Zostań na chwilę i posłuchaj #2: Wszystko płynie

Zostań na chwilę i posłuchaj #2: Wszystko płynie13.02.2016 11:36
Maciej Kowalik

Już Heraklit twierdził, że stawanie się i przemijanie jest podstawą bytu. W grach nie jest inaczej, chociaż nie zawsze nam się to podoba.

Kilka dni temu twórcy League of Legends ogłosili, że na emeryturę odsyłają jeden z trybów gry, istniejący od 2011 r. Dominion – znane też z innych gier przejmowanie punktów kontrolnych. Wedle Riot Games popularność tej mapy stopniowo spadała i ostatnimi czasy grało na niej tylko 0,5% populacji LoL-a. Pół procenta może wydawać się śmiesznie małą ilością, ale mówimy o prawdopodobnie największej grze świata – tu pół procenta liczy się od prawie 70 milionów graczy i wychodzi ponad 300 tysięcy (a to stare statystyki są). Strzelam, że wielu twórców gier sporo by dało, żeby w ich produkcję grało tyle osób. Jednak z z perspektywy Riot Games to „garstka”, której część w dodatku stanowią boty nabijające poziomy dla kont przeznaczonych na sprzedaż. Za mało osób grało, więc firma nie rozwijała trybu, a przez to grało jeszcze mniej osób. Kółko się zamknęło, Dominion zniknie.

Oczywiście ogłoszenie nie przeszło bez echa, fani przejmowania punktów zaprotestowali i wyrażają swoje rozgoryczenie. Ale zapewne nic z tego nie wyniknie. Riot Games podkreśliło, że liczy się dla nich główna mapa. To tam gra miażdżąca większość, to na niej rozgrywają się esportowe mecze, to pod jej kątem projektowane i balansowane są postacie. Dominion był eksperymentem, który graczom się znudził. I jak zamykane są serwery niepopularnych gier, tak zniknie niepopularny tryb z popularnej gry.

Ruch Riot Games niespecjalnie mnie dziwi, bo z biznesowego punktu widzenia ma masę sensu. Pozbycie się niedziałającego elementu, z którym nie wiadomo co zrobić, to drastyczny ruch, ale i objaw ewolucji. Na jego miejscu pojawi się coś nowego – w League of Legends są to włączane na krótki czas alternatywne tryby gry. Ale zasada ogólna dotyczy każdej innej gry sieciowej – zmienność to podstawa, dzięki temu gracze nie tracą zainteresowania, dalej chcą grać oraz wydawać na grę pieniądze. Dlatego każdy patch przekształca odrobinę LoL-a, Dotę 2, World of Tanks, World of Warcraft, Smite, Warframe, Hearthstone – a przy tych większych można poczuć się, jakby grało się w nową grę.

Ale i nie dziwi mnie reakcja graczy. Z jednej strony powinni być przyzwyczajeni do życia w ciągłym cyklu zmian – to on sprawia, że jeszcze nie rzucili tej gry w kąt. Z drugiej: ktoś zabiera im tryb, który zdążyli poznać i polubić, nawet jeśli jego jakość spadła z czasem znacząco. Nie dowiedzieli się jeszcze, co dostaną w zamian, więc złość widoczna w komentarzach jest zrozumiała. Dlaczego jeszcze dziś mają swoją grę, a 22 lutego zniknie na zawsze?

Potrzebna jest tak duża zmiana, by gracze przypomnieli sobie na chwilę, jak wielką władzę mają twórcy gier i jak bardzo przyzwyczailiśmy się do życia w ciągłej zmienności. W każdej chwili mogą wyjąć ze swojej produkcji jakiś element lub podmienić go na inny. I robią to co dwa tygodnie w kolejnych patchach. Każda przebudowana postać, każdy usunięty przedmiot sprawia, że jakaś część gry znika na dobre, a jakaś część fanów traci coś, co w niej lubiła. Są tacy, którzy do dziś nie mogą wybaczyć Riot Games, że zmienił umiejętności takim czempionom jak np. Karma czy Poppy argumentując to przestarzałym designem i popełnionymi przy projektowaniu błędami. Dla graczy liczy się, że zniknęła ta stara postać, którą uwielbiali. Fani Doty 2 do dziś wspominają Skeleton Kinga, którego podmieniono na Wraith Kinga, bo wielki nagi szkielet nie wyglądał dobrze w grze robiącej coraz większą karierę na azjatyckim rynku*. W teorii nie dotyczy to tylko gier sieciowych, system patchy pozwala też zmieniać te niby-nasze, kupione i zainstalowane gry dla pojedynczego gracza. Choć nie przypominam sobie, by ktoś skasował jakiś duży element.

Dota 2 New Skeleton King (Wraith King) Skin (side by side comparison)

Pierwszy komentarz: „Nie klikajcie, że nie lubicie wideo, ponieważ nie lubicie samej zmiany”.

Obserwuję sobie podobny proces w karcianym Netrunnerze – niedawno dokonano tam zmiany, która w grze sieciowej byłaby niczym więcej, jak właśnie patchem. Ot kilka kart kosztuje teraz ciut więcej, gdy chcemy włożyć je do talii, a jedna stała się kartą unikalną - może być tylko jedna na stole. Chodziło o to, by powstrzymać kilka talii, które zdominowały granie turniejowe. Zwykłe balansowanie gry, ale w świecie fanów cyberpunkowej karcianki wzbudziło wiele dyskusji i oporów. Ale to w sumie delikatna i nieinwazyjna zmiana: nawet nie drukowano nowych wersji kart, po prostu wydawca wypuścił dokument, który stwierdza, jak należy grać teraz, by móc wystartować w oficjalnych rozgrywkach. Nikt jednak nie zabroni grania wedle starych zasad w gronie znajomych, a i zorganizowanie nieoficjalnego turnieju na nich opartego też jest możliwe. Karty się nie zmieniają, w każdej chwili można odpalić wehikuł czasu i zobaczyć, jak grało się przed lutym 2016.

Gdy takich zmian dokonuje się się Hearthstone (a dokonuje się w każdym patchu) po prostu podmienia się kartę, stara wersja znika na dobre. Pamiętacie jeszcze jak Warsong Commander dawał Szarżę każdemu stronnikowi? To pielęgnujcie to wspomnienie, bo już sobie nim w tej formie nie pogracie, a korzystające z tego talie można wyrzucić na cyfrowy śmietnik. Jednak już zapowiadając rotację części kart i ograniczenie puli dostępnych do grania Blizzard przyjął podejście bardziej przypominające analogowe karcianki. Będą dwa formaty: Standard, gdzie obowiązywać będą tylko najnowsze karty z bieżącego i poprzedniego roku oraz Wild, gdzie można grać wszystkim, co wyszło i żyć przeszłością. Choć też w pewnych granicach, balansowanie kart nadal sięgnie wszędzie.

Wszystko w sumie sprowadza się do tego, że ludzie zazwyczaj zmian nie lubią. Choć mają świadomość, że za ich sprawą nadejdzie coś nowego, to jednak najpierw muszą poświęcić coś starego i znanego. Zdają sobie z tego sprawę twórcy wielkich serii gier i serwują zmiany w takich ilościach, by gracz nie poczuł się znudzony, ale i by nadal czuł się znajomo w swojej ulubionej serii. W ramach czekania na Dark Souls 3 wdałem się ostatnio w dyskusję z innymi fanami, upierając się przy swoim: jeśli seria ma dalej trwać w takiej formie, to chyba wolałbym, by na trzeciej części się zakończyła. W sumie z Demons Souls i BloodBorne Japończycy z From Software dostarczyli nam już cztery wariacje na ten sam temat (piąta w kwietniu).

Oczywiście, są tam różnice, nie zaprzeczam, ale zakwalifikowałbym je jako bezpieczne, nie aż tak znaczne. Rdzeń pozostaje ten sam: gra ma być trudna, ma testować cierpliwość gracza, ma dawać mu rzadkie checkpointy i zasoby, które trudno zyskać, a łatwo stracić. Dlatego nie mam nic przeciwko, by studio wzięło się za coś nowego – albo zrobiło większe zmiany, by radykalnie odświeżyć swoją serię. Jestem ciekaw, do czego są jeszcze zdolni. Jestem gotów poświęcić to, co znane i lubiane, by dostać coś być może jeszcze lepszego. Co spotyka się z niezrozumieniem i pytaniami: „Skoro jesteś fanem serii, to czemu chcesz, by się skończyła?”. Wolę, by skończyła się będąc niesamowicie dobrą serią, niż by zaczęła być rozmieniana na drobne – pomysły się w końcu wyczerpią i wyjdzie gra nijaka, będąca tylko zlepkiem starych patentów i cieniem wielkości. Szczerze, ile znacie wieloczęściowych gier, gdzie każda jedna odsłona trzyma poziom i wnosi coś nowego? Jest GTA i…?

Dark Souls III - Opening Cinematic Trailer | PS4, XB1, PC

Oglądając intro do Dark Souls 3 miałem kilka razy uczucie déjà vu.

Dlatego choć sercem współczuję rozpaczającym po Dominionie, to rozsądek podpowiada mi, że w sumie wyjdzie to grze na dobre i warto ponieść ryzyko, jakim jest chwilowy smutek części graczy. Można sobie pomarzyć i życzyć, by więcej twórców myślało o uwolnieniu kreatywności i rozwijaniu wizji, a nie o ryzyku biznesowym i utrzymaniu kluczowej grupy fanów. Bo zmian bać się nie warto – choć czasem mogą obrócić się na gorsze, to jednak otwierają drogę do kolejnych zmian – a to z pewnością lepsze niż stagnacja. Takie podejście sprawdza się też w życiu, ale Polygamia póki co nie jest serwisem coachingowo-psychologicznym, bym mógł się nad tym rozwodzić, więc musicie mi zaufać na słowo.

Paweł Kamiński

* Wieść obiegowa głosi, że w Chinach nie pokazuje się nagich kości, bo to brak szacunku dla zmarłych. A okazuje się, że Chińczycy wcale awersji do szkieletów nie mają.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.