BattleBlock Theater - recenzja. Walka na śmiech i życie

BattleBlock Theater - recenzja. Walka na śmiech i życie

BattleBlock Theater - recenzja. Walka na śmiech i życie
marcindmjqtx
17.04.2013 13:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Autorzy Castle Crashers to ambitna ekipa. W ich najnowszej grze widać tego plusy, ale i kilka minusów.

Już sam pomysł na BattleBlock był na tyle dziwny, że do momentu odpalenia gry sam nie wiedziałem, czy będzie to nawalanka, platformówka, zabawa w berka, czy coś jeszcze innego. Okazało się, że... wszystkiego po trochu.

Głośny śmiech Elementem, który spaja całość jest Humor. Przez bardzo duże H. BattleBlock to zdecydowanie najśmieszniejsza gra, w jaką grałem od długiego czasu.

Akcja gry jest bowiem poniekąd przedstawieniem odgrywanym na deskach teatru. Fabuła opowiada o losach grupy przyjaciół, której statek (SS Friendship) pada ofiarą sztormu. Rozbitkowie lądują na wyspie, gdzie trafiają do niewoli i są zmuszeni do walki o swoje życie na oczach widzów. Brzmi makabrycznie? Spokojnie, autorzy gry postarali się o to, by w trakcie zabawy z ust nie schodził uśmiech. Duża w tym zasługa komentatora, który z (nie)zdrowym podnieceniem relacjonuje wydarzenia na ekranie. Każde niepowodzenie gracza to dla niego okazja do niewybrednego żartu, zdarza mu się śpiewać, rymować, a jadaczka mu się nie zamyka. Potok pogodnych i zagrzewających do walki komentarzy uzupełnia narracja scenek pomiędzy kolejnymi aktami opowieści. Bywają nieco dłuższe, niż można by się spodziewać, ale gdy słuchamy, jak facet daje z siebie wszystko, popełnia gafy i komicznie naprawia swoje błędy, ani na chwilę nie myśli się o przewinięciu scenki.

Uroku grze dodaje też masa drobnych smaczków, jak chociażby fakt, że nowe uzbrojenie kupujemy za zebrane włóczki (rozbitkowie wylądowali na wyspie rządzonej przez koty). Albo też to, że przez uzbrojenie rozumiem arsenał, który swoim postrzeleniem dorównuje kilku zakręconym pomysłom z Wormsów. Nie da się też uciec przed ciepłem bijącym z oprawy gry, która całą walkę o przeżycie i przemoc sprowadza do poziomu dowolnej animowanej bajki.

Podłoga lubi wybuchać

Jeśli chodzi o atmosferę, BattleBlock to mistrzostwo, ale pewnie chcielibyście się w końcu dowiedzieć, jak się w to gra. Od razu wyjaśnijmy sobie, że nie ma tu wielu wspólnych elementów z Castle Crashers.

Skacz by przeżyć BattleBlock ma dwa oblicza, w zależności od tego, czy przechodzimy tryb fabularny, czy szalejemy w sieci. Gdy gramy sami, ewentualnie z drugim graczem w kooperacji, gra jest przede wszystkim platformówką. By zaliczyć planszę, trzeba zebrać wystarczającą liczbę klejnotów, by otworzyło się wyjście. Samo dotarcie do nich nie jest wielkim problemem, bo śmierć oznacza tylko szybki respawn, ale gra ocenia naszą szybkość i wystawia potem stosowną ocenę.

Jednak wraz z kolejnymi planszami Battleblock coraz wyraźniej daje do zrozumienia, że autorzy grali w Super Meat Boy i bardzo im się podobał. The Behemoth nie brakowało jednak własnych pomysłów na to, jak utrudnić graczowi życie, a plansze zostały zaprojektowane tak, by co chwilę rzucać mu pod nogi inne przeszkody. Battleblock to ocean ciekawych rozwiązań i świeżych mechanik połączonych w świetne, wymagające, ale i sprawiające mnóstwo frajdy plansze. Gdyby tylko one próbowały nas zabić...

Za klejnoty (wy)kupujemy nowych bohaterów

Niestety, autorzy postanowili urozmaicić nieco rozgrywkę, zaludniając plansze wrogami, którzy potrafią zepsuć radość z płynnego pokonywania przeszkód. Wiem, jak to brzmi po doświadczeniach z Castle Crashers, ale walka w Battleblock Theater leży. Pal licho tych kilku przeciwników ustawionych na drodze gracza/graczy w kampanii. Problem uwidacznia się przede wszystkim w sieci.

Walka na kuksańce Postacie mają kilka niemrawych ciosów, ale kiedy stajemy twarzą w twarz z wrogiem, i tak wszystko sprowadza się do tego, kto będzie miał więcej szczęścia. Broń, choć śmiesznawa, często okazuje się nieprzydatna i cała walka sprowadza się do nerwowego mashowania przycisków w nadziei, że tym razem to przeciwnik dostanie w nos. Plusy należą się autorom za różnorodność trybów sieciowych.

Piłka, bramka, a jednak gramy w kosza

Te, w których nie dążymy do bezpośredniej konfrontacji wypadają świetnie (malowanie planszy na swój kolor, koszykówka, berek, w którym kradniemy przeciwnikowi duszę). Te, w których trzeba się tłuc, szybko irytują chaosem i kulejącą rozgrywką.

Zbieracz-budowniczy Jak zwykle w grach tego studia, na odkrycie czeka masa, MASA elementów postaci i rodzajów broni. Co więcej, tym razem autorzy udostępnili także edytor, który pozwala na tworzenie własnych plansz do każdego trybu. Jest intuicyjny i potężny, a społeczność prężnie tworzy już nowe playlisty, co oznacza, że BattleBlock czeka dłuuuuugie życie.

Rozgrzane węgle wyrzucają gracza w powietrze. Jedna z wielu ciekawostek

Werdykt The Behemoth chciało złapać dwie sroki za ogon, ale jedna sprawia problemy. BattleBlock spisuje się świetnie jako platformówka, ale sieciowe oblicze gry nie jest już tak pomysłowe. Potrafi i znużyć, i wkurzyć. Castle Crashers polecam zawsze, każdemu i wszędzie, przy Battleblock Theater muszę zrobić zastrzeżenie, że trzeba lubić trudne platformówki. Jeśli ten warunek jest spełniony, to inwestujcie śmiało, bo dzięki edytorowi ciekawych planszy na pewno nie zabraknie.

Maciej Kowalik

BattleBlock Theater dostępny jest w Xbox Live Arcade za 1200 MSP.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)