Bez prądu: Dixit - gra wyobraźni
Dixit jest absolutnie wyjątkowy. Koniec, kropka. Bądź co bądź, jak często spotyka się gry, w których punktacja ma zupełnie poboczne znaczenie, wytłumaczenie zasad zajmuje minutę, a jedyne, co potrzebne do dobrej zabawy to wyobraźnia, garść skojarzeń i kilka osób w dowolnym wieku?
16.08.2010 | aktual.: 25.01.2019 13:49
Powiedziałem, że minuta starczy na streszczenie zasad? To jedziemy. Dorzućcie mi do tego jeszcze dwie, a o Dixicie powiem Wam wszystko, co wiedzieć trzeba.
Na grę składają się 84 karty - dostępny jest także dodatek, Dixit 2, zawierający drugie tyle - ale byłoby nieporozumieniem przejście nad tym faktem po prostu do porządku dziennego. No bo jakie to są karty! Ślicznie wykonane, bajkowe, surrealistyczne, groteskowe, czasami śmieszne, czasami straszne, w przeważającej większości wywołujące u graczy reakcję, którą najłatwiej streścić słowami "o rany!" Ciężko to opisać, ale uwierzcie mi - chińska linoskoczkini, która na końcach tyczki do trzymania równowagi zawieszone ma lampiony zawierające płody to naprawdę nie jest najdziwniejszy przykład. Spójrzcie zresztą na zamieszczone obrazki.
Karty są takie z bardzo prostego powodu - mają pobudzić kreatywność i wywołać dzięki temu skojarzenia, o które w całej grze chodzi. Zasady są banalnie proste. Każdy z graczy dysponuje zawsze sześcioma kartami i na przemian z innymi wciela się w rolę Narratora. W takim wypadku wybiera spośród swoich kart jedną, kładzie ją koszulką do góry i podaje skojarzenie. Tym może być wszystko - słowo, zdanie, piosenka, krótka scenka odegrana z udziałem innego, niczego nie spodziewającego się uczestnika, cokolwiek. Można pokazywać, śpiewać, opowiadać. Jasne, najczęściej wszystko sprowadza się do jednego, góra kilku słów, ale taka swoboda Dixitowi daje naprawdę dużo. Gdy skojarzenie jest już znane, inni gracze spośród swoich kart wybierają tę, która najbardziej im do niego pasuje i również wykładają, nie pokazując innym, na stół. Gdy zrobią to wszyscy, Narrator tasuje karty i rozkłada je tak, by były już widoczne. Zadaniem graczy jest wytypowanie, poprzez tajne obstawianie, karty, która była tą pierwszą i została wyłożona przez Narratora. Gdy wszyscy bądź nikt nie zgadnie, Narrator otrzymuje zero punktów, a wszyscy gracze po dwa. Gdy zgadnie tylko część osób - one i Narrator dostają po trzy punkty. Dodatkowo punkty przyznaje się także osobom, na których karty błędnie obstawiono - po jednym za każdego zmylonego gracza. Dzięki takiemu systemowi punktacji Dixit zmusza do kombinowania - Narrator musi podawać niezbyt oczywiste, ale i nie za odległe skojarzenia, reszta grających z kolei stara się w nie trafić i jednocześnie zmylić innych. Koniec zasad.
Dzięki swobodzie w doborze skojarzeń każda rozgrywka w Dixit pełna jest nietypowych, często zupełnie rozbrajających sytuacji. Gwarantuję, że minie dosłownie pięć rozdań, zanim nowi gracze zorientują się, że zabawnie będzie jako hasło podać imię kolegi siedzącego obok. Na stole pojawi się wtedy pewnie ślimak, baletki albo szczur z fujarką (tłumaczyć będziecie się potem). Dość szybko pewnie też ktoś wcielający się w Narratora postanowi zmylić innych i zacznie głośno komentować już odkryte karty ("o, a ta to zupełnie nie pasuje. Co za baran ją dał?"). I co wtedy? Co jest blefem, a co nie? A kiedy podczas kolejnych sześciu rozdań pojawiać się będzie non stop to samo skojarzenie (prawdopodobnie totalnie bzdurne), to możecie być pewni, że gracze chwytają, o co w Dixicie chodzi.
Takich momentów w grze jest całe mnóstwo. Hasło brzmi "miłość" (wyjątkowo marne, ale niech będzie). Rozkładacie karty, a tam: jeż-łucznik, ożywiony strach na wróble wśród słoneczników, kotwica, minotaur z niemowlakiem na rękach i zakochana para przy stoliku szachowym. Karta Narratora? Jak znam życie - jeż albo strach na wróble. Względnie kotwica. Tak ta gra po prostu działa.
Warto też dodać, że Dixit zbliża ludzi. Wspólne pojedynki na kreatywność i wyobraźnię po prostu ułatwiają kontakt i pozwalają lepiej poznać innych. Zwłaszcza, jeśli dorzuci się do tego piwo albo inne, niekoniecznie wyskokowe, napoje - a grać można wszędzie, więc nie problem iść choćby do pubu (choć inni klienci dosyć dziwnie patrzą wtedy na grupkę skupioną nad kolorowymi kartami "dla dzieci", ale w sumie to poczucie bycia geekiem bywa nawet przyjemne). Jasne - planszówki w ogóle tak działają, ale w przypadku Dixita jest to zdecydowanie bardziej odczuwalne.
Wady? Brak. No dobrze, jeśli miałbym się czegoś czepiać, to rozmiarów pudełka. Dwie trzecie jego powierzchni to tor do liczenia punktów, same karty nie zajmują bowiem dużo miejsca. Fakt, jest świetny i idealnie wpisuje się w klimat gry - to kamyczki, na których stawia się symbolizujące graczy pionki w kształcie królików - ale po pewnym czasie jego rozmiary zaczynają przeszkadzać. Inna rzecz, że bez problemu można zapisywać wszystko na papierze i nosić przy sobie tylko karty. Zresztą, punkty mają naprawdę marginalne znaczenie, a grupa doświadczonych graczy może wręcz zrezygnować z ich liczenia. Zwyczajnie nie o to tu chodzi.
Stworzony przez Jean-Louis Roubirę Dixit po raz pierwszy wydany został w 2008 roku i z miejsca zdobył tytuł francuskiej gry roku. Od tamtego czasu podbija serca miłośników planszówek w kolejnych krajach światach i gdzie się nie ukaże, tam robi furorę. W Polsce pierwsze wydanie sprzedało się na pniu, drugie dostępne jest jeszcze w sklepach. Moje zdanie? Brać, póki jeszcze jest. Grałem w Dixit z kilkudziesięcioma różnymi osobami i słowo daję, że nie spotkałem ani jednej, która nie byłaby zachwycona. Ba - regularnie jestem pytany "kiedy znowu gramy?". Nie żałuję żadnej wydanej na grę złotówki. Cudo.
Tomasz Kutera