Agony - recenzja. Wycofajcie się, wy, którzy tu wchodzicie

Agony - recenzja. Wycofajcie się, wy, którzy tu wchodzicie08.06.2018 22:08
Adam Piechota

Ale nie tylko dlatego, że w recenzji (prawie) nie ma cycków.

Wyobraźcie sobie, że znowu jesteście w szkole. Jeśli do niej chodzicie - że mimo początku weekendu, musicie w niej spędzić kolejne kilkanaście godzin. A jeżeli czytacie z opóźnieniem, właśnie ze szkoły, wyobraźcie sobie całą resztę, wiadomo.

Stoicie na korytarzu. Wszystkie okna są zamknięte, panuje zupełna ciemność, ale nawet nie wiecie z jakiego powodu. Wraz z Wami na korytarzu jest pięćdziesięciu innych uczniów. Samych informatyków, po sześciu godzinach duszenia się w sali komputerowej. Temperatura powietrza sięga trzydziestu kilku stopni. Czujecie, jak o Wasze dłonie ocierają się inni. Daleko za Waszymi plecami zaczyna się dziwny, niepokojący syk i nie ustaje przez następne godziny. Dochodzi czerwone światełko, które zapala się i gaśnie w nieregularnych odstępach. Ściany pokryte są lepkim szlamem. Z sufitu zaczyna kapać woda. Przy niektórych krokach stopy wszystkich zapadają się w kruchą posadzkę, powodując coraz większy zgiełk. Co niektórzy zaczynają bezskładnie nucić. A Wy co minutę dostajecie esemesy „GDZIE JESTEŚ?”, „SPIESZ SIĘ”, „RUCHY, RUCHY”. Bo przecież przyszliście zaliczyć jakiś ważny egzamin.

To nie jest piekło, gdzie tam. Chociaż całkiem blisko. To moja wyobrażeniowa interpretacja stresu. Tak się będziecie czuli podczas przechodzenia Agony. Bynajmniej nie przez strach.

Naprawdę nie chcę wnikać, co stało się za kurtynami tego kickstarterowego projektu. A przynajmniej nie w tekście, który miałby być recenzją. Czy został sztucznie przyspieszony, czy nie zabrakło osób z wystarczającym doświadczeniem, czy szum, z jakim wstąpił w światowe media, był racjonalnie wymierzony, kto zawinił za techniczny stan tak zwanego „produktu sklepowego” (hm, bardzo sporne pojęcie w obecnych czasach) czy jeszcze ciekawszego portu na konsole. Nie wątpię, że prędzej czy później ta historia albo znajdzie drogę do graczy, albo użyźni glebę pod następne, tym razem bardziej udane produkcje (jak w przypadku zespołu Bloober). Nie mam zamiaru również w jakikolwiek sposób zmieniać swojego spojrzenia na Agony tylko z tego powodu, że powstawał u rodzimych deweloperów. Skończmy z tym w końcu, skoro przestaliśmy się wstydzić naszych gier.

Agony to katastrofa. Szczerze wątpię, że pisałbym inaczej, gdybym próbował je przejść na wypasionym, świecącym pececie marzeń, których jako reprezentant tak zwanego plebsu nawet nie posiadam. Chociaż stan portu nie pozostaje bez znaczenia dla odbioru produktu. Wersja na PS4, a właściwie dwie wersje, gdyż znacząca łatka „wjechała” mi w środek całego doświadczenia, działały, jak działałby taki Horizon: Zero Dawn, gdyby go wydać na PS3 bez trzech lat racjonalnego, wysokobudżetowego downgrade’u. Nie zobaczycie tego aż tak dokładnie na zrzutach ekranu. Jednak fatalna liczba klatek oraz rozdzielczość tekstur przypominająca mi słabszą odsłonę początków poprzedniej generacji w połączeniu ze wszystkim, o czym piszę poniżej, będzie czymś trudnym do wyrzucenia z głowy.

Zapytajcie mnie, co jest najbardziej pozytywnym elementem Agony, a odpowiem: zamysł artystyczny. Ten, na podstawie którego budowano samą grę. Nic to oryginalnego - piekło przedstawione w stylu „amfetaminowym”, ekstremalnie, tak ostro, jak tylko pozwala wyobraźnia, tempem nie pozwalając odetchnąć, masakrując zmysły z takim natężeniem… że po jakimś czasie przestaje robić właściwe wrażenie. Dante’s Inferno na sterydach. Niemniej przez pierwszą godzinę zabawy zdarzają się momenty tak pogrzane, iż przy dziele innego kalibru mówilibyśmy o prawdziwym, wchodzącym pod skórę szoku. Wiecie o tym od dawna: zaprawa z niemowląt, demoniczne orgie, rzeki ekskrementów, piersi na piersiach i malutkie penisy na malutkich penisach. Napisałbym, że wystarczy przemęczyć się z absolutnie najsłabszą miejscówką, od której rozpoczyna się gra (niesamowity pomysł, czyż nie?), by zobaczyć chociaż piekielny las. Ale ja muszę Was odwieść od myślenia o tym tytule przecież.

Zapytajcie mnie, jaki gatunek reprezentuje Agony, a zrobię poważną, zamyśloną minę. Ten spacerowany horror chyba. Są bowiem przeciwnicy z głowami-waginami, przed którymi należy się chować (jak Was zabiją, macie kilkanaście sekund, by jako dusza odnaleźć nową „skórę”. „Kilkanaście” to w tych momentach również liczba klatek na sekundę, zatem powodzenia), jest sporo kręcenia się w tę i we w tę, banalne zagadki lub zbieractwo kluczy do następnych drzwi (tutaj pod postacią części ciała, na szczęście nie tych intymnych). I morze notatek. Właściwie cały dziennik. Oto sposób, bym nareszcie dokończył swoją powieść - odwiedzić zaświaty. Nic tu nie straszy w sensie dosłownym. Atmosfera, architektura, szaleństwo - te mogłyby wrzucić ciarki na kark lub powrócić w środku nocy jako nieprzyjemny sen. Dlatego właśnie chwaliłem Outlasta II, tam to działało.

Zapytajcie mnie, czy po serii łatek, jaka bez wątpienia teraz trafi do Agony, będzie to pozycja warta Waszego czasu, a odpowiem „niestety”. Bo niestety naprawdę. Są tutaj przecież wizje, które zasługiwały na oczarowanie publiczności. Fundamentalny problem z dziełem Madmind Studio polega jednak na tym, że leży on jako zwyczajna gra. Zawodzi na poziomie komunikacji z graczem, nie dając mu nigdy żadnego sygnału w żadnej sprawie. Co mi po światełku nawigującym, skoro nie rozumiem, co albo DLACZEGO robię. Co po wskaźniku powietrza (gdy przeciwnik się zbliża, macie plus-minus 50% szans, że kucając i wstrzymując oddech, nie zwrócicie jego uwagi), jeśli nie potrafię odkryć, jakimi ścieżkami podążają nieistniejące umysły adwersarzy. Z jakiej racji mam chcieć szukać Czerwonej Bogini, skoro „opowieść” w Agony nie ma właściwie sensu? (spoiler - „idziemy” do niej więcej niż raz. Bo tak). Oczywiście, w piekle nic nie musi być logiczne. Jednak średnia pozycja, która pragnie wyrwać mi ponad dziesięć godzin, prędzej czy później musi ułożyć się w jakąś całość.

Ewidentna chrapka deweloperów na zrzucenie z ramion krzyża produkcji budżetowej również w niczym nie pomaga. W efekcie macie piękne projekty obok czegoś, co spokojnie reprezentowałoby uprzednią dekadę. Jak gdyby Duke Nukem Forever - bowiem przepraszam, ale przynajmniej kilka razy miałem skojarzenia z tym tytułem - posiadało w sobie szczyptę piękna. Chaos. Całe pasaże, które najzwyczajniej w świecie zostały porzucone podczas developmentu. Robaczki i glitche niemalże chmarami biegające po wszystkich ścianach. Voice acting dociągnięty do mety za kieszonkowe. Zepsute dźwięki. Powyginane modele postaci. Ledwo nakreślone idee na rozgrywkę (jak późniejsze opętywanie demonów). Bezsens. Piekło. Agonia. Nosz kurczęta, ale trafniejszego tytułu nie można było temu nadać.

Agony to próba pływania synchronicznego we wrzącej wodzie. Już dawno żadna pozycja mnie podobnie nie lekceważyła na tylu poziomach. Dawno też przy żadnej nie wymęczyłem się równie mocno. Staroszkolne checkpointy, przez które, zapewniam, początkowe fragmenty powtarzać będziecie do znudzenia, to jakaś chora wisienka na patologicznym torcie. Ech. To przyzwyczajenie, przepraszam. Nie będziecie. Mam nadzieję przynajmniej. Oszczędźcie sobie zawodu. Wyciągnijcie z odmętów czasu Dante’s Inferno. Albo zagrajcie w inny, skończony, przyjemniejszy horror. Albo - o, i to jest wyzwanie! - przeczytajcie „Boską Komedię”.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.