Batman: The Telltale Series - recenzja sezonu pierwszego. Witaj, Bruce
"To gra z Batmanem najbliższa mojemu ideałowi".
Ocenę całego sezonu przygód Batmana od Telltale muszę zacząć od weryfikacji tego, co napisałem krótko po ograniu epizodu pierwszego w sierpniu tego roku. Czytając wspomnianą recenzję dzisiaj, muszę wspomnieć o kwestii materiału źródłowego i odstępstw od kanonu.
Platformy: PC, PS3, PS4, Xbox One, 360, iOS, Android
Producent: Telltale Games
Wydawca: Telltale Games
Dystrybutor: Cenega
Data premiery: ostatni odcinek: 13.12.2016r.
Wymagania: Intel Core 2 Duo 2,4 GHz; 3GB RAM; karta graficzna 1GB
Grę do recenzji udostępnił producent, zdjęcia pochodzą od wydawcy.
Elementem fabuły pierwszej części były bowiem zarzuty kierowane pod adresem rodziny Wayne'ów przez politycznych oponentów. Na tym etapie ani ja, ani żaden inny gracz nie miał pewności czy którykolwiek z tych zarzutów się potwierdzi, czy zwyczajnie stanowi element gry politycznej w mieście Gotham. Kolejne odcinki i dochodzenie prowadzone w równym stopniu zarówno przez Bruce'a, jak i Batmana dały do zrozumienia, że w wydaniu Telltale więcej jest niespodzianek niż pozwala na to znana wszystkim wersja historii rodu Wayne'ów. Jako fan Mrocznego Rycerza przez długi czas nie mogłem pogodzić się z tymi zmianami. Jest bowiem w komiksach kilka elementów, które są niezmienne (poza historiami z kategorii "co by było, gdyby...”); wujek Ben, Gwen Stacy czy dziedzictwo Wayne'ów. Wolverine'a można zabijać raz na kwartał, bo wszyscy i tak wiedzą, że wróci, ale wspomniane wydarzenia pozostają niezmienione na przestrzeni lat, bo to one zrodziły bohaterów, jakich znamy. Nie, Martha i Thomas Wayne nie wstają z grobu na potrzebę tej historii, ale wspomnienie o nich zostaje poddane próbie.
To samo tyczy się duetu głównych podejrzanych. O ile Oswald Cobblepot do roli zbira pasował jak ulał bez względu na drobne korekty w życiorysie, to użycie drugiego z łotrów wymagało kolejnego odstępstwa. Ze względów oczywistych nie będę zdradzał tożsamości tej postaci, ale muszę nadmienić, że na jej potrzeby sięgnięto do puli bohaterów zwykle niekojarzonych z galerią łotrów.Po skończeniu piątego epizodu dotarło do mnie, że wspomniane odstępstwa były jedyną szansą Telltale na opowiedzenie historii zaskakującej. Umieszczenie w roli głównej Jokera, Stracha czy Riddlera, najlepiej z kanistrem trującego gazu i tykającą bombą pod pachą, byłoby motywem znajomym, ale również bardziej oklepanym. Czy to dobra decyzja? Ja przestałem się gniewać, ale to każdy z Was musi ocenić, czy nowe role dla znanych Wam postaci to trafny zabieg.Kolejne epizody dzielą czas gry między Bruce'a i Batmana, dając graczowi - więcej niż raz - wybór czy do danej lokacji udać się w garniturze czy w pelerynie. Nie zmienia to faktu, że nie da się uniknąć gry Brucem. Z czego bardzo się cieszę. Granie Batmanem to pójście na łatwiznę; zawsze można dać komuś w mordę albo zwyczajnie postraszyć zrzuceniem z dachu budynku. Wyzwaniem w grze jest konfrontacja z wrogami w skórze Wayne'a. Niestety robocie detektywa można oddać się tylko w roli Batmana. Nie licząc pracy przy bat-komputerze. Zabrakło mi sytuacji, w której to na przykład Bruce byłby zakładnikiem i musiał poradzić sobie z porywaczami jako on sam. Nie zmienia to faktu, że sekcje detektywistyczne, choć proste, są satysfakcjonujące i dają namiastkę prawdziwej gry w rozumieniu zwiedzania lokacji, oglądania przedmiotów i łączenia faktów. Poza tym to wciąż QTE i dialogi.Na nasze szczęście Telltale udało się wygospodarować odrobinę czasu dla relacji Bruce'a i Seliny. To jeden z fajniejszych epizodów, bo z odrobinę innym tempem. Do tego zawsze miło popatrzeć jak Nietoperz i Kocica się przekomarzają. Najpierw na dachu, potem na kanapie, a na koniec w łóżku. Nie przeszkadza też, że postać Catwoman jest świetnie zagrana.
To gra z Batmanem najbliższa mojemu ideałowi. Do pełni szczęścia potrzebowałbym tylko zatarcia zmian w kanonie i bardziej kameralnej skali. Wersja od Telltale wciąż zbyt bliska jest finałowi z wielką bombą i miastem w płomieniach. Zawsze uważałem, że Batman lepiej sprawdza się w roli detektywa na tropie, dajmy na to, gangu porywaczy, a nie zbawcy świata. Ale nie chcę oceniać gry pod kątem tego, czym nie jest, a to, co oferuje, stanowi satysfakcjonującą historię z kronik Mrocznego Rycerza. Taką, która zostanie skatalogowana, opisana i zapisana w bat-komputerze jako jedna z wielu potyczek na przestrzeni lat. To nie jest historia definiująca Batmana, ale jedna z jego ciekawszych przygód.
Niezdecydowani muszą wiedzieć, że w tej grze nie dokonała się żadna rewolucja względem mechaniki ani też narracji czy sposobu prowadzenia przygody. Telltale eksploatuje formułę The Walking Dead do granic przyzwoitości. Niemniej, zarówno fani formuły studia, jak i fani Batmana powinni po nią sięgnąć właśnie dlatego, że są zwolennikami tego sprawdzonego rozwiązania.