Black The Fall - recenzja. Inside za komuny
Dobra inspiracja potrafi być kluczowa dla procesu twórczego, ale może też stać się brzemieniem.
12.07.2017 15:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Menu Black The Fall przedstawia skąpany w półmroku mechanizm. Jest to rower podłączony do zagadkowego urządzenia. Kiedy wstrzymujemy się z rozpoczęciem gry, do pomieszczenia powłóczystym krokiem wchodzi przygarbiony, szary człowiek. Wsiada na rower i zaczyna pedałować. Przywraca to częściowo zasilanie w czymś, co wydaje się fabryczną halą. Mężczyzna pedałuje. Jego świat jest zimny, pusty i pozbawiony nadziei. Nic już się nowego nie dzieje, nic się nie zmienia, jest tylko przygarbiony człowiek i jego monotonne, regularne pedałowanie. Nie widzimy nikogo, kto by go nadzorował, ale czujemy tę obecność. Będziemy ją czuć przez całą grę.
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Sand Sailor Studio
Wydawca: Square Enix
Data premiery: 11.07.2017
PL: brak
Wymagania: Intel Core2 Duo E8400, 3.0 GHz / AMD Phenom II X4 940, 3.0 GHz; 3 GB RAM; GeForce GTX 550 Ti, 1 GB / Radeon R7 250, 1 GB
Graliśmy na PC. Grę do recenzji udostępnił producent, zdjęcia pochodzą z materiałów promocyjnych.
Black The Fall zabiera nas właśnie do takiego świata. Stłamszonego przez bezduszny, okrutny system, wyzyskującego zwykłych obywateli, wprowadzającego nieustanne uczucie terroru i paranoi. To nie jest wesoła gra, a moment gdy po pierwszym dłuższym etapie wyjdziemy z dusznej fabryki na światło dzienne, będzie jednym z nielicznych, które przyniosą uczucie autentycznej ulgi. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest natomiast to, że choć poruszamy się po fikcyjnym uniwersum z zaawansowaną technologią, to jest ono bardzo silnym i w wielu miejscach nad wyraz dosłownym nawiązaniem do rzeczywistości niegdysiejszej komunistycznej Rumunii.Przez ten ponury świat przyjdzie nam biec w prawo, rozwiązując naręcze lepszych i gorszych zagadek logicznych. Nasz niemy bohater, tytułowy Black, stwierdza bowiem w pewnym momencie, że nie chce już być trybikiem systemu, gościem, który pedałuje, i postanawia uciec. Wcielamy się w niego dokładnie w tym momencie i pomagamy w realizacji potencjalnie beznadziejnego planu. Przez całą grę nie usłyszymy ani jednego słowa, ale otoczenie i mechanika opowiedzą nam historię lepszą niż niejeden tekst.Największy problem Black The Fall tkwi chyba w tym, jak podobne jest do zeszłorocznego Inside. Wszystko, od stylu artystycznego, przez rozgrywkę, po scenerię, krzyczy, że inspiracja mogła pójść o jeden krok za daleko. Gra ratuje się tym, że wraz z wyjściem z fabryki zmienia się paleta barw, a w rozgrywce pojawia się odmienny, ważny mechanizm. Twórcy opowiadają też znacznie prostszą historię, nawet jeśli wyrastającą z tego samego motywu. Ciężką jak pięć fortepianów, ale prostszą.Black jest też znacznie dłuższy niż Inside, choć tutaj akurat wyniki są różne. Widziałem takich, co kończyli przygodę w 3-4h i takich, co - podobnie jak ja - biegli w prawo przez 9-10h. Dawno nie widziałem takiego rozstrzału, ale wydaje mi się, że może on wynikać z nierówności zagadek. Te polegają na logicznych rozkminkach z gatunku "przestaw tę platformę tutaj, żeby wskoczyć tutaj i przesunąć to" albo "omiń niebezpieczeństwo, używając w nowy sposób nabytej wcześniej umiejętności". O ile wiele z nich prezentuje satysfakcjonujący poziom, gdzie nagradzane jest myślenie, o tyle znalazło się też kilka takich, które są najzwyczajniej w świecie nieintuicyjne. Czasami elementy, z którymi należy wejść w interakcję, nie rzucają się w oczy, innym razem rozwiązanie okazuje się nieco naciągane. Raz w łamigłówce przeszkodził mi też wizualny bug.Inside miało doskonały rytm, w którym wyzwanie było na takim poziomie, by szare komórki nieustannie pracowały, ale jednocześnie nie musiały zbyt długo zatrzymywać się na jednym problemie. Tutaj brakuje trochę dobrego rytmu - zaciąłem się kilka razy, a kiedy wreszcie znajdowałem rozwiązanie, nie czułem satysfakcji, tylko lekką irytację z gatunku "to o to chodziło?". Do tego kolejnych segmentów z zagadkami czasami było tak dużo, że siadało tempo opowieści. Zabrakło trochę wyważonego miksu między rozgrywką, a rozwojem fabularnym.Jednocześnie należy podkreślić, że wiele zagadek prezentuje tutaj bardzo dobry poziom. Poza kilkoma irytującymi przystankami, przemierzanie zagadkowego świata Black The Fall było satysfakcjonującym przeżyciem. Łamigłówki potrafią być nie tylko ciekawie zaprojektowane, ale i pełnić funkcję najlepszego narratora. Dość powiedzieć, że jednym z naszych gadżetów jest ukradziony władzy laserek, którym możemy manipulować innymi robotnikami. Przyjdzie nam też na przykład udawać, że pedałujemy na tym zimnym rowerze jak posłuszna mrówka, by prześlizgnąć się dalej. Przy takich mocnych akcentach Black błyszczy najbardziej i szkoda tylko, że nie ma ich tak dużo, jak chciałoby się w ciągu tych, uśredniając, 5-8h.
Zobacz też: Inside - recenzja.
Dużą ulgą w świecie, w którym co chwila umieramy na różne makabryczne sposoby, jest system, który zapisuje grę praktycznie przed każdą nową zagadką, a czasami i w jej trakcie. Do tego wczytywanie zajmuje dosłownie sekundę, co jak na grę niezależną stworzoną na Unity, jest znamienne. Black The Fall działał też całkiem nieźle nawet na moim pięcioletnim laptopie. A nie jest to tytuł, w którym nie ma, na czym zawiesić oka - styl obrany przez twórców, choć tak podobny do Inside, potrafi oczarować subtelną grą świateł, martwym pejzażem czy skąpanym w miękkich cieniach wnętrzem fabryki. To przygoda utrzymana przez większość czasu w różnych odcieniach szarości, ale deweloperzy wiedzieli też, kiedy przełamać to chłodnymi, pastelowymi kolorami apokaliptycznego dnia.Pierwszorzędna robota, choć tego samego nie można powiedzieć o animacjach ludzi. W tym wypadku jest już co najwyżej solidnie, a miejscami w nieco drewnianych ruchach bohatera można poczuć niższy budżet gry. Muzycznie rządzi natomiast refleksyjny ambient. Nie spodziewajcie się go jednak zbyt dużo. To cicha podróż.Black The Fall od początku polega na atmosferze, zagadkach i nadchodzącym wydźwięku opowieści. Atmosfera utrzymuje wysoki poziom przez całą grę, nawet jeśli czasami przeszkadza pewna monotonia oglądanych scen. Zagadki to nierówna sprawa; zdarzają się wpadki, ale w większości są naprawdę dobre. Z kolei wydźwięk... pozostawia pewien niedosyt. Znowu w tym momencie pojawia się widmo Inside, które na koniec wycierało graczem podłogę. Tutaj jest po prostu "całkiem okej"; niestety "całkiem okej" to nie jest coś, czego oczekuje się po takiej historii i po tak dobrze wkomponowanych narracyjnych kopach w brzuch.Niemniej trudno nie widzieć w Black The Fall pasji twórców. To gra z duszą o bezdusznym świecie, której największym problemem może być to, że ktoś już to niedawno zrobił lepiej. Niemniej jeśli lubi się ten typ rozgrywki i jest się gotowym na "zaledwie" nieco odmienną interpretację pomysłów zobaczonych w Inside, to warto się z tą grą zapoznać. Nie jest może dopracowana w każdym calu, ale nie można odmówić jej wartości. Na pewno nie została stworzona w fabryce.
Patryk Fijałkowski