znaczy to oczywiście, że Stany Zjednoczone są najniebezpieczniejszym krajem na świecie - olbrzymi problem z przestępczością z użyciem broni mają też takie kraje, jak Meksyk (w którym trwa właściwie wojna domowa z kartelami narkotykowymi), stojąca na skraju załamania gospodarczego Wenezuela, Kolumbia, jeszcze przed chwilą tocząca wojnę domową z bojownikami FARC, czy Brazylia - od wielu dekad zmagająca się z olbrzymią przestępczością, wynikającą przede wszystkim z rozwarstwienia społecznego.Ciekawa wydaje się decyzja o osadzeniu akcji Far Cry 5 w północnym, graniczącym z Kanadą stanie Montana, a nie w pustynnym Teksasie. Gdyby chodziło o atak na wartości konserwatywne, wybór tego drugiego byłby o wiele czytelniejszy. Teksas od lat utrwalany jest bowiem w kulturze popularnej jako zagłębie amerykańskiego konserwatyzmu i prawdziwy raj dla wszelkiej maści miłośników broni i religijnych radykałów. To największy z tzw. czerwonych stanów, tradycyjne zaplecze Republikanów (rodzinny stan Bushów) i kulturowa kolebka kowbojów. Chyba jednym z najbardziej ikonicznych - a przy tym karykaturalnych - portretów Teksasu został wykreowany w komiksie „Kaznodzieja” Gartha Ennisa i Steve’a Dillona. Stan Samotnej Gwiazdy w ich interpretacji to z jednej strony miejsce, z którego wywodzą się twardzi mężczyźni w stylu Johna Wayne’a, z drugiej zaś najgorsi rasiści, chrześcijańscy popaprańcy i męty społeczne, utożsamiani przez „rodzinę” Jesse’ego.Montana, choć niemal dwa razy mniejsza niż Teksas, i tak jest olbrzymia - liczy sobie około 380 tys. km2. A przy tym bardzo słabo zaludniona - mieszka w niej zaledwie milion osób. To tak, jakby jeszcze trochę większy niż nasz kraj zamieszkiwała połowa populacji Warszawy. Największe miasto Montany, Billings, liczy sobie nieco ponad 100 tys. mieszkańców, jest więc mniejsze od… Elbląga. To niemal niezaludniony stan, pełen dzikiej przyrody, lasów, gór, wielkich jezior i nieskończonych przestrzeni - pocztówkowy Dziki Zachód, który najpierw trzeba było odbić od rdzennych mieszkańców, a następnie poradzić sobie z gorączką złota.Zobacz także: Rozgrywka z Far Cry 5. Jest brutalnieMowa też o stanie stosunkowo młodym. Pierwsze osady Amerykanów (w sensie: potomków białych osadników) zostały założone w latach 50. XIX wieku, a do unii Montana przyjęta została dopiero w 1889 roku. Wcześniej rządzili tutaj Indianie (głównie Czejeni i Lakotowie), których pokonano w krwawej i mało chwalebnej wojnie. Jej najważniejszym epizodem była stoczona w 1876 roku bitwa nad Little Bighorn. Poległ w niej legendarny amerykański dowódca i zbrodniarz ppłk. George Custer. Potyczka zakończyła się triumfem Indian, ale sprowokowała rząd federalny do wysłania większych sił i krwawego odwetu. Dziś aż 90 proc. obywateli Montany stanowią biali. W większości protestanci i katolicy.
Mając na uwadze historię i geografię Montany trudno się dziwić, że jest to stan dosyć konserwatywny, zaliczany do czerwonych (acz, z politycznego punku widzenia, mało znaczący, posiadający zaledwie trzy głosy w kolegium elektorów). Jego statystyczni obywatele cenią sobie tradycyjne amerykańskie wolności, nieufanie zaś odnoszą się do rządu federalnego. Zwracał na to uwagę Dan Hay, producent Far Cry 5, który w rozmowie z Polygonem przyznawał, iż podczas wyprawy całego zespołu do Montany, temat wolności, religii i prawa do posiadania broni, za pomocą której można bronić tych dwóch wartości, powracał raz za razem.Obejrzyj naszą wideozapowiedź Far Cry 5:Czy na terenie tak dzikiego, słabo zaludnionego i „białego” stanu możliwy byłby rozrost sekty białych, uzbrojonych po zęby, chrześcijańskich fanatyków? Historia pokazuje, że to o wiele bardziej prawdopodobne, niż doszukiwanie się w Montanie terrorystycznego spisku zawiązanego przez muzułmanów. Bo, jakkolwiek szokujące może się to wydawać dla wielu graczy, niebezpiecznych fanatyków ma każda religia.
Tomasz Pstrągowski