Angry Birds wystrzelą się z procy prosto na kinowe ekrany
I fajnie, bo jest potencjał, są pomysły, a u steru stoją znający się na rzeczy ludzie.
11.12.2012 | aktual.: 05.01.2016 16:27
Rovio idzie w ślady Ubisoftu i nie chcę oddawać kontroli nad filmem ludziom z zewnątrz. Finowie sfinansują i wyprodukują kinowe Angry Birds bez udziału żadnego studia filmowego. Pomoże im w tym dwóch wyjadaczy z Hollywood.
Producentem wykonawczym został David Maisel, który pełnił tę samą funkcję przy Iron Manie. Zasiadał też na stołku szefa Marvel Studios. Oprócz niego film wyprodukuje również John Cohen, któremu zawdzięczamy w większym bądź mniejszym stopniu "Jak ukraść księżyc", "Epokę Lodowcową" i kontynuację, "Roboty" czy nową wersję "Alvina i wiewiórek".
Maisel mówi o filmie tak:
Musi w nim być wszystko, czego spodziewają się fani gry plus dużo więcej, z niespodziankami, innowacyjnymi patentami i zwrotami. Włożylismy już w ten projekt sporo pracy i włożymy dużo więcej przez najbliższe kilka lat. Po seansie powiecie: "łał, nie spodziewałem się tego." To chyba pierwszy raz od kilku lat, kiedy mam dobre przeczucia, co do ekranizacji gry. Może to dlatego, że ptaki nie są mi szczególnie bliskie (trochę się grało, wiadomo) i ewentualna klapa spłynie po mnie niczym po kaczce. Prędzej jednak chodzi tu o midasowy dotyk Rovio. To nie jest tylko i wyłącznie dodatek do gier, żeby sprzedać więcej maskotek. Jasne, chodzi o pieniądze, ale też o prestiż. Rovio ma ambicje być kimś wiecej, niż "tymi chłopkami ze Skandynawii, co zrobili tę gierkę". Wpompują w ten projekt masę pieniędzy i czasu. W dodatku otaczają się doświadczonymi współpracownikami, ale sami mają decydujące słowo. To nie może się nie udać.
Albo i może. Szybko się nie dowiemy. Premiera dopiero w 2016.
[via Hollywood Reporter]
Piotr Bajda