Anomaly: Warzone Earth - tower defense przechodzi do ataku! [RECENZJA]
Anomaly: Warzone Earth zrobiło w zeszłym roku sporo zamieszania, zdobywając świetne oceny na PC i platformach mobilnych. Dziś dzieło rodaków z 11 bit Studios wyrusza na podbój Xbox Live Arcade. Warto wydać 800 MSP?
06.04.2012 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Pamiętam, jak dziś Część z Was nie musi czytać tej recenzji. Mowa rzecz jasna o graczach, którzy mieli już możliwość rozprawienia się z kosmiczną inwazją na którejś z innych platform. Wersja xboksowa nie niesie ze sobą bowiem takiej porcji nowej zawartości, by usprawiedliwiało to kolejny zakup tej samej gry. Nie ma trybu wieloosobowego, edytora plansz czy nowej kampanii fabularnej. Biorąc pod uwagę, że od światowej premiery gry na PC wkrótce minie równy rok, trzeba poczuć lekki zawód. Jeśli pominiemy ciuszki dla awatarów, jedynym dodatkiem w stosunku do poprzednich wydań jest zestaw sześciu „Taktycznych Wyzwań”, które odblokowujemy w trakcie pokonywania kampanii. Ale wrócimy do nich za chwilę.
Anomalia w skali gatunku Bo przecież nie każdy musi wiedzieć, czym to całe „Anomaly” jest. A to luka, którą warto uzupełnić, bo postawienie na głowie reguł rządzących całym gatunkiem gier nie zdarza się przecież często.
Patrząc na obrazki z „Anomaly: Warzone Earth”, możecie ulec mylnemu wrażeniu, że wszystko wiecie. Są wieże, są przypominające labirynt ścieżki, wytyczone przez zrujnowane miasta, po których sunie uzbrojony konwój. No, jeśli to nie jest kolejny tower defense, w którym musimy zrobić wszystko, by oddziały wroga nie doszły do naszej bazy, to już sam nie wiem co... A tymczasem jest dokładnie na odwrót. W „Anomaly” niczego nie bronimy, my atakujemy.
A w zasadzie to kontratakujemy. Statek obcej cywilizacji rozpadł się bowiem w naszej atmosferze na dwie części, które spadły na Bagdad i Tokio, wytwarzając anomalie, okrywające szczelnym kloszem wraki. Wojsko nie ma wyjścia - trzeba przebić się przez osłonę i sprawdzić, co tam się dzieje. I tu do zabawy wchodzi gracz - dowódca zmechanizowanego batalionu.
Historia towarzysząca przebijaniu się przez kolejne dzielnice nie jest może najwyższych lotów, ale na tle innych gier tower defense wypada więcej, niż zadowalająco. Gracz nigdy nie jest tu zostawiony sam na sam z sunącymi po trasach jednostkami, walka często jest przerywana komunikatami radiowymi, nowymi rozkazami czy raportami z placu boju. Widać, jak ta niecodzienna sytuacja się rozwija, czuć, że bierzemy udział w jakimś scenariuszu, a nie losowych misjach. Niby to detale, ale sprawiają, że atmosfera obcowania z nieznanym zagrożeniem jest w tej niepozornej grze wręcz namacalna. Swoje robi tu oprawa audiowizualna stojąca na więcej, niż przyzwoitym poziomie. Szczególnie sugestywnie wyglądają rozmaite zanieczyszczenia powietrza, unoszące się nad ruinami miast i kontrast pomiędzy jednostkami wojska i obcymi strukturami. No i muzyka. Utworów nie ma może wiele, ale niezawodnie zagrzewają do boju. To coś, czego podobnym grom często brakuje.
Taktycznie i dynamicznie Jeśli chodzi o bardziej podstawowe elementy rozgrywki spod znaku tower defense, to „Anomaly” też ma wszystko na swoim miejscu, aczkolwiek wywrócone na lewą stronę. Gracz wciela się tu w dowódcę konwoju pojazdów, który musi dotrzeć do miejsca oznaczonego na mapie. Dowódca może się poruszać po całym dostępnym terenie, ale konwój jedzie tylko po wytyczonych ścieżkach. Mapy nie są liniowe, oferują mnóstwo opcji na zaplanowanie trasy, która pozwoli ominąć niepotrzebne zagrożenia czy podejść do szczególnie niebezpiecznych umocnień wroga, tak by zminimalizować ich siłę rażenia.
Gracz może w każdym momencie decydować, gdzie konwój uda się na kolejnym skrzyżowaniu, ale na tym jego rola się nie kończy. Rodzaje pojazdów wchodzących w skład konwoju możemy swobodnie dobierać, sprzedawać, zmieniać ich kolejność czy ulepszać dzięki gotówce, którą dostajemy za niszczenie wieżyczek wroga (szybkie, systematyczne combosy nagradzane są mnożnikiem punktów). Autorzy nie poszaleli, jeśli chodzi o liczbę dostępnych jednostek, ale mają one swoje ważne plusy i minusy, od których znajomości zależy czasem to, czy ukończymy misję, czy też zatniemy się na jednym z punktów kontrolnych.
Kombinowania jest sporo - nie istnieje coś takiego jak zwycięska kombinacja, która poradzi sobie z każdym wyzwaniem, bo wrogie konstrukcje często wymagają różnych podejść. To nie jedna tych z gier, w których raz wytyczamy trasę, a potem patrzymy, jak wszystko idzie po maśle. W „Anomaly” trzeba nie tylko ciągle trzymać palec na pulsie, ale wręcz być w pierwszej linii.
Nie tylko kierownik ruchu Dowódca ma bowiem zestaw umiejętności, którymi musi non stop służyć swojemu oddziałowi. Są całkiem pomysłowe, bo oprócz oczywistości, jak leczenie czy nalot, mamy też możliwość ustawienia zasłony dymnej oraz wabika, który odwróci uwagę obcych od konwoju. Wraz ze wzrostem zagęszczenia wrogich umocnień i poznawania kolejnych rodzajów wieżyczek, każda znajdźka jest na wagę złota. Przeciwnicy też dysponują ciekawymi zdolnościami. Mogą zhackować systemy uzbrojenia konwoju tak, by na cel wzięły dowódcę, a nawet wysysać nasze umiejętności i wykorzystywać ich energię do odbudowywania umocnień. Nie brakuje miejsc, w których trzeba się uwijać jak w ukropie, korzystając z kilku naraz i dodatkowo zbierając te zrzucane przez lotnictwo w miejsce zniszczonych wieżyczek. Cisza, która nastaje po serii eksplozji rozsadzającej ostatnie umocnienia wroga, to bardzo przyjemny moment i prawdziwa nagroda za dobrze wykonaną robotę. Pod warunkiem, że ostała się nam chociaż jedna maszyna, rzecz jasna...
Zagęszczenie sieci ulic, dowolność wytyczania trasy i zaprojektowani z głową przeciwnicy sprawiają, że uczucie déja vu trzymane jest tu na bezpieczny dystans. Trudno się nudzić, gdy cały czas jest coś do zrobienia, a spokojniejsze fragmenty trasy możemy przyśpieszyć tak, by szybciej wskoczyć w środek akcji. Dodatkowo kilka razy w trakcie obydwu kampanii (jedna na każde z zaatakowanych miast) mamy do czynienia z drobną zmianą reguł, jak na przykład konieczność osłaniania lecącego tuż nad budynkami transportera, ograniczony czas na dotarcie do miejsca czy przymus poradzenia sobie z przeciwnikami zanim zniszczą kluczowy most. Nie są to częste urozmaicenia, ale gra i bez nich świetnie radzi sobie z zabawianiem gracza. Tu nie ma czegoś takiego jak nuda.
Wojna nie taka błyskawiczna Tryb fabularny to zabawa na przynajmniej dwa wieczory. Ostateczne rozprawienie się z inwazją zajęło mi niecałe siedem godzin, aczkolwiek nie ukrywam, że trochę się bawiłem różnymi strategiami i poziomami trudności. Byłem ciekawy, jak autorzy zbalansowali grę, i jestem pod wrażeniem. Ale to nie wszystko, co „Anomaly” ma do zaoferowania. Są jeszcze tryby poboczne. W Bagdadzie pokonujemy kolejne, wyrastające spod ziemi „fale” wieżyczek wroga, a w Tokio polujemy na "większego zwierza", ścigając go przez sieć wysepek, połączonych mostami. Jest trochę trudniej, niż w kampanii, ale w gruncie rzeczy, to nic nowego.
Nowością pachną za to debiutujące w wersji Xboksowej Wyzwania Taktyczne.
Jest ich sześć i dzieją się w wirtualnej rzeczywistości, co przynosi graczom zupełnie nowe wrażenia wizualne i dźwiękowe (zamiast żołnierskich pokrzykiwań w głośnikach słyszymy mechaniczny głos sztucznej inteligencji, komentującej nasze poczynania). To jednak mniej ważna sprawa, liczy się fakt, że każde z tych wyzwań jest jak wielka łamigłówka, na którą trzeba znaleźć właściwy sposób. Poziom trudności z kampanii to kpina, gdy mierzymy się z mapą, na której każdy krok musi być gruntownie przemyślany.
Dodatkowo każde z tych wyzwań przynosi specjalny zestaw reguł, rządzących rozgrywką. Czasem konsola pozwala nam podejrzeć, jakie znajdźki dostaniemy za każdą zniszczoną wieżyczkę wroga, tak byśmy mogli zaplanować nie tylko trasę przejazdu, ale i korzystanie ze zdolności dowódcy. Kiedy indziej napotkamy nowy typ przeciwnika, zostaniemy pozbawieni wsparcia, albo trafimy na jednokierunkowe drogi, a wybór każdej z nich oznacza inny typ jednostki dołączony do konwoju. Każda z tych wariacji zasługuje na rozwinięcie w kolejne misje i stanowi zupełnie nowe wyzwanie, w którym taktyki z kampanii się nie sprawdzają.
W trakcie kampanii fabularnej ani razu nie pomyślałem sobie, że jestem już trochę znudzony, ale odpalając Wyzwania Taktyczne, odrobinę się bałem, że mam już dość. Niepotrzebnie. Widząc skalę postawionego przede mną zadania, od razu zakasałem rękawy i bez mrugnięcia okiem poświęciłem grze kolejne godziny. Szkoda tylko, że te wyzwania to jedyne, co konsolowcy dostają po roku czekania, bo wyraźnie pokazują, że 11bit Studios pomysłów i łebskich ludzi nie brakuje. Oby przełożyło się to na pełnoprawne dodatki.
Werdykt Jeśli nie mieliście jeszcze styczności z „Anomaly”, to najwyższa pora, by przestać się ociągać, bo „Warzone Earth” na Xboksie spisuje się znakomicie. To bardzo sprytnie zaprojektowana gra, która niesie ze sobą powiew świeżości i olbrzymie pokłady grywalności. Trudno się oderwać, a nawet gdy się to uda, od razu chcemy wrócić do zabawy. Ma parę niedociągnięć, jak chociażby kilka literówek czy polskie napisy, które nie do końca odpowiadają anglojęzycznym komunikatom radiowym, ale nie są to wady, które mogłyby przeszkadzać w zakupie.
„Anomaly” jest tak grywalne, że ma szansę spodobać się każdemu, niezależnie od tego, jak podchodzi do rozgrywki spod znaku tower defense (ja sam tradycyjnych przedstawicieli tego gatunku niespecjalnie lubię).
Jedyny problem pojawia się, gdy przygodę z „Anomaly” macie już za sobą, bo jakkolwiek grywalne byłoby te 6 nowych misji, to wciąż po prostu za mało, by znów sięgać do portfela. Poza nimi to wciąż ta sama gra.
Maciej Kowalik
Anomaly: Warzone Earth (PC)
- Gatunek: strategiczna
- Kategoria wiekowa: od 12 lat