Almighty Thor, Transmorphers, Alien vs. Hunter i kilka innych kuriozalnych podróbek filmowych hitów
Podrabiać można wszystko. Gdybym był fanem podróbek (założę się, że są tacy), obok butów marki Abibas i konsoli PolyStation chciałbym także mieć DVD z filmem Transmorphers. I paroma innymi też.
06.05.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39
Thor to film o nordyckim bogu, który trafia do naszego świata. Czego w nim brakuje? Proste - dinozaurów!
To naprawdę okropna podróbka, ale cóż, Thor to imię mitologicznego bóstwa, Marvel nie mógł go zastrzec. Nic więc dziwnego, że znaleźli się tacy, którzy postanowili to wykorzystać. "Almighty Thor" nie trafił co prawda na ekrany kin, ale w dystrybucji pojawił się niecały miesiąc po komiksowym blockbusterze. Loki (w tej roli Richard Grieco, który na początku lat 90. grywał, o ironio, przystojniaków w filmach w stylu "Szpieg bez matury") rozwala Valhallę i kradnie Młot Niezwyciężoności. Bóg Piorunów musi mu w tym przeszkodzić, a pomaga mu w tym Walkiria imieniem Jarnsaxa. To chyba wszystko, co trzeba wiedzieć o fabule...
Dla porównania - fragment marvelowskiego Thora:
Zwiastuny obu filmów w pełnej krasie:
"Zupełnym zbiegiem okoliczności" film "Transmorphers" miał premierę dokładnie w tym samym miesiącu, co "Transformers". David Michael Latt, producent tego pierwszego, powiedział wtedy:
Nie staram się nikogo oszukać. Chcę tylko, by moje filmy były oglądane. Inni też robią takie powiązania, są tylko bardziej subtelni. Inne studio może zrobić film o wielkich robotach, który podczepia się pod premierę "Transformers" i nazwać go "Robot Wars". My nazwaliśmy nasz "Transmorphers". W 2009 roku rasa ogromnych robotów z kosmosu opanowała świat i zmusiła ludzi do życia pod ziemią. Akcja filmu dzieje się 300 lat później, gdy grupa ludzkich buntowników decyduje się na odbicie Ziemi z rąk najeźdźców. Szczerze mówiąc, to brzmi tylko trochę głupiej niż dzieło Michaela Baya.
W 2009 roku ukazał się prequel filmu, "Transmorphers: Fall of Man". Stało się, to jak można się domyślić, niecałe dwa tygodnie po premierze "Transformers: Revenge of the Fallen"...
Dla porównania: fragment "Transformers"...
...i zwiastuny obu filmów:
Musicie zobaczyć ten plakat. Nie mam słów.
To niesamowite, że nawet tragiczne filmy można przerobić/podrobić tak, by były jeszcze bardziej tragiczne. Od lat specjalizuje się w tym amerykańskie studio The Asylum, którego "dzieła" prezentujemy w niniejszym artykule. Zaczęło się w 2005 roku, gdy do kin trafiła "Wojna światów" Stevena Spielberga. Ponieważ materiał wyjściowy jest już w domenie publicznej (w końcu to powieść z 1898 roku), podróbka mogła być zupełnie dosłowna - tak powstał film zatytułowany "H. G. Wells' War of the Worlds". Chyba okazało się, że to intratny interes, bo od tamtego czasu The Asylum wypuszcza własną wersję prawie każdego hollywoodzkiego hitu. Żeby było śmieszniej, te filmy mają swoją premiery zwykle w tym samym czasie, co oryginały. Raczej nie trafiają co prawda do kin, ale widocznie i tak ktoś się na to nabiera... Anglojęzyczne media ukuły nawet specjalny (i bardzo zgrabny) termin na tego rodzaju produkcje: to "mockbustery" (to mock - z angielskiego "kpić", "drwić").
Czy trzeba tłumaczyć o czym jest "AVH: Alien vs. Hunter"? Chyba nie - dodam więc tylko, że budżet filmu wyniósł, bagatela, 500 tysięcy dolarów. Znam jakieś 500 tysięcy lepszych sposobów na wydanie takich pieniędzy...
Dla porównania - fragment oryginału:
Zwiastuny obu filmów:
Trochę z innej beczki, bo nie tylko filmy z największymi budżetami są podrabiane przez The Asylum. Nie mogłem sobie darować zbliżenia na te obleśne papierowe zęby.
Sukces "Paranormal Activity" był niespodzianką, więc akurat w tym wypadku nie udało się przygotować mockbustera odpowiednio wcześniej. Podróbka miała premierę trzy miesiące po oryginale. Wierzcie lub nie, ale podobno grają w niej nawet jacyś aktorzy: mnie wygląda to raczej na produkcję w stylu "Pamiętników z wakacji", gdzie we wszystkich rolach obsadza się amatorów.
Swoją drogą, akurat w tym wypadku twórcy mieli ułatwione zadanie. Jednym ze znaków rozpoznawczych "Paranormal Activity" jest w końcu niskobudżetowość, a o co, jak o co, ale o to akurat The Asylum nie musiało się specjalnie starać. Ciekaw jestem też, ile kosztowało wyprodukowanie tego dzieła (niestety nie udało mi się znaleźć informacji na ten temat). Budżet oryginału wyniósł 15 tysięcy dolarów - nie zdziwiłbym się, gdyby "Paranormal Entity" pożarło więcej pieniędzy. Znając talent twórców...
Fragment oryginału:
Zwiastuny obu filmów:
Rzecz z tego roku, czyli co by było, gdyby połączyć RoboCopa z pieskiem Aibo.
Akcja dzieje się w Los Angeles (w oryginale: w Detroit) w 2045 roku (w oryginale: w 2028 roku). Detektyw LAPD i jego cybernetyczny partner muszą złapać robota o świadomości córki burmistrza, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest robotem. Trafiają do Zony - zniszczonej przez trzęsienia ziemi, radioaktywnej części Kalifornii. Potem muszą się stamtąd wydostać, przebijając się przez zastępy mutantów, gangów i innych nieprzyjemnych typów.
W sumie, gdyby to była fabuła gry, pewnie nikt specjalnie by na nią nie sarkał. Co wcale nie świadczy dobrze o tym filmie, a raczej tak sobie o świecie gier.
W jednej z głównych ról pojawia się całkiem znany aktor - Michael Jai White grał w wielu filmach o superbohaterach, ale najbardziej znany jest z głównej roli w "Spawnie" z 1997 roku.
Oryginał dla porównania:
Zwiastuny obu filmów:
Zdziwieni brakiem zbieżności tytułów? Cóż, oryginalnie ten film nazywał się "Age of the Hobbits". Ale o tym zaraz.
Co by o The Asylum nie mówić, mimo wszystko momentami podziwiam przemyślność ludzi, którzy tam pracują. Powstaje film na podstawie "Hobbita" - jak się pod niego podczepić? Jak to zrobić, by tytuł był zbliżony? Otóż można to zrobić tak: podróbka opowiada o prehistorycznych zmaganiach Homo floresiensis z Homo erectus erectus. Jak to się ma do Tolkiena? Nijak, ale w środowisku naukowym na Homo floresiensis mówi się pieszczotliwie "hobbici".
Ta-dam!
Tym razem jednak nie było łatwo. Twórcy "Hobbita" wytoczyli The Asylum proces, w związku z czym nie tylko opóźniła się premiera podróbki (ukazała się dopiero w lutym 2013 roku, choć celowano w grudzień 2012 r.), ale także zmieniony musiał zostać tytuł. Stąd "Clash of the Empires". Choć w Wielkiej Brytanii film ukazał się jako "Lord of the Elves" co już w ogóle nijak się do niego ma.
Oryginał:
Zwiastuny:
Ta podróbka jest tak ordynarna, że aż wspaniała. "Pacific Rim dzieje się na Oceanie Pacyficznym? OK, to nasza podróbka będzie się toczyć na Atlantyku!" Sądzę, że tak właśnie wyglądała burza mózgów w The Asylum.
Tak jak w oryginale, tak i tutaj są wielkie roboty i potwory. Platforma wiertnicza niedaleko wybrzeży Florydy znika w tajemniczych okolicznościach. Na jej poszukiwania wysłane zostają trzy wielkie roboty zaprojektowane specjalnie w tym celu (naprawdę humanoidalne roboty to najlepszy pomysł, gdy trzeba przeszukiwać dno morza?). Jak można się domyślić, znajdują nie tylko zaginioną platformę, ale i ogromne monstrum.
Prawdę mówiąc, fabuła "Pacific Rim" też nie jest specjalnie powalająca, ale film przynajmniej niesamowicie wygląda. Czego nie można powiedzieć o "Atlantic Rim". No, chyba, że ktoś lubi dyskretny urok "Power Rangers"...
Fragment oryginału:
Zwiastuny obu filmów:
Och, tutaj materiał źródłowy do podróbki aż pchał się sam w ręce. Nie trzeba było pisać scenariusza od zera.
Allan Quatermain to główny bohater powieści H. Ridera Haggarda z końca XIX wieku. Najbardziej znana z nich to "Kopalnie Króla Salomona" - i to właśnie na niej oparty jest film The Asylum. To także ona - a także sam Quatermain - była jedną z inspiracji George'a Lucasa, gdy ten wymyślał Indianę Jonesa. To w sumie smutne, że w tym wypadku tytuł i plakat filmu zmieniono tak, by kojarzył się z - przyznajmy, dość kiepską - czwartą częścią przygód Indy'ego. Ironia? Chichot historii? Co jest tu podróbką, a co oryginałem?
Na Allanie Quatermainie zakończymy podróż po naprawdę złych filmach ze stajni The Asylum. Jest ich o wiele, wiele więcej, więc, kto wie, może jeszcze kiedyś powrócimy do tego tematu.
Jeszcze fragment z "Królestwa kryształowej czaszki"...
...i zwiastuny obu filmów: