Amerykańska administracja robi grę o strzelaninach w szkołach
Gry w ochronie edukacji.
Prawie 25 procent masowych strzelanin w Stanach Zjednoczonych ma miejsce w szkołach bądź ich najbliższym otoczeniu. Z pięciu największych tego typu tragedii ostatnich 10 lat, dwie to szkoły – Sandy Hook w 2012 roku i Politechnika Vigrinii w roku 2007. I choć badania nie potwierdziły, żeby gry wideo miały na to wszystko wpływ w większym stopniu, niż oglądanie wiadomości, czytanie komiksów, słuchanie metalu czy picie napojów gazowanych, temat ich „udziału” w masowych strzelaninach regularnie wraca.
Tym razem zaangażować postanowił się Departament Bezpieczeństwa Krajowego, czyli ten słynny Homeland Security. Powstrzymajmy jednak głosy oburzenia, bo nie jest tak, jak można by wnioskować z włączenia się do tematu takiej organizacji.
Pamiętacie America’s Army? Całkiem przyjemną grę, która służyła amerykańskiej armii w celach promocyjnych i rekrutacyjnych. Oczywiście w przypadku nowej produkcji nikt nie mówi o promowaniu masowych morderstw, ale o… nauce. Projekt ma przygotowywać nauczycieli i uczyć radzenia sobie w tego typu sytuacjach. Czyli robić coś, do czego studia pedagogiczne nie przygotowują.
Game Trains Schools for Mass Shooting Response
Samo w sobie nie jest to nadzwyczajne, bo gry wideo już dawno wyszły poza ramy czysto rozrywkowego medium. Pomagają w poważnych badaniach naukowych, przynoszą choćby minimalną ulgę osobom cierpiącym na demencję albo uczą o prawie własności na Księżycu. Dużo bardziej interesujący jest fakt, że Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych postanowił wykorzystać grę do uczenia ludzi, jak zachowywać się w sytuacjach kryzysowych, których wywoływanie ciągle próbuje się grom przypisać.
Bezimienna na razie gra, która ma ukazać się wiosną tego roku, pozwala wcielić się nie tylko w nauczyciela, ale też w sprawcę strzelaniny. A to oznacza pewną dozę zaufania oraz przekonanie, że jednak nie gry wideo same w sobie mogą być przyczyną tragedii takich jak ta w Sandy Hook.
Bartosz Stodolny