Autorzy MotorStorma, Drivecluba i Onrusha znowu w poważnych tarapatach...
To chyba już ostatni rozdział "samodzielnego" Evolution Studios.
24.07.2018 13:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeżeli zastanawialiście się kilka lat temu, co stało się z tymi wszystkimi „innymi” grami wyścigowymi, z Blurem, Split/Second czy innymi Pure’ami, „dlaczego nikt takich gier nie robi”, niech Onrush posłuży Wam za dobry przykład. Imprezowo-wieloosobowy eksperyment dawnych członków Evolution Studios, który zdołał wciągnąć nawet przeciwnika gier skoncentrowanych na multi (czyli mnie), podzielił nie tylko krytyków (choć sporo recenzji, tak jak nasza, było wyjątkowo pozytywnych). Nie wiem, czy można zresztą nawet mówić o „podziale” wśród graczy, skoro… nikt nie dał mu szansy. Albo nikogo ten nietypowy pomysł nie zainteresował. Może dlatego w pierwszym tygodniu obecności na brytyjskim rynku sprzedał się… tysiąc egzemplarzy.
W związku z tym szalony byłby ten, który krytykowałby Codemasters za dość surową reakcję. To nie zabawa, nasza branża. W Onrush wpakowano sporo pieniędzy, nowe IP próbowano przepchnąć w dość ruchliwym sezonie, nie żałowano środków na promocję. Ale tak zwyczajnie, po ludzku, szkoda też chłopaków, których całkiem podobna, smutna przygoda spotkała w Sony. Jak informują wewnętrzne źródła Eurogamera, wydawca „pozbawił głowy” całą ekipę z Cheshire - stanowisko straciły wszystkie wysoko postawione osoby, w tym reżyser Onrusha i Drivecluba, Paul Rustchynsky. Zwolnienia dotknęły również nielicznych niższych pracowników.
Ci, którzy uniknęli rzeźni, zostaną przeniesieni do pozostałych zespołów deweloperskich Codemasters, gdzie pracować będą nad „mniej ryzykownymi” projektami (czyli zapewne znanymi od lat markami, F1 czy Dirt). Pracownicy narzekają, że komunikacja z wydawcą nie należała do najlepszych. Wiadomo, że trudno sytuację dobrze ocenić tak bardzo „z boku”, lecz wydaje mi się, że duża firma i tak okazała sporo zaufania dawnym gatunkowym legendom, ładując środki w równie eksperymentalny projekt. Zawiodło… życie. Nie ma najwyraźniej miejsca na podobne dziwactwa. Zwłaszcza w świecie produkcji wysokobudżetowych.
Szkoda? Szkoda bardzo. Podobnie jak Driveclub - Onrush zostanie nagle „urwany” w miejscu, w którym nie rozwinął jeszcze zapewne wszystkich wizji swoich autorów. Ale jakieś… dwa lata szybciej od ostatniego dużego tytułu Evolution, w dwa miesiące po premierze. Widzicie - wiedziałem, że nie ma szans na status „hitu”. Ale takiej drastycznej porażki w ogóle się nie spodziewałem.