Biomutant - ni stąd, ni zowąd pojawia się perełka Gamescomu
Dawno podczas targów nie miałem takiego uczucia.
Nie mówię tego może z perspektywy weterana, który ma za sobą dwadzieścia Gamescomów i dziesięć E3, ale po trzech latach obecności w Kolonii mogę powiedzieć, że brakowało mi takiego czegoś. Czegoś, co wyskakuje ni stąd, ni zowąd i dzieli się rozgrywką, kiedy większość świata nie ma nawet pojęcia, co to właściwie jest. Sam nie wiedziałem i dopiero koledzy czuwający na miejscu w Polsce dali cynk, że THQ wyskoczyło z takim i takim tytułem. I że zapowiada się naprawdę dobrze.
I rzeczywiście. Zwiastun Biomutant pokazuje piękne widoki i unikatową, baśniową atmosferę skrzyżowaną z postapokaliptyczną otoczką. Mamy i piękny materiał CGI, i fascynujący zwiastun z fragmentami rozgrywki. Łatwo w takim momencie pomyśleć, że to tylko takie czarowanie, że gra jest zaledwie szkieletem i w ogóle to próbują nas wrobić, ci niedobrzy deweloperzy. Sęk jednak w tym, że Biomutant na targach oprócz obiecujących zwiastunów ma również solidne demo, które trwa spokojnie pół godziny. Co więcej: nie zawodzi.
Już początek rozgrywki daje nam sygnały, że mamy do czynienia z czymś ciekawym. Mamy bowiem kreator postaci, ale kreujemy nie jakiegoś wielkiego, muskularnego herosa, tylko... gryzonia. Słodkiego, lecz jednocześnie ewidetnie dzikiego i groźnego, mocno przywodzącego na myśl Rocketa ze "Strażników Galaktyki". Wybieramy jego płeć, posturę oraz rodzaj sierści i jej kolor. Niecodzienna aparycja głównego bohatera momentalnie sprawia, że jesteśmy zaintrygowani. Sytuację dodatkowo poprawia fakt, że naszym kompanem jest zmechanizowany świerszcz. Nieważne, że nie wiemy nawet jeszcze do końca, jaka jest jego rola - liczy się fakt wyjątkowości tego stworzenia; iskry kreatywności, która jest jak powiew świeżego powietrza.
Po zabawie z futrem i wzrostem nietypowego bohatera wkraczamy do akcji. Biomutant jest reklamowane jako RPG akcji w otwartym świecie i choć demo jest bardzo korytarzowe, czuć elementy tego gatunku od samego początku. Wędrując przez dziki, zalesiony świat, który ewidentnie gościł kiedyś cuda naszej współczesnej cywilizacji, znajdujemy mnóstwo skrzynek pełnych złomu i hełmów czy naramienników. Mało tego, nasz gryzoń automatycznie przywdziewa ten sprzęt. A to kask futbolisty, a to starożytna maska teatralna z trzema emocjami czy średniowieczny hełm. Miszmasz jest bardzo duży, z miejsca zaspokojając wszystkich tych, którzy w gatunku lubią przebieranki i nieustanne żonglowanie statystykami.
Wspomnienie Dantego nie jest zresztą na wyrost, bo walka w Biomutancie jest mocno slasherowa. Owszem, mamy statystyki broni czy siłę naszej postaci, a wrogom po każdym uderzeniu nad głową wyświetla się liczba zadanych obrażeń, co nie zmienia faktu, że możemy np. tak zawzięcie naparzać ich mieczem, że żonglujemy nimi w powietrzu, a potem na dokładkę odskakujemy i poprawiamy serią z samodzielnie złożonych pistoletów. Turlanie się i szybkie uniki oczywiście też są obecne.
Na dokładkę dochodzą natomiast umiejętności naszego futrzaka wynikające z ewolucji genów. Możemy na przykład razić przeciwników prądem albo używać na nich telekinezy. Nic nie stoi też na przeszkodzie, żeby w trybie ekspresowym wyhodować przed sobą grzybka-trampolinę, który pomoże i w przeskoczeniu niebezpiecznej przepaści, i wystrzeleniu wroga do góry. Walka już na początkowym etapie prezentuje się różnorodnie i daje sporo satysfakcji, szczególnie kiedy miksuje się poszczególne triki.
O ile demo przeprowadza nas przez podstawy walki i eksploracji, o tyle sami twórcy i materiały promocyjne obiecują bogatą w przygody historię. Otwarty świat Biomutanta przemierzymy za pomocą statków, paralotni, nart czy mechanicznej dłoni (jest pokazana na powyższym trailerze). Odwiedzimy nie tylko tropikalne zakamarki zaprezentowane na prezentacji, ale i lodowe przełęcze czy pustynie. Póki co otwarty świat pozostaje jeszcze poza zasięgiem testów, lecz już same korytarze z dema budzą nadzieję i przykuwają do monitora angażującym systemem walki. I zbieractwa. Bo jak nasz gryzoń przywdziewa znalezioną w skrzyni mistyczną maskę ze spiralami, to buzia sama się uśmiecha.
Ale żeby nie było - zaprezentowane demo nie było idealne. Build był mocno nieoszlifowany; nasz bohater lubił się czasem dziwnie poruszyć lub przeniknąć zatrzaskiwane właśnie drzwi. Nie mieliśmy też dostępu do ekwipunku - gdy coś znajdowaliśmy, bohater automatycznie zakładał to na siebie. Ograniczono też system craftingu, który odegra tutaj ważną rolę - mogliśmy jedynie stworzyć coś, co podpowiadał system, ale nie było mowy o wnikliwym i swobodnym przeglądaniu dostępnych opcji. Korytarzowa formuła dema również ewidentnie kłóciła się z reklamowaniem gry jako RPG z otwartym światem.
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Patryk Fijałkowski