Army of Two - recenzja
Współpraca z innymi graczami to chyba mój ulubiony sposób rozgrywki, o czym zdarzyło mi się już napisać na Polygamii. Nic więc dziwnego, że Army of Two od początku było wysoko na mojej liście życzeń. Przełożenie premiery na 2008 rok przyjąłem nieco sceptycznie, ale powtarzałem sobie, że lepiej dostać dopracowaną grę później, niż problematycznego wcześniaka. EA w końcu uznało, że tytuł jest gotowy i Army of Two wylądowało obok mojej konsoli. Jak wypadła ich współpraca? Zapraszam do przeczytania recenzji.
11.03.2008 | aktual.: 30.12.2015 14:13
Na początek kilka słów wyjaśnienia - Army of Two jest strzelaniną z widokiem z trzeciej osoby, której najistotniejszym elementem rozgrywki jest współpraca dwóch najemników - Salema i Riosa tworzących tytułową Armię. Niezależnie od tego, czy druga postać kontrolowana jest przez SI czy kumpla po drugiej stronie internetu - bez współdziałania zaliczenie celów misji będzie niemożliwe, a na pewno bardzo frustrujące - jak jedzenie zupy widelcem.
Historia opowiedziana w grze rzuca naszych bohaterów w sam środek wojny z terrorem, międzynarodowych spisków i wszechobecnej zdrady. Poznajemy ją zarówno poprzez filmiki między misjami, jak i dialogi w trakcie wykonywania zadania, choć trzeba przyznać, że trudno nazwać fabułę AOT sprawnie opowiedzianą. Bardziej pasują tu przymiotniki: fragmentaryczna, rwana i w zasadzie bez znaczenia. Ot, kolejny pretekst do ukazania wygłupów głównych bohaterów. Przyznam, że średnio mi to pasowało do poruszanych tematów (terroryzm, World Trade Center, samobójcze zamachy). Przydałby się jakiś złoty środek między podkładaniem sobie nóg i zastanawianiem się nad przyszłością świata opanowanego przez prywatne armie.
Pogoń za pieniądzem zaprowadzi naszą dwójkę w 6 różnych regionów świata. Przygodę rozpoczniemy przedzierając się przez somalijskie ulice, polując na lokalnego watażkę, a zakończymy w zaatakowanym przez huragan Miami. 6 miejscówek oznacza tyle samo misji i choć rzeczywiście jest to niewiele (na średnim poziomie trudności ukończenie gry zajmie 6-8 godzin), to autorom udało się nadać każdej z nich specyficzny klimat.
Jak już wspomniałem, rozgrywka budowana była od początku wokół pomysłu współpracy dwóch najemników. Oczywiście najlepiej sprawdza się współpraca z żywym kolegą, ale Sztuczna Inteligencja kompana sterowanego przez konsolę również daje radę. Do dyspozycji mamy wtedy proste rozkazy, a dodatkowo możemy modyfikować usposobienie partnera (pasywne/agresywne). Jest to konieczne do właściwego wykorzystania systemu Aggro, który jest jednym z elementów wyróżniających Army of Two spośród innych gier oferujących kooperację. W trakcie gry, na ekranie znajduje się wskaźnik pokazujący, który z najemników wzbudza w przeciwnikach większą agresję. Wraz z kolejnymi wystrzelonymi pociskami, wskazówka wędruje w stronę któregoś z imion. Im bardziej przeciwnicy interesują się jednym z żołnierzy, tym mniej zważają na poczynania drugiego, który może wtedy zakraść się na ich tyły lub chociaż podbiec kilka metrów do kolejnej osłony, zza której łatwiej będzie namierzyć wroga. Jeśli odpowiednio długo przytrzymamy wskazówkę na końcu skali Aggro, zostaniemy nagrodzeni możliwością odpalenia trybu Overkill. Powoduje on spowolnienie czasu oraz bonusy w postaci przyspieszenia ruchów jednego z graczy i podwojenia siły ognia drugiego. Jak widzicie system Aggro jest dosyć prosty, ale w trakcie gry odpowiednie jego wykorzystanie, nie dość, że jest kluczem do sukcesu, to jeszcze sprawia olbrzymią satysfakcję. Mimo, że gra wydaje się dosyć arcadowa (czasem seria to za mało, aby powalić przeciwnika), to jednak szybko przekonujemy się, że mały wskaźnik na środku ekranu wystarczy, by nabrała taktycznych „kolorków”. Niestety trochę psują je kłopoty z trafieniem wroga znajdującego się blisko (atak melee nie zawsze działa) i Sztuczna Inteligencja przeciwników. Krycie się za przeszkodami i ostrożne próby zajścia nas z boku wychodzą im całkiem sprawnie, jednak często zdarza im się biec wprost na gracza lub uciekać wystawiając się na strzał. Szczytem głupoty jest sytuacja, w której przeciwnik przebiega między Salemem i Riosem, by skryć się za ich plecami.
W filmikach promocyjnych Army of Two widzieliśmy wiele dwójkowych manewrów, które wykonywali Salem i Rios. Niestety w tym elemencie gra zawiodła moje oczekiwania. Rodzajów takich interakcji jest w niej zaledwie kilka i raczej nie porażają oryginalnością. Chyba najciekawszym z nich jest leczenie partnera. Gdy jeden z najemników padnie na ziemię, drugi musi zaciągnąć go w bezpieczne miejsce i udzielić pomocy medycznej. W trakcie transportu rannego, obaj wciąż mogą strzelać. Ciekawie wygląda to zwłaszcza z perspektywy rannego, który ubezpiecza tyły „medyka”. Warto wspomnieć także o synchronicznych strzałach z karabinu snajperskiego, które pozwalają zabić dwóch wrogów jednocześnie. Nie ma to wielkiego znaczenia, gdyż po chwili i tak zalewa nas fala przeciwników, ale wygląda fajnie. Podobnie jak lot ze spadochronem, czy ślizg poduszkowcem, gdzie jeden z bohaterów dzierży stery, a drugi kieruje ogniem.
Lekkie rozczarowanie spotka także tych, którzy uwierzyli w grafikę rodem z Gears of War. Trudno nie dostrzec podobieństw - masywne postacie, kamera, efekty świetlne czy nawet sygnał dźwiękowy po wyeliminowaniu wszystkich wrogów w okolicy (czasem mylący) kojarzą się jednoznacznie, ale rzut oka na większość tekstur opisujących otoczenie raczej nie pozwoli pomylić tych dwóch tytułów. Irytują także często występujące przekłamania graficzne, aliasing i kiepskie eksplozje. Szkoda, że nie poświęcono tym elementom więcej pracy. Nie mam wiele do zarzucenia oprawie dźwiękowej - jest dosyć standardowa, ale przyznam, że muzyka nie przypadła mi do gustu. Przeciwnie ma się rzecz ze świetnym voice actingiem. Siarczyste przekleństwa i mocne teksty są na pewno plusem tej pozycji.
Mimo krótkiej kampanii single player, zabawa nie musi skończyć się po dwóch wieczorach. Pomijając polowanie na osiągnięcia, np. za kupienie wszystkich masek, grę wzbogaca dość niestandardowy tryb multiplayer. Zamiast zwykłego wyżynania się dwuosobowych drużyn, autorzy proponują nam rozgrywkę opartą na wykonywaniu zadań. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by wpakować przeciwnikom kulkę i nieco pokrzyżować im plany. Dodajmy, że na planszy znajdują się także przeciwnicy sterowani przez SI. Dostępnych jest tylko 5 map i 3 tryby zabawy, ale rozgrywka sprawia naprawdę sporo frajdy. Można nawet zasiąść za sterami czołgu!
Podsumowując moją przygodę z Army of Two muszę stwierdzić, że czuję lekki niedosyt. Ten tytuł ma być początkiem nowej serii gier od Electronic Arts i nie ukrywam, że liczyłem na mocne wejście na rynek. Zamiast tego otrzymałem grę, która zbiera w całość pomysły przedstawione w innych tytułach i dorzuca do nich świetny system Aggro, zapominając jednak o dopracowaniu szczegółów, co odrobinę kaleczy radość z zabawy. Warto zagrać, ale dla mnie to wciąż Splinter Cell: Chaos Theory jest wzorem gry co-op.
PS Pamiętajcie, że gra posiada blokadę regionalną, która nie pozwala na granie ze sobą posiadaczy wersji PAL i NTSC. O walce ramię w ramię z kumplem z USA możecie więc zapomnieć.