Back to the Future: The Game - powrót "Powrotu do przyszłości"
Nie będę ukrywał: "Powrót do przyszłości" to mój ulubiony film (właściwie trzy filmy, ale traktuję je jako całość). Nie uważam go oczywiście za największe dzieło w dziejach kinematografii - nie o to chodzi, to kwestia sentymentu, nostalgii i tak dalej. Niemniej możecie sobie na pewno z łatwością wyobrazić, jak zareagowałem, gdy dowiedziałem się, że historia przedstawiona w oryginalnej trylogii będzie mieć ciąg dalszy. I że będzie to gra. Szał.
08.01.2011 | aktual.: 08.01.2016 13:23
Byłem tym bardziej uradowany, że za Back to the Future: The Game wzięło się studio Telltale Games, znane z porządnych kontynuacji czy adaptacji różnych kultowych marek (Sam & Max, Monkey Island, Wallace & Gromit, niedługo także Jurassic Park). Ich produkcje to zazwyczaj typowe przygodówki - i tak też jest również tym razem. Osią gry jest więc zbieranie i korzystanie z przedmiotów, rozmawianie z innymi postaciami oraz rozwiązywanie zagadek. Zwykle raczej prostych, należy dodać - Back to the Future: The Game, prawdopodobnie z uwagi na temat, wyraźnie kierowana jest do jak najszerszego grona odbiorców. Łamigłówki nie mogły więc być zbyt trudne, by nikogo nie zniechęcić do zabawy.
Tylko, hej, szczerze, jakie tu znaczenie ma rozgrywka? To klasyczna, liniowa przygodówka i już - na tyle przyzwoita, że nikogo nie odrzuci, na tyle standardowa, że nikogo nie zachwyci. Wszystko. Tu o klimat i fabułę się rozchodzi, a nie jakieś tam zagadki. A pod tymi względami - jest znakomicie.
Historia w grze zaczyna się mniej więcej w sześć miesięcy po zakończeniu trzeciej części filmowej serii. W całości odnosi się tylko do niej, nie nawiązując w żaden sposób do kreskówki czy komiksów z początku lat dziewięćdziesiątych - i w sumie dobrze, bo to pozycje raczej mało znane. Kierujemy oczywiście Martym, któremu znów przyjdzie ratować Doca. Tym razem będzie musiał udać się w tym celu do lat trzydziestych - czasu prohibicji, gangsterów i kapeluszy.
Gra bazuje na identycznej idei, co filmy: pokazuje w zasadzie te same postacie, w tych samych sytuacjach i miejscach, ale innych czasach. Jest więc przedstawiciel rodu McFly'ów (w tym wypadku dziadek Marty'ego), jest i gnębiący go przedstawiciel rodu Tannenów (ojciec Biffa). W centrum Hill Valley stoi charakterystyczny ratusz, a spora część akcji dzieje się w pobliskim barze. Nie obędzie sie bez standardowego pościgu Tannena za Martym - i tak dalej, i tak dalej... Znane sytuacje, znani bohaterowie, znane dowcipy - ale jednak w trochę innych realiach. I to bawi - przynajmniej fana pierwowzoru. Zwłaszcza, że wszystko, na czele z rewelacyjnie napisanymi dialogami, przepełnione jest bardzo charakterystycznym humorem. Brakowało mi tu co prawda spektakularności, która cechowała filmy, ale patrząc na sam scenariusz spokojnie można powiedzieć, że mamy do czynienia z "Powrotem do przyszłości 4". Czuje się, że fabularnie to pełnoprawna kontynuacja serii.
Oprawa gry ma swoją mocną i słabą stronę. Tą drugą jest grafika - jak na dzisiejsze standardy raczej brzydka (i nie chodzi o kreskówkowy styl, który prywatnie akurat mi nie przeszkadza). Do przełknięcia, ale jednak mocno "taka sobie". Świetne za to jest udźwiękowienie. Zarówno pod względem muzyki, w większości oryginalnej, z filmowej trylogii, jak i dubbingu. Udział w nim wziął sam Christopher Lloyd, grający Doca - i ponownie jest znakomity. Trochę martwiłem się, jak w roli Marty'ego sprawdzi się niedoświadczony AJ LoCascio (Michael J. Fox nie mógł wziąć udziału w nagraniach prawdopodobnie z powodu zaawansowanej choroby Parkinsona), ale po trzech minutach słuchania go nie miałem żadnych pytań. Jest rewelacyjny. Nie wiem, jak to robi, ale brzmi identycznie, jak McFly grany przez Foxa.
Swoim zwyczajem Telltale Games podzieliło grę na epizody, każdy zapewniający około dwóch-trzech godzin zabawy. Na razie dostępny jest tylko pierwszy z nich, na PC i Maca (do kupienia tylko przez internet, na stronie producenta bądź np. w usłudze Steam). W ten też na razie grałem i jego dotyczy niniejszy tekst (choć nie sądzę, by następne odbiegały jakością). Kolejne części mają się pojawiać mniej więcej co miesiąc, gra ma w swoim czasie trafić także na PS3 i iPada.
Werdykt Back to the Future: The Game jest najzwyczajniejszą w świecie przygodówką - w dodatku dosyć łatwą. Co, prawdę mówiąc, i tak nie ma żadnego znaczenia. W tę produkcję gra się tylko po to, by poznać dalsze losy Marty'ego i Doca, pośmiać się jeszcze raz z tych samych dowcipów i ponownie poczuć specyficzny klimat filmowego oryginału, którego jest w dziele Telltale Games cudowne mnóstwo. Jeśli jesteście fanami "Powrotu do przyszłości", to dla Was pozycja obowiązkowa, która zapewni kilka godzin nostalgicznego, mentalnego powrotu do, hm, przeszłości. Jeśli nie - w ogóle nie ma sensu się nią interesować.
Tomasz Kutera