Arms pomachało sprężynami na pożegnanie
W grze nie będzie już więcej sieciowych wydarzeń, zatem...
Szkoda. Bardzo długo walczyłem o Arms. Wiele razy sugerowałem, że może być dla Pstryczka tym, czym Splatoon był dla Wii U (i, jeśli mam być szczery, jest dalej dla Switcha). Ale coś nie siadło, nie kliknęło, nawet jeśli fundament zabawy - połączenie prawdziwej bijatyki z grą imprezową - absolutnie wymiatał. A tymczasem na drugą rocznicę premiery odbył się ostatni Party Crash Bash, mający zdecydować, który bohater jest największym debeściakiem ze wszystkim (wiadomo, że Ninjara tłukł się z Min Min), po którym w grze pojawi się nieco wymowna cisza. A gdy tytuł stricte sieciowy rezygnuje z sezonowych wydarzonek, wiadomo, co to oznacza.
Nie oznacza to zupełnego końca zabawy dla nielicznych fanów. Póki serwery działają, można tłuc nieletnich w trybie rankingowym, który potrafi niebezpiecznie uzależnić. Ale to 50% frajdy, zwłaszcza gdy spogląda się za płot do sąsiadów, tych ze Splatoon 2, i widzi się, ile szczęścia mają w życiu. Ja o Arms nie zapomnę. Na zawsze pozostanie dla mnie najfajniejszą grą sieciową pierwszego roku Switcha. Czyli w ogóle jednego z najcudowniejszych okresów pracy jako dziennikarz growy.