Aktualizacja Street Fightera V zamiast chronić przed oszustami, narażała PC‑ty na atak hakerów
Tak, Capcom znowu to zrobił.
26.09.2016 15:57
Street Fighter V nie ma szczęścia w swoim niedługim życiu. Już testy wersji beta borykały się z problemami, a potem wyszła tylko połowa gry, która na dodatek miała problemy z serwerami. Plagą bijatyki byli też gracze, którzy bezkarnie uciekali z walk, ostatnio Capcom zażyczył sobie z kolei absurdalne sumy za nową planszę i kilka strojów... No, zdecydowanie Street Fighter V nie ma szczęścia. A ostatnio wydarzyła się chyba jedna z najgorszych wpadek.
Serwis The Register wykrył, że zeszłotygodniowa aktualizacja dla komputerowej wersji gry, poza wprowadzeniem kilku usprawnień i nowości, instalowała ukrytego rootkita - narzędzie umożliwiające kontrolę nad danym systemem wszystkim zainstalowanym programom. To miało być tylko zabezpieczenie antypirackie, niestety kod został napisany tak słabo, że narażał PC-ty na ataki złośliwego oprogramowania z właściwie każdej strony. Kolejna niesławny element w historii Street Fightera V...
Przynajmniej dalszy ciąg tej historii jest nieco lepszy. Po opublikowaniu artykułu The Register, Capcom natychmiast wziął sprawy w swoje ręce i zapowiedział, że pracuje nad łatką, która usunie rootkita, zachowując przy tym wszystkie nowości aktualizacji. Nie obyło się też, rzecz jasna, bez przeprosin.
Następnego dnia deweloperzy wrzucili aktualizację naprawiającą błędy poprzedniej aktualizacji. Rootkit zniknął, wszyscy odetchnęli z ulgą i żyli długo... No dobrze, może nie było tak pięknie. Niesmak jednak pozostał, połączony z górzką refleksją, że niedbalstwo twórców może narażać nasze komputery na tak niepożądane działania z zewnątrz. Żeby to jeszcze było pierwsze potknięcie, ale - jak wspominałem na początku - żywot ostatniego Street Fightera charakteryzuje się pasmem silniejszych i lżejszych strzałów w stopę. Stopy. Oj, dziurawe stopy...
Niedawno w podobny sposób potknął się Niantic ze swoim Pokémon Go. W ciągu pierwszych dni od premiery na skutek przeoczenia gracze logujący się przez konto Google udostępniali studiu wszystkie dane powiązane z tymże kontem. I w tym wypadku firma szybko naprawiła swój błąd. Z takimi rzeczami ani nie ma żartów, ani czasu na zwłokę.
Patryk Fijałkowski