Arise: A Simple Story - recenzja. Historia jednego życia
Śmierć to dobra okazja na wspominki.
Arise: A Simple Story od studia Piccolo to gra jakich wiele, a jednak wyjątkowa na swój sposób. Zręcznościowych platformówek, które mieszają melancholię z lekkością powstaje wiele, lecz każda jest na swój sposób unikalna. W jednym życiu jednego zwyczajnego człowieka miesza się i miłość i żałość, strach i ambicje, pragnienie i rozstanie – każde z nich buduje opowieść jedyną w swoim rodzaju.
Platformy: PC, PS4
Producent: Piccolo Studio
Wydawca: Techland
Data premiery: 3.12.2019
Wersja PL: brak
Wymagania: Windows 7-10, Intel Core i3 4340 3.6 GH, 6 GB RAM, 2 GB NVIDIA GeForce GTX 670i.
Grę do recenzji podrzucił wydawca. Graliśmy na PC.
Rozgrywka obraca się wokół czasu – jego upływu, przemijania, a także znaczenia chwil, które minęły i przepadły. Gra nie kryje się ze swoim przesłaniem, a motyw przewodni widać wyraźnie już w pierwszych chwilach rozgrywki. Historię otwiera bowiem scena pogrzebu naszego bohatera, który zaraz potem budzi się w spokojnej, niemal bajkowej krainie.Jeśli przed śmiercią życie ma zwyczaj przewijać się przed naszymi oczami, to tym razem doświadczymy tego dosłownie: bez żadnego pośpiechu i z nowo odzyskaną siłą ruszamy przez góry i doliny, by własnoręcznie odszukać rozsypane wspomnienia.O ile gry, w których towarzyszymy w wędrówce niememu bohaterowi w celu odkrycia jego historii, nie są dla graczy czymś nieznanym – zwłaszcza, gdy te sięgają w głąb pamięci protagonisty – to Arise jest więcej niż tylko zręcznościówką. Poza kontrolą nad bohaterem otrzymujemy również władzę nad biegiem czasu. Nasz dziadek może i ma sporo krzepy jak na swój wiek, lecz większość postępu będzie zależała od naszej manipulacji otoczeniem, w którym się znajduje. Dzięki cofaniu czasu nasz bohater sprawi na przykład, że opadnie woda w stojącym mu na ścieżce strumieniu; po drodze będziemy korzystać z pomocy ogromnych owadów, a nawet zatrzymywać w ruchu spadające głazy.W pewnym momencie wymaga to przyciśnięcia wielu przycisków naraz – tu od razu muszę zaznaczyć, że w Arise gra się o wiele wygodniej z użyciem kontrolera. Podczas wspinaczki bohater nie trzyma się krawędzi instynktownie, więc wybierając kierunek skoku nie można się spieszyć. Dając wolną rękę w przewijaniu czasu w przód i w tył, gra pozwala nam bez pośpiechu wybrać odpowiedni moment do działania. Ponieważ większość zagadek jest związana z upływem czasu, oczywistym jest, że te będą wymagały jego wyczucia. Wraz z pokonywaniem kolejnych poziomów gra daje coraz więcej powodów, by wrócić do poprzedniego punktu zapisu, jednak nie wywołuje to irytacji. „Checkpointy” rozsiane są na tyle gęsto, że nie sposób szukać w porażce choćby krzty frustracji.Poziom wyzwania rośnie z każdym etapem, a przejście każdego z nich wywołuje nic innego, jak czystą satysfakcję. Choć warto tu wspomnieć, że odpowiedź nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka, jednak gra dba o to, byśmy nie utknęli zbyt długo w jednym miejscu. Dynamiczna, niezależna od gracza kamera ułatwia nawigację, subtelnie wskazując kierunek, w którym powinniśmy się udać. Stanowi tym samym drobne utrudnienie w odnalezieniu dodatkowych wspomnień, czyli znajdziek. Te, w postaci uroczych rysunków przedstawiających sceny z życia, nie są niezbędnego do ukończenia gry, jednak budzą tak ciepłe odczucia, że aż szkoda zostawiać je za sobą.Warto wspomnieć, że Techland jest odpowiedzialny nie tylko za dystrybucję i lokalizację gry, ale brał także czynny udział w jej produkcji. Deweloperzy z Piccolo otrzymali od wrocławskiego studia duże wsparcie, co pozwoliło na doszlifowanie każdego elementu. Efekt widać od razu: bohaterem steruje się z lekkością, a poziomy są zaprojektowane wokół wydarzeń z jego życia. Arise, mimo bycia debiutancką grą niewielkiego, hiszpańskiego studia jest wykonane starannie i nie zostawia niczego, do czego można się przyczepić. I to nie tylko od strony technicznej: bohater i jego otoczenie są stworzone z dużą dbałością, a mnogość niemal niezauważalnych animacji nadaje jego emocjom wyjątkowej wymowności. Starzec przekazuje je bezbłędnie gestami i posturą – nawet bez pomocy mowy czy szczegółowych rysów twarzy.Co więcej, Arise pozwala na wspólną rozgrywkę dwojga graczy w podobny sposób, w jaki miało to miejsce w Journey. Warto jednak wspomnieć, że dla pełni wrażeń z gry obecność kompana nie jest w żaden sposób obowiązkowa. Ba, nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że to gra, którą najlepiej doświadczyć w samotności, chłonąc ją bez niepotrzebnych rozpraszaczy.Tak naprawdę, ciężko określić, jaki jest cel Arise. Towarzysząc bohaterowi w jego wędrówce przez życie, doceniamy każdy jego aspekt. Miękka, pastelowa oprawa i subtelnie zmieniające się otoczenie opowiadają historię emocjami lepiej niż uczyniłby to jakikolwiek inny sposób narracji.Kluczową rolę odgrywa też muzyka lecz nie tylko jako wzruszający soundtrack. Podobnie jak Journey, Abzu czy zeszłoroczna perełka GRIS, Arise korzysta z dynamicznej ścieżki dźwiękowej, która jest sprzężona z poczynaniami i postępami gracza. Ten zabieg zawsze był moim ulubionym i cieszę się, widząc, jak sięga po niego coraz więcej produkcji.Arise: A Simple Story nie ma w sobie niczego, na co nikt wcześniej nie wpadł i gdyby oceniać każdy jej element z osobna, naprawdę ciężko byłoby ją nazwać „wyjątkową”. Spotkanie z produkcją Piccolo Studio wywołuje jednak uczucia, których nie sposób żałować i uważam, że jest to warte każdej spędzonej z nią chwili. To historia jakich wiele, a jednak jedyna w swoim rodzaju.