Battlefield 4 - recenzja
Przełom generacji konsolowych przynosi jedną z najlepszych, o ile po prostu nie najlepszą grę o strzelaniu. Jeśli oczywiście macie zamiar grać w sieci, bo w singlu nie ma tu czego szukać.
04.11.2013 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Ocena: 4/5 Gdybym miał oceniał samego singla, dałbym BF4 2 punkty na 5 (i tylko dlatego, że nie da się dać 1,5). Gdybym miał oceniać samo multi, dałbym 5/5, bo czegoś takiego gry jeszcze nie widziały. Na nieszczęście producent spakował obie rzeczy w jednej paczce i namieszał wszystkim w głowach.
Współczesny świat znów stoi na krawędzi wojny i znów będziemy tę wojnę obserwować oczami szeregowego żołnierza, wysyłanego na kolejne misje specjalne. Reckera poznajemy w dość nietypowych okolicznościach, ale niestety po bardzo przebojowej, głośnej i przepełnionej efektami i emocjami pierwszej misji gra nagle przypomina sobie, że jest sequelem tytułu fabularnie przeciętnego i sama robi się dokładnie taka sama. Apogeum tego stylu stanowi koszmarnie nudna scena spaceru po lotniskowcu, gdzie niczym w stareńkich grach musimy oglądać coś tak długo, aż nasz towarzysz otworzy nam drzwi albo aż ktoś zejdzie nam z drogi.
Razem raźniej? Inaczej niż w poprzedniej części, podczas strzelanin zawsze towarzyszy nam oddział, ale to, co sobą reprezentuje, można pokazywać jako przykład tragedii systemów sztucznej inteligencji. Nasi kompani kryją się za osłonami i strzelają do przeciwników, ale gdy wreszcie już kogoś zastrzelą, aż chce się do nich biec i gratulować - tak rzadko im się to udaje. Ledwo trafiają nawet wtedy, gdy wydamy im rozkaz ostrzelania wskazanego przeciwnika. Na szczęście są nieśmiertelni i nie trzeba ich reanimować. Niechybnie na tym polegałaby gra, gdyby nieśmiertelni nie byli.
Konstrukcja poziomów ma swoje mocne momenty, ale do dobrej zabawy jest tu daleko. Dziwią decyzje rodem sprzed dziesięciu lat - jak choćby rozstawienie wszędzie dwóch rodzajów skrzynek odnawiających nam amunicję oraz gadżety, do których pędzimy świńskim truchtem, gdy tylko zabraknie nam min, a tu akurat trzeba wysadzić czołg, na szczęście obsadzony ślepą, głuchą i niezbyt bystrą załogą.
Battlefield 4
W skrzynkach możemy wymienić sobie broń na dowolną z odblokowanych, a odblokowywanie karabinów odbywa się poprzez kończenie poziomów z jak najwyższym wynikiem. Nie miałbym nic przeciwko takiemu systemowi w jakimś specjalnym trybie arcade, ale w kampanii, starającej się poważnie przedstawić poważne wydarzenia, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Denerwuje też bombardowanie gracza informacjami - punkty za trafienie w głowę, punkty za to, punkty za tamto, odznaka brązowa, srebrna, złota... Rozumiem, że gamifikacja to modna rzecz, ale tego typu rozwiązanie przystoi jakiejś grze w futurystycznych klimatach, gdzie dodatkowo przydałoby się uzasadnienie. Nawet w kompletnie pojechanym Bulletstormie punkty liczył fabularnie uzasadniony system komputerowy. W BF4 efektem takiego mechanicznego podejścia jest oderwanie zabawy od fabuły, na dodatek mocno przeciętnej.
Pomysłów na zaciekawienie gracza brakuje i z biegiem kampanii (bardzo krótkiej, kilkugodzinnej) atakowani jesteśmy coraz większą liczbą killroomów, zwykle na otwartej przestrzeni. Zabij 20 gości, którzy chowają się za osłonami, super, o tym marzyłem, uruchamiając grę traktującą o wojskowych konfliktach niedalekiej przyszłości.
Zemsta niemowy Kampania może by się jeszcze broniła, gdyby fabuła trzymała się kupy i dobrze ją poprowadzono. Niestety prowadzona nie jest w ogóle, a główny bohater to jej największa bolączka.
Otóż na skutek czyjegoś zapatrzenia się w Half-Life'a 2, Recker się nie odzywa. Nigdy. W ogóle. W HL2 to grało, bo Gordon był samotnikiem (i nerdem), do tego walczył często bez pomocy, ale tutaj mamy dowódcę oddziału. Dowódcę, który wydaje rozkazy gestami dłoni, nawet się przy tym nie odzywając. Dowódcę, do którego podwładni zwracają się z jakimiś pytaniami, a on nie wydaje z siebie dźwięku. Dowódcę wzywanego przez przełożonych na ważne spotkania strategiczne, na których to spotkaniach nie ma nic do powiedzenia. I wreszcie dowódcę, którego sami twórcy gry traktują jak bezmózgiego robota, bo gdy drużyna staje przed generałem albo ogląda coś ważnego, zastawia mu dostęp. I tak sobie stoimy w tym drugim rzędzie, śmiejąc się z siebie samych, że znowu daliśmy się firmie DICE wpuścić w maliny, jakoby kampania singlowa była priorytetem w najnowszym Battlefieldzie. Nie była priorytetem, a co więcej - jest tak zła, jak nigdy wcześniej. Przykro patrzeć na ten bałagan, dodatkowo potęgowany błędami technicznymi. Wielu graczom na przykład (na PS3 i na X360) gra nie zapisuje postępów w kampanii. Może robi to z litości.
Battlefield 4
Nowe otwarcie A może dlatego, żebyśmy rzucili tym nędznym singlem o ścianę i pograli w tryb sieciowy. Im więcej godzin w nim zostawiałem, tym bardziej mi się podobał, chociaż pierwsze wrażenie jest szokujące, bo tempo rozgrywki znacząco odbiega od Battlefielda 3 (aż go uruchomiłem, żeby się przekonać). Jest znacznie szybciej, wszystko dzieje się w sposób natychmiastowy, a chwila zagapienia zawsze kończy się dziurą w czole. Trzeba się przyzwyczaić do innego, trochę mniej cierpliwego, ale i trochę odważniejszego stylu zabawy.
Obecnie w Battlefieldzie 4 polem bitwy rządzi niepodzielnie piechota. Nie śmigłowce, nie odrzutowce, nie czołgi, nie mobilne stanowiska artylerii przeciwlotniczej i przeciwpancernej - ale właśnie piechota. Inżynierowie dostali do dyspozycji szeroki wachlarz nad wyraz skutecznych rakiet, w tym wyrzutnię dla niedzielnych graczy, która w delikatny sposób potrafi namierzać pojazd - i jest to oręż domyślny, dostępny od początku! Wyrzutnia nie czyni wielkich szkód, ale trzech inżynierów zawsze rozwali czołg w drobny mak, choćby nie wiem jak czołg się starał.
Jeszcze gorzej jest ze sprzętem latającym. Odrzutowce jak to odrzutowce, zajęte są zwykle sobą nawzajem i nie interesują się tym, co się dzieje na ziemi, ale śmigłowców aż mi szkoda, gdy raz za razem w nie trafiam, a one, płonąc, spadają do morza. Pewnie za patch albo dwa sytuacja ulegnie diametralnej zmianie, ale na razie śmigłowce mają ciężko, bardzo ciężko.
Battlefield 4
Tony sprzętu Tak jak poprzednio, cały system rozwoju naszej postaci i sprzętu najróżniejszej maści oparty został na elementach odblokowywanych. Autorzy nie popełnili jednak błędu z Battlefielda 3, gdzie goły odrzutowiec był niemal bezbronny i odblokowanie choćby rakiet powietrze-powietrze zajmowało stanowczo zbyt wiele czasu. Teraz wszystkie pojazdy mają zestaw wyposażenia podstawowego, które daje całkiem niezłe szanse w starciach nawet z dużo bardziej zaawansowanymi przeciwnikami.
Jeszcze ciekawsze rzeczy dzieją się w unlockach piechoty. Tutaj poza zdobywaniem nowych poziomów w jednej z czterech klas piechoty (szturmowco-medyk, inżyniero-saper, snajpero-zwiadowca oraz ciężkozbrojny zaopatrzeniowiec) rozwijamy też umiejętności posługiwania się konkretną klasą broni - i w nagrodę otrzymujemy kolejne bronie z tej klasy. Giwery mają znacznie więcej dodatków niż poprzednio, samych uchwytów jest kilka, a do tego jeszcze najróżniejsze rodzaje tłumików, celowników, laserów i latarek, i człowiek sam już nie wie, w co ręce włożyć. Ale to dobrze.
Drugi ekran, druga funkcja Przy zarządzaniu całym tym majdanem przydaje się smartfon albo tablet. Za pomocą aplikacji Battlelog można - nawet na konsolach starej generacji, grałem na PS3 - zmieniać klasy, karabiny i wyposażenie pojazdów. Wygodne to bardzo, aczkolwiek nie mogę się doczekać wersji następnej generacji, gdzie będę mógł z tabletu i telefonu grać jako dowódca. Bo granie jako dowódca to nawet na dużej konsoli kapitalna zabawa.
Battlefield 4
Dowódca nie bierze udziału w walce (nie ma na polu bitwy jego awatara), za to ma do dyspozycji rzeczy dla zwykłych wojaków niedostępne. Dwa podstawowe narzędzia, skanowanie terenu i zakłócanie urządzeń przeciwnika na określonym obszarze, są bezcenne - dlatego też nie widziałem jeszcze meczu, w którym drużyna z dowódcą na pokładzie przegrałaby z drużyną bez dowódcy. Dowódca zbiera punkty za asysty (czyli zauważył za pomocą skanu wrogiego żołnierza przeciwnika, a potem ktoś tam na dole tego żołnierza zabił), ale też awansowanie drużyn (dzięki czemu odrodzenie trwa szybciej), wysyłanie kanionierki, strzelanie pociskiem namierzanym laserowo i jeszcze parę innych rzeczy. Większość zdolności dowódcy zależna jest jednak od mapy: aby mógł wysłać kanonierkę w trybie Podboju, jego drużyna musi zająć odpowiednią flagę.
Architektura zwycięzcy Mapy w trybie sieciowym Battlefield 4 to prawdziwe mistrzostwo świata. Nie ma na nich żadnych irytujących "chokepointów" (miejsc, gdzie koncentruje się przesadna liczba walk, na przykład korytarz będący jedynym przejściem przez mapę), a kreatywność twórców zdaje się nie mieć końca. Mamy więc poziom rozgrywający się naokoło oraz pod olbrzymim, płaskim radarem, poziom odbywający się w trakcie sztormu na szeregu wysepek, poziom w starej fabryce czołgów, a nawet w zalewanym powodzią mieście. Wszędzie zadbano o to, żeby żadna drużyna nie miała zbyt wielkiej przewagi ze względu na miejsce startu i w zasadzie nie zdarzają się rozgrywki, w której jeden team zbiera baty, a drugi siedzi naokoło jego bazy początkowej i strzela ze wszystkiego, co ma.
Szumnie zapowiadane levolution, czyli równanie poziomów z ziemią, jest nieco na wyrost, ale można nabroić znacznie więcej niż w poprzednich częściach, trzeba jedynie wiedzieć jak. Poziom zalany wodą można zalać bardziej (i wtedy mapa robi się zupełnie inna), tu da się wysadzić komin, tam zrobić dziurę w starej zaporze. Kluczowe jest jednak to, że już praktycznie nie ma pancernych domków z Battlefielda 3, więc w pobliżu flag czy też punktów do wysadzenia po paru minutach walk wszystko już leży w gruzach. Wyjątkiem są mapy miejskie takie jak oblężenie Szanghaju, gdzie daje się tylko zrobić dziurę w ziemi w jednym czy dwóch miejscach i podciąć chybotliwy wieżowiec, względnie wysadzić powierzchnię głównej ulicy za pomocą biegnącego pod nią gazociągu.
Battlefield 4
Werdykt Jeśli pragniecie wspaniałej rozgrywki sieciowej na całkiem obszernych, świetnie wymyślonych i zaprojektowanych mapach, gdzie epickie starcia piechoty i wszelkich pojazdów obserwuje z satelity dowódca wspierający swoją stronę i starający się wymanewrować dowódcę przeciwnika - nie ma lepszej gry niż Battlefield 4. Jeśli jednak chcecie zagrać w porywającą kampanię fabularną, opowiadającą o współczesnych hipotetycznych konfliktach zbrojnych - jest wiele lepszych gier niż Battlefield 4. W zasadzie większość z nich jest lepsza.
Polska wersja przygotowana jest bardzo porządnie, póki co nie natknąłem się na żadną literówkę. Dubbing może się podobać, ale jeśli nie gramy na słuchawkach (lub nie mieszkamy sami), należy go jak najprędzej wyciszyć albo przełączyć na inny język, bo stężenie kurew na sekundę jest całkiem spore. Rozumiem, żołnierze rozmawiają w języku żołnierskim, ale zwiędnięte uszy domowników to sprawa nieprzyjemna.
Póki co polecam granie na pececie, bo nie ryzykujecie wypalenia oczu grafiką niebezpiecznie zbliżającą się już poziomem pikselizacji do Minecrafta, dostaniecie też częściej patche, które naprawią chociaż część drobnych błędów, których w BF4 jest całkiem sporo (ale żaden nie rujnuje rozgrywki - poza tym z sejwami w kampanii). Jeśli jednak chcecie czekać na nowe konsole, żeby grać w sieci, to nie czekajcie - już dzisiaj zacznijcie grać, a potem sobie ulepszcie swoje BF-y do wersji next-genowej, a postępy w trybie sieciowym przejdą razem z Wami. W systemie Sony takie ulepszenie kosztować będzie 39 złotych (gra ulepszy się cyfrowo), a w systemie Microsoftu 10 dolarów, ale nie ma żadnych informacji, czy i kiedy taki program aktualizacyjny będzie działał na terenie Polski.
Żeby jednak nie kończyć technicznym bełkotem: gorąco polecam BF4 i zapraszam do wspólnej rozgrywki w sieci. Do innych celów ta gra się nadaje tylko wtedy, gdy nie ma netu, a wszystkie pozostałe gry oddaliście znajomym. Gdybym miał oceniał samego singla, dałbym BF4 2 punkty na 5 (i tylko dlatego, że nie da się dać 1,5). Gdybym miał oceniać samo multi, dałbym 5/5, bo czegoś takiego gry jeszcze nie widziały. Na nieszczęście producent spakował obie rzeczy w jednej paczce i namieszał wszystkim w głowach.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów.)
Jakub Kowalski
- Data premiery: 31.10.2013
- Platformy: PS3, Xbox 360, PC; wkrótce PS4 i Xbox One
- Producent: DICE
- Wydawca: Electronic Arts
- Dystrybutor: Electronic Arts Polska
- PEGI: 18
Testowano na PlayStation 3.
Battlefield 4 (PS4)
- Gatunek: strzelanina
- Kategoria wiekowa: od 18 lat