Beat Saber - recenzja. Chłopak z mieczami byłby dla mnie parą
Jeśli któryś gatunek wyjątkowo dobrze sprawdza się w VR, to są to z pewnością gry rytmiczne. O ile wykorzysta się technologię.
21.01.2019 | aktual.: 21.01.2019 16:38
Żartuję. Mamy dwa miecze (świetlne!) i jeden - czerwony - jest do rozcinania czerwonych sześcianów, a drugi - niebieski - do rozcinania niebieskich. Dwukolorowe sześciany suną w naszą stronę z wyświetlonymi strzałkami, informującymi z której strony należy ciąć. Wszystko dzieje się w rytmie energicznej muzyki, a kiedy bas wali w klatkę piersiową, my zaś wpadamy w wartki flow, w ostatniej sekundzie rozcinając bezbłędnie sześciany, łatwo poczuć charakterystyczną euforię zarezerwowaną tylko dla gier rytmicznych.
Platformy: PC, PS4
Producent: Beat Games
Wydawca: Beat Games/Sony
Data premiery: 20.11.2018 (PS4), 01.05.2018 (PC, wczesny dostęp)
Wersja PL: Nie
Wymagania sprzętowe: Windows 7 – 10, Intel Core i5 Sandy Bridge, 4 GB RAM, karta grafiki Nvidia GTX 960
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Obrazki pochodzą od redakcji. Graliśmy na PS4 Pro.
W swoich najlepszych momentach Beat Saber sprawia, że czujemy się jak futurystyczny perkusista z innej planety. Albo jak Samuraj Jack czy inny twardziel, szatkujący wrogów w rytm dynamicznej elektroniki. W najlepszych momentach w głowie mamy sekwencję walki w prywatnym filmie akcji albo koncert na międzygalaktycznym Open'erze. Buzuje nam krew, spocone włosy przylepiają się do czoła. Sapiemy ze zmęczenia, z szerokim uśmiechem i dwoma Move'ami w garści. Czasami zamiast sześcianów nadciągają bomby - ich należy nie rozcinać, co w piosence oddane jest stosownym wyciszeniem - albo wygłuszające ściany, przed którymi musimy się uchylić.Tych najlepszych momentów Beat Saber ma niestety trochę za mało. To gra dopracowana, ale nieco zbyt skromna, a w efekcie szybko wyczerpująca zestaw swoich atrakcji. Do powyższego opisu rozgrywki można jeszcze dorzucić różne modyfikatory - m. in. cztery poziomy trudności, przyspieszanie/zwalnianie utworów, znikające po sekundzie strzałki czy swoisty permadeath, w którym jakikolwiek błąd oznacza zakończenie piosenki. Używamy ich w dostępnych od samego początku szesnastu utworach.No, jest jeszcze kampania, której największym błędem jest to, że nazywa się kampanią. Słowo to sugeruje bowiem nie tylko jakiś fabularny kontekst, ale i wagę trybu. Tymczasem tak naprawdę mamy do czynienia z trybem wyzwań dla chętnych, w którym mierzymy się z piosenkami znanymi z Free Play w warunkach narzuconych przez twórców. Przechodzimy je w ustalonej kolejności, wchodząc na coraz wyższe poziomy trudności. Problem w tym, że zostało to źle wyważone. "Kampania" bardzo szybko staje się diabelnie wymagająca. Kiedy wprowadzony jest jakiś nowy element, nie dostajemy paru plansz na zapoznanie się z jego mechaniką i naturalne przyswojenie, tylko od razu jesteśmy zmuszeni działać mniej więcej tak:JTNDaWZyYW1lJTIwc3JjJTNEJTI3aHR0cHMlM0ElMkYlMkZnZnljYXQuY29tJTJGaWZyJTJGTGFzdGluZ0VsYXN0aWNGdXJzZWFsJTI3JTIwZnJhbWVib3JkZXIlM0QlMjcwJTI3JTIwc2Nyb2xsaW5nJTNEJTI3bm8lMjclMjBhbGxvd2Z1bGxzY3JlZW4lMjB3aWR0aCUzRCUyNzk1MCUyNyUyMGhlaWdodCUzRCUyNzMxMyUyNyUzRSUzQyUyRmlmcmFtZSUzRSUzQ3AlM0UlMjAlM0NhJTIwaHJlZiUzRCUyMmh0dHBzJTNBJTJGJTJGZ2Z5Y2F0LmNvbSUyRkxhc3RpbmdFbGFzdGljRnVyc2VhbCUyMiUzRXZpYSUyMEdmeWNhdCUzQyUyRmElM0UlM0MlMkZwJTNFZresztą, szybkie tempo czy sześciany zmieniające swoje położenie to pół biedy. Gorzej kiedy gra goniąc za poziomem trudności, gubi swojego ducha. Część wyzwań polega na przykład na wykonywaniu jak najmniej zamaszystych ruchów. W efekcie zamiast być tym twardzielem z mieczami czy kosmicznym perkusistą na koncercie życia, stoimy zamrożeni, próbując samym ruchem nadgarstków muskać sześciany koniuszkami mieczy. Zupełnie jakby twórcy starali się sabotować własną grę i nie pozwalali się w niej bawić.No dobrze, ale ktoś może powiedzieć, że to przecież opcjonalne. Że to właśnie dla takich świrusów, co już na expercie robią te piosenki z zawiązanymi oczami, stojąc na głowie. Zgodzę się. Szkoda jednak, że gra tego lepiej nie komunikuje i poza "kampanią" oraz free playem nie oferuje już nic innego. Oba te tryby różnią się zresztą tylko tym, że w kampanii piosenki gramy z narzuconymi modyfikatorami i w narzuconej kolejności, a we free playu sami sobie wszystko ustawiamy.Nie odblokujemy tutaj żadnych nowych trybów czy choćby głupich skórek dla mieczy. W efekcie po ograniu skromnego zestawu piosenek jedyne, co może zachęcać do dalszego grania to nasze własne samozaparcie, by być coraz lepszym.Mam też problem ze stroną wizualną Beat Saber. Tła są bardzo statyczne i mało interesujące. Trudno tutaj choćby o namiastkę narkotycznych wrażeń z REZ Infinite czy Tetris Effect. Sześciany suną po prostu w niesprecyzowanej, pozbawionej charakteru przestrzeni, a my stoimy w miejscu i je rozcinamy. Tego typu gra aż prosi się o bardziej dynamiczne sekwencje i wykorzystanie uroków wirtualnej rzeczywistości. Tymczasem gdybym nie musiał od czasu do czasu przesunąć głowy, by uniknąć ściany, zastanawiałbym się, czemu właściwie Beat Saber jest grą VR-ową.Znacznie lepiej wypada z kolei to, co najważniejsze, czyli warstwa muzyczna. Piosenek jest niewiele, ale nie można odmówić im zróżnicowania. Fundamentem dla wszystkich są elektroniczne brzmienia, nie oznacza to jednak, że w jednej nie mogą pojawić się ciężkie gitary, w innej rap, a jeszcze w kolejnej karaibskie rytmy. Wiele świetnie operuje też dynamiką - spokojne zwrotki na złapanie oddechu narastają stopniowo, by wprowadzić nas w zwariowany, pompujący adrenalinę refren. Co ważne, o ile podnoszenie poziomu trudności w kampanii twórcom nie idzie, o tyle same różnice między poszczególnymi poziomami trudności w każdej piosence są w sam raz. Kiedy w mojej ulubionej, grzmiącej basem "Elixii" przeskakiwałem z normala na harda, widziałem, że jeszcze sporo nauki przede mną, ale jednocześnie nie czułem się jak dziecko we mgle.Tylko znowu - ograłem wszystkie szesnaście kawałków, pomęczyłem się w kampanii i nie mam już żadnej potrzeby wracać do Beat Saber. W grze pojawią się jeszcze paczki z piosenkami, a na PC gracze mogą nieoficjalnie wgrywać piosenki zaprojektowane przez fanów, ale nie zmienia to faktu, że aktualna, oficjalna wersja Beat Saber jest nieco zbyt wychudzona. Zarówno muzycznie, jak i wizualnie czy pod względem trybów. Jeśli komuś starczy sama frajda z trenowania tych samych piosenek w kółko, to czeka go masa zabawy. Pozostałym Beat Saber starczy może na parę intensywnych godzin.