Artifact od Valve okazuje się grą dla wąskiego grona odbiorców
Taki obraz klaruje się nam na podstawie pierwszych recenzji. i opinii graczy.
Valve ogłosiło jakiś czas temu powrót do produkcji gier. Słowo nareszcie jednak stało się ciałem i firma wydała wczoraj oficjalnie pierwszą produkcję po dłuższej przerwie. Mowa tu oczywiście o Artifact, karciance z nawiązaniami do gatunku MOBA. Obecne nastroje wokół gry nie są jednak aż tak dobre, jak pewnie chciałoby samo Valve. Nabywcy mocno na nową produkcję Valve narzekają.
Przede wszystkim za sprawą modelu biznesowego, bo wbrew temu, czego można było się spodziewać, nie jest to tytuł free to play. Za karciankę Valve zapłacić trzeba 75,99 złotych, przy czym nie oznacza to końca wydatków. Acz trzeba pamiętać, że jest to opłata za dwie talie, dziesięć paczek z boosterami oraz 5 biletów do wyczynowego draftu - bez płacenia mamy dostęp tylko do rozgrywek casualowych.
Twórcy nie przewidzieli bowiem możliwości rozbudowywania talii losowanymi po zwycięstwach kartoniki. Do tego celu trzeba brać udział w drafcie, kupić zestaw losowych kart (mikropłatności) lub inwestować w nie na rynku społeczności. Ogółem mamy tu do czynienia z trading card game, więc całość bardziej odpowiadać będzie fanom produkcji pokroju Magic: The Gatering.
Na to też zwracają uwagę recenzenci. Valve nie podeszło do tematu kompleksowo, serwując tytuł przeznaczony raczej dla konkretnego odbiorcy, dość trudny w nauce. W opiniach użytkowników przewija się też zdanie, że niekoniecznie przystępna jest sama mechanika, a trwający dość długo tutorial to zbyt mało, by w ogóle zrozumieć zasady. Mniej zaawansowani gracze skarżą się też na problemy z ogarnięciem trzech pól walki, inspirowanych korytarzami z Doty 2.
Introducing Artifact
Jak na pierwszy dzień po premierze, Artifact radzi sobie zupełnie nieźle. Liczba aktywnych użytkowników w godzinach szczytu dzień po debiucie kawaha się między 50-60 tysięcy.
Krzysztof Kempski