Beta Vermintide 2 zrobiła ze mnie ścierę do podłogi... i bardzo mi z tym dobrze
Czasem nawet ja lubię, jak gra mnie wymęczy.
Z pierwszym Vermintide'em spędziłem mniej czasu, niż bym chciał, ale i tak wystarczająco dużo, by wiedzieć, że o ile tylko drużyna w miarę ze sobą współpracuje, to w zasadzie nie ma się czego bać. Nie chodzi nawet o komunikację; po prostu niech każdy robi to, co do niego należy i jakoś to będzie. Przynajmniej na "normalu".
Warhammer: Vermintide 2 – The Tempest Gameplay featuring the Bounty Hunter
Dwójka natomiast, a przynajmniej to, co oferowała zakończona wczoraj beta, to zupełnie inna para kaloszy. Ta gra cię, graczu, nienawidzi. Już prawie udało sie pokonać hordę? Nic z tego, bo właśnie rzucamy w ciebie rat ogre'em. A żeby było zabawniej, damy mu zamiast łapek miotacze podrasowanego energią spaczenia gazu. I jeszcze zespawnujemy go w ciasnym korytarzu, żebyś nie mógł wokół niego manewrować. Albo stormverminy. Pamiętacie je z jedynki? To teraz daliśmy im dodatkowo tarcze, żeby jeszcze trudniej było je ubić.
Cały Vermintide 2 krzyczy, że jesteś nikim i w każdej chwili może zrobić z tobą co chce. Skaveńskie gigantyczne szczury, czarnoksiężnicy Chaosu wysysający z postaci energię życiową, czy zmutowani ponad ludzkie pojęcie wyznawcy niszczycielskich potęg. To wszystko tylko czeka, by dobrać się grupie śmiałków do tyłków i sprawić, by każda kolejna rozgrywka była drogą przez mękę.
Zresztą wcale nie potrzeba "superbohaterów zła", by złoić skóry graczom. Nawet podstawowi przeciwnicy są bardziej wytrzymali i nieco sprytniejsi, a do tego hordy zdają się być liczebniejsze, niż miało to miejsce w jedynce. Dużo dało też rozszerzenie listy wrogów o wyznawców Chaosu, którzy świetnie komponują się z klimatem gry, a jednocześnie są trudniejszymi przeciwnikami niż skaveni. A w ogóle najlepsze jest to, że na jednej mapie spotkamy i jednych, i drugich w tej samej rozgrywce, więc na bieżąco trzeba dostosowywać swoją strategię.
I wcale nie jest to przytyk, bo już na tym najniższym poziomie trudności beta oferowała spore wyzwanie. Spore i... trochę niesprawiedliwe. Albo w newralgicznych punktach brakuje tych nieszczęsnych apteczek (za to na przykład na początku poziomu ich pełno), albo RNG rzuci na nas sześć hook ratów, które skutecznie unieruchomią całą ekipę, albo stanie się to, o czym pisałem na początku. Bo pamiętajmy, że w tym świecie nie ma balansu, sprawiedliwości czy innych bzdur i Vermintide 2 świetnie to odwzorowuje. Nie jest to też ten soulsowy "gitgudyzm". Tutaj przegrałeś, bo miałeś pecha, a nie dlatego, że brakuje ci umiejętności czy nie przemyślałeś kolejnego ruchu.
A najlepsze, że jakoś niespecjalnie mi to przeszkadza, choć zwykle piętnuję produkcje, które w ten sposób traktują gracza. Może to kwestia Warhammera, którego jestem wielkim fanem i do którego takie podejście bardzo pasuje. A może chodzi o to, że kolejne porażki tak naprawdę nie blokują postępu, a jedynie go spowalniają, bo nawet po przegranej misji dostaniemy punkty doświadczenia, a fabuła jest jedynie dodatkiem do niezwykle satysfakcjonującej sieczki.
Nie zapominajmy też, że każda rozgrywka jest trochę inna. Raz rzuci się na nas gigantyczny szczur, kiedy indziej spotkamy hordę, a jeszcze za kolejnym razem jedno i drugie. Raz nawet zdarzyło się, że nie spotkaliśmy niczego w miejscu, gdzie przy poprzednich przejściach nas masakrowano. Co oczywiście nie przeszkodziło grze dorwać nas nieco dalej.
Ot, takie to moje pierwsze wrażenia po paru godzinach spędzonych z betą. Premiera Vermintide 2 już 8 marca, w tych okolicach spodziewajcie się też recenzji.
Bartosz Stodolny