Avengers: Koniec gry - co myślimy o ostatniej części cyklu Marvela? [Klub Dyskusyjny]
6/10.
Do tego niweczy cały trud Czasu Ultrona, który kończy się nie tak jak filmy o superbohaterach powinny. I byłoby to fajne, ale... Endgame pomimo iż próbuje być jak Mroczny Rycerz czy Logan nieschematyczną, niepowtarzalną opowieścią o superbohaterach, paradoksalnie swoją treścią niszczy to, co udało się stworzyć w Czasie Ultrona. Zakończenie sprawia, iż pomyślałem sobie, że oryginalnym jedynie się bywa - i Endgame pomimo 3 godzin dość oryginalnego widowiska dociera na metę nie jako kolejny Ultron, Logan czy Mroczny Rycerz, ale kolejny nieoryginalny film o superbohaterach. Cały czas niepotrzebnie zajmuje się sprzątaniem przyjemnego, nietuzinkowego bałaganu i przywraca stary porządek. Nie mówię, że jest złym filmem. Rozwala wykonaniem, cieszy masą nawiązań do Ragnaroków i innych Civil Warów, ale też za dużo w nim napinki braci Russo. Miałem wrażenie, że z każdej sceny tego filmu bije usilna próba zaimponowania publice. Tak mocno, że aż wyszedłem z kina lekko umęczony. I po co... tyle dobrze, że z pękniętej żyłki wypłynie nie krew, lecz strumień dolarów, który zasili kolejną fazę. Ale przed nią zalecałbym twórcom wdech i wydech, wdech i wydech...
Nie czarujmy się jednak: to nie było, nie jest i nigdy nie będzie ambitne kino. Powiem nawet więcej - w pewnym sensie możemy tu mówić o wysokobudżetowym serialu. W końcu kolejne marvelowskie produkcje są zaplanowane na kilka lat do przodu. Czy to jest złe? Nie. Tak po prostu działa przemysł rozrywkowy i naburmuszanie się, że jest tak a nie inaczej, byłoby zwykłą, dziecinną naiwnością. Najważniejszy jest produkt końcowy, a ten jest wciąż ligę wyżej niż produkcje, które powstają na bazie DC Comics (o tobie tu mówię: Batman v Superman: Dawn of Justice!).
Jasne, Endgame ma problem z trójaktową budową - nigdy nie pokocham środkowego heist movie - sporo dziur logicznych, wymaga znajomości całego uniwersum, więc totalnie nie daje sobie rady jako samodzielne dzieło, a do tego upraszcza najfajniejszego superbohaterskiego przeciwnika na dużym ekranie od Jokera Nolana, ale gdy wieńcząca bitwa jest w swym kluczowym momencie, gdy pada w końcu “Assemble”, ja zdaję sobie sprawę, że oto stało się coś, o czym marzyłem od najwcześniejszych lat popkulturowego życia.
Przynosi to pieniądze, ogląda się, bawi ludzi. No to kim ja jestem, żeby wam mówić czy to dobre czy nie.
Dominik: Nie mam jakichś szczególnych emocji, związanych z tym filmem. Oglądało mi się okej, podobał mi się bardziej od poprzedniej części, która mnie miejscami aktywnie irytowała (chociażby bezsensowną motywacją Thanosa, który kreowany był przy tym na takiego sensownego, myślącego złoczyńcę). Endgame mnie nie irytowało, bawiłem się okej, środkowa część filmu ucieszyła mnie niezłym pomysłem konstrukcyjnym, nawet jeżeli logicznie się to kupy nie trzymało (niewiele w tych filmach się trzyma tak czy inaczej).
Ale przy tym wszystkim minął tydzień od kiedy film widziałem i już teraz niewiele z niego pamiętam. Za kilka miesięcy nie będę pamiętał nic. I to jest dla mnie jego główny problem. Jak na tak “epokowe” dzieło, zwieńczenie 11 czy ilu tam lat Marvela, wielkie wydarzenie, którym miał być, jest to film strasznie zachowawczy. Nie dzieje się tu nic szczególnie zapadającego w pamięć, zadziwiającego, zachwycającego. To po prostu kolejny Marvel. Do takiego chociażby Thora: Ragnarok mu bardzo daleko.
Jestem tymi Marvelami przez to wszystko już strasznie zmęczony. Również tym, że od bardzo dawna są to już filmy kompletnie o niczym. Nie ma tu żadnej treści poza samą fabułą o bijących się ze sobą facetach w rajtuzach. Nic z tego nie wynika, nie ma w tym żadnej myśli, żadnych spostrzeżeń, to taka pusta, pozbawiona jakiejkolwiek ciekawej treści rozrywka. Bawiłem się okej, ale na kolejne już raczej nie pójdę.
Redakcja