Resident Evil: Ostatni rozdział - recenzja filmu. Prawdziwe zagrożenie biologiczne

Resident Evil: Ostatni rozdział - recenzja filmu. Prawdziwe zagrożenie biologiczne30.01.2017 11:31
Adam Piechota

Panu Andersonowi dziękujemy już raz na zawsze.

Warto odpowiedzieć sobie na proste pytanie: w którym momencie filmowe uniwersum Resident Evil przestało was interesować? Seria próbowała wszystkiego, a sprowadzonych do roli tła umarlaków łaskawie nie wysłała wyłącznie na księżyc. Filmy, czy też może zarządzający nimi od piętnastu lat Paul Anderson, w nosie miały logiczną ciągłość przedstawionego świata. Fakty i postacie wielokrotnie naciągano, przeinaczano albo zapominano dla wygody kolejnych szaleńczych idei. Scenariusze gier, z których pobierano tylko co ciekawsze potworki lub damskie ciuszki, porzucono dekadę temu. Niezmienna pozostała Alice reprezentowana coraz starszą twarzą Mili Jovovich. Taki sam był również od jakiegoś czasu poziom kolejnych produkcji. Już "Afterlife" stawiało na kino parodystyczne, "tak złe, że aż dobre". Ale każdy cyrk kiedyś musi się zwinąć.Nie rozumiem jednak, po kiego czorta w ostatnich chwilach serii stawiać na eksperymenty. Na ekran powraca postapokaliptyczna wizja świata, mieszanina "Mad Maxa" i "The Walking Dead", idąca jak gdyby śladami wyklętej "Zagłady". Napompowana w finale "Retrybucji" zadyma okazuje się wydmuszką, od której reżyser umył dłonie dwoma zdaniami wstępnego monologu bohaterki. Dość potrzebnego, gdyż raz jeszcze przeinaczono fabularne tło pierwszych filmów. Wiecie, trzeba zrobić pełne koło i zakończyć tam, gdzie się zaczęło, czyli w podziemnym laboratorium Raccoon City. Bezsens goni bezsens, więc dlaczego by tam nie umieścić ostatecznej kryjówki Umbrelli lub wyjaśnić, że tak naprawdę to istnieje antidotum, które wystarczy rozpylić na świeżym powietrzu, by uratować cały świat od Wirusa T. To w końcu tak genialne, jak uczynienie szwarccharakterem na powrót niepotrzebnego nikomu Iaina Glena. Martwego od finału trzeciego filmu. KLONY!

Gdzieś pośrodku tak zaaranżowanego bagna znajduje się cała ekipa filmowa. Budżetu wystarczyło na kilkanaście minut scen akcji w świetle słonecznym, dlatego przygotujcie się na ciągły, utrudniający rozeznanie mrok. Montażyści najwyraźniej przed pracą w branży byli specami od tortur - tutaj zwykła wymiana ciosów, trwająca około pięciu sekund, sklejona jest z dziesięciu różnych ujęć, tak odmiennych, że niejednokrotnie wolałem zamknąć oczy niż narażać je na próbę nadążania za projekcją. "Film, od którego bolą oczy" - dlaczego takiego hasła zabrakło w zwiastunach? Dźwiękowcy z kolei woleli postawić na "horror", by zatoczyć swoje wyobrażenie koła, stąd każda scena, w której nikt nie strzela - wbrew pozorom, nie taka rzadkość - wypełniona jest koszmarnie głośnymi jump-scare'ami. "Ostatni rozdział" trwa sporo ponad półtorej godziny. Sami chyba potraficie sobie wyobrazić, jak przyjemnie mija ten czas.Należę do takiego rodzaju publiczności, która "Residentami" lubiła ozdobić zakrapiany maraton filmowy w gronie zaufanych znajomych. Do weteranów, jeżeli to słowo nie napawa was strachem. Ale nawet mnie nie ruszają ukłony przed piętnastoletnim uniwersum. Jeżeli już, jestem gorzko rozczarowany. Albert Wesker, który wyrósł na niezniszczalnego arcywroga Alice, nie dostaje tutaj ani jednej popisowej sceny, natomiast kwestia jego boskiej mutacji chyba wypadła z głowy Andersonowi. Kończy, jak gdyby nigdy w filmach nie miał żadnego znaczenia. Finałowa nawalanka w korytarzu z laserami (na pewno pamiętacie takowy z "jedynki") tylko uzmysławia, jak niewiele elementów tych dziełek odbiło się szerszym echem w popkulturze. Podobne znaczenie ma powrót Claire Redfield. Jedynej dawnej postaci, jaką zdecydowano się wepchnąć do ostatniego rozdziału. Mając w pamięci cosplayowy charakter "Retrybucji" - może tak jest nawet lepiej.Po seansie w głowie pozostaje wyłącznie montażowa rzeźnia. Albo kiczowata sekwencja ze "smokiem", którą należało wepchnąć po ostatnim cliffhangerze. Bez kilku sporządzonych na telefonie notatek byłbym dzisiaj zupełnie bezradny. Odejścia od wewnątrzkadrowej symetrii próbują pokazać "patrzcie, tym razem mieliśmy wyższe ambicje!", tymczasem jednak działają zupełnie odwrotnie. Filmy numer cztery i pięć niczego nie ukrywały. Robimy postmatriksowe kino, pełne zwolnionego tempa, leniwie tnących powietrze pocisków, które powinno być konsumowane w towarzystwie z wieloma miskami popcornu. Wiemy, jakie to jest głupie. Wiemy, jak nienawidzą nas gracze, ale to do nich szczerzymy korporacyjne zębiska. Tworzymy rozrywkowe dno i nigdy nie zamierzamy przestać. Fajne podejście, mimo wszystko. Ale gdy w końcu postanowiono zakończyć całe show, zrezygnowano z jego najzabawniejszych atrybutów.

Dlatego o "Ostatnim Rozdziale" zapomnę jeszcze dzisiaj. Nie jestem pewny, czy powróci nawet jako finał residentowych maratonów. Sadomasochistycznie uwielbiam poprzednią odsłonę, którą dotychczas traktowałem jako szczyt (anty)geniuszu. To wygodna dla Paula Andersona i jego małżonki perspektywa, przyznacie chyba. Zatem czy posłuchacie, gdy taka osoba stanowczo odradzi Wam podróż do kina? Mam nadzieję. Swój kontakt z Residentem powinniście ograniczyć do wydanej niedawno gry, którą tak mocno promowaliśmy na naszych łamach. Na dużych ekranach zobaczycie co najwyżej odpowiednik Umbrella Corps. Wybaczcie podwórkową terminologię, ale to po prostu gówniany film. W moich oczach serię wieńczy nadal "Retrybucja".PS: Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak nisko Anderson upadnie z Monster Hunterem. Umarł król, niech żyje król?Adam Piechota

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.