Życie istniało tylko w Świecie Wewnętrznym. Aura świętego Magicznego Kryształu chroniła przed szalejącym na zewnątrz Chaosem. Jego zbawienny wpływ pozwalał słońcu świecić, rzekom płynąć i rosnąć zbożu. Poza nim istniała tylko ciemność, bez życia, bez nadziei i bez magii.Od wieków trzy rasy zamieszkujące Świat Wewnętrzny, ludzie, elfy i krasnoludy, żyły obok siebie w pokoju i harmonii. Pewnego nieszczęśliwego dnia, który był początkiem wieku grozy, jeden z elfickich wielce uczonych magów zaczął zgłębiać zakazaną wiedzę. Wiele lat później, bogatszy w mroczną i niepowstrzymaną potęgę, zdobył wpływ na Księżniczkę, władczynię elfów. Mamiąc ją powrotem całej rasy do ich własnego świata, opuszczonego w obliczu zagłady, sprowadził na tory wojny, której celem było zniszczenie Kryształu, podobno więżącego elfy w tej krainie. Wieloletnia krwawa wojna na wyczerpanie, otuliła cały świat w dymach pożogi i wypełniła go jękami umierających. Dzięki geniuszowi najemnych generałów ludziom udało się powstrzymać elficką inwazję i obronić Kryształ. Sprawca tego całego „zamieszania” zaginął na wiele lat, po to tylko, by objawić się w swym następnym wcieleniu jako Mistrz Ciemności, władca okrutnej Cytadeli. Gdy armie teraz już sojuszników, poczęły się gromadzić w celu zniszczenia tego zagrożenia raz na zawsze, okazało się, że muszą jednak stawić czoła zagrożeniu od innej strony. Niepoliczone zastępy nieumarłych wojowników zaatakowały Wewnętrzny świat, dążąc uparcie do jego centrum, gdzie ukryte jest serce krainy – Magiczny Kryształ.
Nasz bohater w zasadzie jest nikim. No, może nie takim zwykłym cieniasem prosto z jakiegoś rynsztoka, ale mimo wszystko nie znaczy wiele. Niby ukończył już Imperialną Szkołę Magii Bitewnej, ale żeby uzyskać dyplom musi jeszcze zdać ostatni egzamin. Nie wie jeszcze, biedaczek, że ten test okaże się być walką na śmierć i życie z nieżywymi armiami Mistrza Ciemności o ocalenie świata jaki zna i kocha.
Tak w skrócie prezentuje się tło pozostającego aktualnie w intensywnej produkcji rosyjskiego RTS z elementami RPG Battle Mages. Przez moją wielkiej mocy gestapowską lornetkę wygląda mi on na coś w rodzaju połączenia Myth, Warhammera i Sacrifice. Mamy więc bohatera, młodego bitewnego maga, szkolonego zarówno w arkanach tajemnej sztuki, jak i w taktyce, strategii i całej art de guerre. Na początku dysponował on będzie jedynie nielicznymi oddziałami niedoświadczonych wojowników i spełniał różne misje –questy, wyznaczane mu przez zwierzchników tudzież napotkanych ludzi potrzebujących jego małej armii. Z czasem będzie ona rosła, zdobywała doświadczenie, a sam mag-generał stanie się twardym weteranem zdolnym stawić czoła martwiaczym hordom. Choć gierka jest RTS’em, nie będzie w niej żadnego zbierania surowców, stawiania budynków czy innego zarządzania. Kontrolę będziemy mieli za to nad naszym postępem w górę drzewka technologicznego, zapewniającego nam ulepszenia zarówno w dziedzinie militarnej (lepsze zbroje, lepsza broń, zaawansowane formacje i nowe taktyki), jak i magicznej (coraz potężniejsze i bardziej widowiskowe zaklęcia z kilku szkół czarów). Dzięki temu z czasem nasza armia zmieni się ze zbieraniny przypadkowych sojuszniczych oddziałów, w jedno sprawne narzędzie do gromienia mieczem i magią przeciwników systemu.
Twórcy gry, młode i nieznane rosyjskie studio Targem obiecują nam całe mnóstwo bitew i innych misji, zróżnicowanych pod względem skali i stawianych przed nami zadań. Będą niewielkie graniczne potyczki, będą też masowe, epickie bitwy. Pobawimy się w prawie komandoskie rajdy elitarnych jednostek, przekradanie się zwiadowczych oddziałów przez głuche puszcze pod okiem głównych sił wroga, ale i w wielkie i małe oblężenia, w których raz będziemy po wewnętrznej, a raz po zewnętrznej stronie murów. Mapy, na których rozgrywać się będą starcia, różnić się mają wielkością (nawet do kilkunastu kilometrów kwadratowych) i ukształtowaniem terenu (lasy, wzgórza, pola, rzeki czy góry wreszcie).
Silnik graficzny odda nam cały świat gry w pięknym 3D (widzieliście wodę na screenach?), a patrzeć będziemy na niego z perspektywy podobnej do tej, którą Blizzard zastosował w WarCraft III. Szczególnie widowiskowe mają być efekty rozmaitych czarów (a jakżeby inaczej), których będziemy mieli w grze bez liku. Podobnież celem chłopaków z Targem jest takie zoptymalizowanie engine’u, by gra bez problemu śmigała nawet na przeciętnym sprzęcie.
Oprócz kampanii singlowej, z jej nieliniowością i sporym zasobem różnorakich questów, przyznawanych w zależności od rozwoju sytuacji, Battle Mages wyposażony będzie też w tryb multiplayer, który pozwoli się zmierzyć maksymalnie czterem graczom (niestety) w bitwach Dobra ze Złem.
Zapowiada się ciekawie, nieprawdaż? Fabuła nie grzeszy może oryginalnością, ale pozostałe aspekty prezentują się interesująco. Ach, żeby gierka była choć trochę podobna gameplay’em do Dark Omen albo Shadow of the Horned Rat, co jest akurat bardzo prawdopodobne, bo chłopaki z Targem wymieniają te warhammerowskie RTS’y jako źródło swoich inspiracji (obok Master of Magic, Warcrafta i Heroes of Might & Magic). Cóż, pożywiom - uwidim. Premiera jeszcze przed końcem roku, jak wszystko dobrze pójdzie...