Bad Dream: Fever - recenzja. Nie ma co płakać nad rozlanym atramentem
Czyli co czeka nas w kolejnej grze z cyklu Bad Dream?
Trudno stwierdzić, czy to, co przeżyłam, faktycznie było tylko złym snem. Na pewno zamierzeniem twórców było zatarcie cienkiej granicy między jawą a snem, rzeczywistością wirtualną i prawdziwą. W jakim stopniu ta krótka, bo trwająca cztery godziny, gra przygodowa namieszała w gatunku interaktywnej rozrywki? I czy udało się w tym amalgamacie różnych mechanik zawrzeć ciekawą historię?
Platforma: PC, Switch
Producent: Desert Fox
Wydawca: PlayWay
Dystrybutor: Cenega
Data premiery: 15.11.2018
Wersja PL: Napisy
Wymagania sprzętowe: Windows 7/8/10, procesor Pentium 2 GHz , 1 GB RAM
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Graliśmy na PC. Zdjęcia pochodzą od wydawcy.
Od samego początku wiadomo, że nie jesteśmy osobą grającą w świecie Bad Dream jakąś narzuconą przez scenarzystę rolę. Nie sterujemy żadną konkretną postacią, a jedynym narzędziem interakcji jest kursor. Dość prędko też poznajemy tajemniczą dziewczynę, która pełni rolę przewodnika. Kilka wypowiedzianych przez nią dziwnych kwestii (np. upomina nas, byśmy przestali klikać tu i tam, bo to ją rozprasza) tylko podkreśla wrażenie oderwania. Myślałam, że to przeoczenie twórców, niezamierzone wyrwanie ze świata gry i postawienie nas w pozycji użytkownika. Zresztą, przyjrzyjmy się światu Bad Dream - lokacje przypominające szkice, tajemnicza choroba polegająca na tym, że ludzi zalewa atrament, który wygląda jak plama wylana na kartkę. I to dziwne opukiwanie przedmiotów, które oczywiście jest integralną częścią każdego point and clicka, ale tutaj wydaje się być szczególnie sztuczne. Wszystko wydaje jakiś dźwięk, ale nie mogłam pozbyć się uczucia doświadczania tego świata przez szybkę. Zupełnie, jakbym była ciekawskim dzieckiem, które szturcha mrowisko kijkiem. Z tym że mrowisko to jest tylko hologramem. Bardzo dziwne uczucie, zupełnie sprzeczne z tym, czym zwykli chwalić się deweloperzy.I okazuje się, że tak jest dobrze, tak miało być. Ale nie od razu spływa na nas olśnienie. Przez pierwszą połowę Bad Dream zdaje się być średnim horrorem o grafice narysowanej ołówkiem, z dziwaczną bohaterką, przy której grafik urzeczywistnił swoje szczenięce marzenia (obcisły gorsecik, kozaki na obcasie i kusa spódniczka, ale niepokoi fakt, że dziewczyna nosi ptasią maskę, którą w średniowieczu przywdziewali lekarze). A potem następuje bardzo sprytne przełamanie czwartej ściany, z niektórymi zagraniami, których doświadczyłam podczas NieRa.Doszło parę razy do krępującej sytuacji, w której twórca daje znać, że nie jest zadowolony ze swojego dzieła, że nie tak to miało wyglądać, a ja wzdycham ciężko, bo czuję powtórkę z Tsioque (Dominik sporo nam opowiadał o przekręcie, który ma tam miejsce i podzielam jego niesmak - tekst znajdziecie tutaj ). Na szczęście Desert Fox nie pastwi się nade mną zbyt długo. Bardzo ciekawe i nietypowe w gatunku gier przygodowych rzeczy się dzieją, warte uwagi i sprawdzenia samemu - zabawy z konwencją, ciekawie wykorzystane elementy otoczenia (rzeczy, które są narysowane, ale jednocześnie nie istnieją w grze, bo zostały wytarte gumką). Szkoda tylko, że tak późno i że samo zakończenie zdaje się być nieco rozmyte i bez przytupu.Przez to Bad Dream: Fever zdaje się być produkcja nierówną, z rewelacyjnymi momentami i ciekawymi rozwiązaniami przeplatanymi banałem. Kiedy tylko zaczynam nudzić się zadaniami zlecanymi przez towarzyszkę, wydarza się coś zupełnie niespodziewanego, a w momencie gdy oczekuję rewolucji, gra potrafi zwolnić tempo.W warstwie mechaniki to point and click z elementami HOPA. Zagadki sprowadzają się do zestawiania ze sobą różnych elementów, acz nie zabraknie bardziej rozbudowanych łamigłówek oraz oryginalnego zagrania samym mechanizmem gry wideo (nie chcę więcej pisać na ten temat, bo to byłby srogi spoiler). Kilka razy zbyt krótki był moment, w którym wskaźnik myszy zmienia kształt, dając znak, że możemy oddziaływać na przedmiot, ale to szczegół.Warstwa graficzna jest bardzo przejrzysta, miejscami minimalistyczna, a czasami w surowy sposób piękna. Nie ma problemu z odnalezieniem potrzebnych przedmiotów, a lokacje są tak narysowane, że szybko zapamiętujemy ich układ. Co jest o tyle ważne, że nudne lokacje w grze przygodowej to jest gwóźdź do trumny.Bad Dream: Fever jest zatem wizualnie pociągający, brzmi średnio, a scenariusz wodzi nas za nos, co bywa drażniące. Ale w ogólnym rozrachunku to ciekawy eksperyment, miła odskocznia od pełnych patosu misji polegających na ratowaniu smoków od zagłady.