Assassin’s Creed: Odyssey po 20 godzinach. Koniec “asasyna”

Assassin’s Creed: Odyssey po 20 godzinach. Koniec “asasyna”

01.10.2018 13:00, aktual.: 01.10.2018 14:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Parę słów o tym, dlaczego nie będzie dziś recenzji Assassin’s Creed: Odyssey.

Po jakichś 20 godzinach rozgrywki w Assassin’s Creed: Odyssey ciągle nie jestem pewien, jaka to jest właściwie gra. Jedno wiem na pewno - nie jest to Assassin’s Creed, jakiego znamy i pamiętamy z poprzednich odsłon. Nawet z Origins (nie jest to bowiem, jak niektórzy się obawiali, grecka “skórka” na Origins). I to jest bezsprzecznie bardzo dobra wiadomość.Ubisoft pozwala na publikowanie profesjonalnych recenzji Assassin’s Creed: Odyssey już dziś, na pięć dni przed premierą (gra wychodzi w piątek, 5 października). To oczywiście nie musi nic oznaczać, ale można się domyślać, że wydawca jest gry raczej pewien. Nietrudno zauważyć, dlaczego.Assassin’s Creed: Odyssey jest grą olbrzymią. Nawet w porównaniu do poprzedniej odsłony, która też wyróżniała się wielkością na tle wcześniejszych. To, co dzieje się tutaj, to naprawdę coś wcześniej niespotykanego w tej serii. I nie chodzi tu tylko o wielkość mapy. Chodzi też o liczbę nowych mechanizmów, pomysłów, schematów rozgrywki, jakie wprowadził tu Ubisoft.Przede wszystkim - tak, transformacja się zakończyła i Assassin’s Creed jest teraz pełnoprawnym action-RPG. Nie jest grą akcji z elementami RPG, nie jest jakimś gatunkowym miszmaszem, jest stuprocentowym erpegiem. Jedna z pierwszych informacji samouczka, jakie dostajemy, informuje nas o tym, jak to “decyzje będą miały konsekwencje”. I nie są to tylko czcze przechwałki. Poza statystykami przedmiotów, poziomami postaci i nowymi w serii opcjami dialogowymi, to chyba ten element najdobitniej podkreśla gatunkową przemianę.Odczuć to można już na wyspie Kefalonia, gdzie odbywa się około 6-godzinny prolog. Jedno z zadań głównego wątku polega na wykradnięciu drogocennego obsydianowego oka z posiadłości lokalnego zbira. Dający nam to zlecenie przybrany ojciec podkreśla, że bardzo istotne jest, byśmy nie dali się zauważyć. Ja oczywiście zauważyć się dałem, ale misję normalnie dało się ukończyć - nie żyjemy już w czasach, gdy w takich przypadkach wyświetla się “game over”. Co mnie jednak zdziwiło, to jak po powrocie do winnicy zleceniodawcy zobaczyłem palące się spichlerze, atakujących wszystko bandytów i jego samego, krzyczącego: “przecież mówiłem, żebyś nie dał się zauważyć”.Innym razem człowiek, który poprosił mnie o pomoc, gdy odpowiedziałem, że nie interesują mnie jego problemy, rzucił się na mnie z bronią, anulując zadanie. Mam nadzieję, że te przykłady z początku gry nie są tylko takim popisywaniem się i będzie tego więcej dalej. Bo to z całą pewnością coś dla serii nowego i miło to widzieć. Szczególnie te niespodziewane konsekwencje decyzji, objawiające się w sposób ciekawy nawet w gatunku RPG.Czymś zupełnie nowym jest również system najemników, trochę przypominający Middle Earth: Shadow of Mordor. W toku rozgrywki poznajemy tożsamość kolejnych potężnych wrogów, wyświetlających się wraz z rangą na osobnym ekranie. Ich eliminowanie daje wyjątkowe nagrody, a oni sami są również w stanie polować na gracza - jeżeli ten dopuści się określonej liczby “niedozwolonych” czynów, takich jak napadanie na wojskowe obozy czy kradzieże (nie można tu już, jak w Origins, zabierać sobie wszystkiego, co nie jest przybite do podłogi - część rzeczy ma właścicieli i jeżeli je zabierzemy - wzrośnie nagroda za nas, a wraz z nią zainteresowanie najemników).Ten system również przedstawiany jest graczowi w prologu, gdzie jeden z takich najemników zaczyna go ścigać z powodów fabularnych. Trochę to przypomina sytuację z filmu “It Follows”. Zainteresowany nami najemnik cały czas idzie powoli w naszą stronę (widać go jako ikonkę na mapie). W tym wypadku jest on w dodatku o kilka poziomów silniejszy i praktycznie niemożliwy do pokonania - trzeba więc wykonywać zadania poboczne, zdobywać silniejszy ekwipunek i zdolności postaci, jednocześnie cały czas pamiętając o tym zagrożeniu.Tworzy to sytuacje, przypominające trochę bardziej Far Cry’a niż Assassin’s Creeda - gdy wspomniany najemnik zaczyna atakować nas, gdy akurat jesteśmy w trakcie podkradania się do jakiejś fortecy, wymuszając zmianę planów i szybką improwizację. Zresztą to podobieństwo do innej serii Ubisoftu jest też dobrze widoczne w innych momentach - takich wynikających z systemów gry, dynamicznych sytuacji jest więcej i cała rozgrywka sprawia przez to wrażenie znacznie bardziej zaskakującej, mniej z góry zaplanowanej przez twórców, a bardziej doświadczanej na bieżąco przez gracza.Inną nowością jest możliwość bezpośredniego zaangażowania się w wojnę między Ateńczykami a Spartanami i zdobywania poszczególnych obszarów mapy w imieniu jednych bądź drugich. W ramach takiego podboju musimy zabijać znajdujących się na danym terenie żołnierzy, palić zapasy żywności i wykradać pieniądze, przeznaczone na żołd. Po wykonaniu dostatecznie dużej liczby tego typu wyzwań siła broniącego danego obszaru dowódcy spada i możliwe jest zabicie go.Na pierwszym obszarze, w którym to robimy, podbój kończy się spektakularną bitwą, w której na ekranie walczą ze sobą lekką ręką dziesiątki Spartan i Ateńczyków. Biorąc w niej udział i eliminując kolejnych wrogów przechylamy pasek zwycięstwa na stronę tych pierwszych i pieczętujemy podbój.Jest też znane z Assassin’s Creed: Black Flag pływanie statkiem, wzbogacony o system rekrutowania załogi. Jej poszczególni członkowie (wybrani jako przyboczni) dają dodatkowe bonusy, a ich rekrutowanie jest możliwe w zadaniach (gdzie np. poznana jeszcze w prologu Odessa, potomkini Odyseusza, po skończeniu jej serii zadań oferuje swoje usługi i przyłącza się do naszej załogi); ale również podczas samej rozgrywki - każdego wroga można zamiast zabijania oszołomić i przekabacić na swoją stronę.Słowem, jest tego wszystkiego strasznie dużo. Na tyle dużo, że po wspomnianych 20 godzinach trudno jeszcze powiedzieć, na ile składa się to w spójną całość. Jedno można powiedzieć na pewno - jest ciekawie. Gram dalej z dużym zainteresowaniem i niemałą satysfakcją, mając nadzieję, że już do piątkowej premiery będę w stanie napisać recenzję i wystawić ocenę.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
publicystykaassassins creedubisoft