Ace Combat: Assault Horizon - nowe pomysły na nowe otwarcie serii
Gdy Kazutoki Kono pofatygował się przed kamerę, by wyjaśnić, że Assault Horizon specjalnie nie ma cyferki 7 w tytule mogliśmy myśleć, że to czysto marketingowa zagrywka. Restarty serii są teraz przecież w modzie. Po prezentacjach gry na E3 wygląda jednak na to, że Kono nie żartował - to inna gra.
Witamy w prawdziwym świecie Assault Horizon jest dopiero drugą grą w serii, której akcja dziać się będzie w naszym rzeczywistym świecie. Do czasów Fires of Liberation autorzy umieszczali przedstawiane konflikty zbrojne w fikcyjnym świecie. Zwykle nie trzeba było specjalnej przenikliwości, by skojarzyć rosyjski akcent postaci czy amerykańską butę, ale nic nie było powiedziane wprost - deweloperzy byli kryci i mogli popuszczać wodze wyobraźni. Ten etap skończył się jednak na szóstej części serii.
Nowa gra zabierze nas na Środkowy Wschód, do Afryki, Dubaju, a także w amerykańską przestrzeń powietrzną. Poniżej możecie zobaczyć, jak z lotu ptaka wygląda odwzorowane przy pomocy map satelitarnych Miami, które odwiedzimy już w pierwsze misji gry, by pokrzyżować plany terrorystom grożącym światu superbronią o nazwie Trinity.
Top Gun W gruncie rzeczy jednak to, gdzie się lata, nie jest aż tak ważne (bo znając studio Project Aces, zapierających dech w piersiach widoków nie zabraknie) jak frajda płynąca z kolejnych manewrów, zestrzeleń i akrobacji. W poprzednich grach naprzeciw gracza i jego kolegów zwykle stawała wielokrotnie liczniejsza chmara maszyn, które najpierw przerzedzało się gradem samonaprowadzających rakiet, a potem wykańczało niedobitków w walkach 1 na 1. W Assault Horizon to właśnie ten drugi element zostanie o wiele bardziej wyeksponowany.
By ją aktywować, musimy zbliżyć się do przeciwnika na odległość strzału i wcisnąć dwa bumpery. Stery naszego samolotu przejmie wtedy autopilot, kamera zrobi zbliżenie na maszynę wroga, a naszym zadaniem będzie zestrzelenie jej ogniem z karabinu lub rakietami. W teorii brzmi to jak niepotrzebne ułatwienie, ale przeciwnik nie będzie biernie czekał na śmiertelną serię i postara się nas „zgubić”, co zaowocuje pewnie efektownymi podniebnymi pościgami. Zwłaszcza że jeśli wrogowi uda się uciec, to on wsiądzie nam na ogon i role w gonitwie się odwrócą (by się wybronić, musimy zaliczyć sekwencję QTE).
Obecni na targach i pokazach dziennikarze są raczej zgodni co do tego, że takie hollywoodzkie ukazanie walki dwóch pilotów sprawdza się, a razem z nowym systemem destrukcji maszyn, których eksplozje możemy podglądać z detalami na zbliżeniach, podnoszą poziom emocji. Przynajmniej dopóki nie okaże się, że w pełnej grze będziemy zmuszani do odpalania Close Range Assault zbyt często, ale na to się na szczęście nie zanosi.
Za sterami śmigłowca O ile Miami stanowiło arenę prezentacji nowego systemu walki w powietrzu, to kolejną nowinkę dziennikarze oglądali na tle afrykańskiej scenerii. Chodzi oczywiście o lot śmigłowcem (zwróćcie uwagę na lot maszyn w formacji - Helikopter w ogniu jak żywy).
Na chłodno Na Assault Horizon napaliłem się już dawno, w zasadzie gdy tylko dowiedzieliśmy się, że taka gra powstaje. Ufam ludziom z Project Aces, bo nikt nie zrobił na konsolach lepszych podniebnych strzelanin. Muszę jednak przyznać, że powyższe nowinki i opinie przyjmuję z pewnym niepokojem. Zwłaszcza Close Range Assault kojarzy mi się głównie z HAWX i Heroes over Europe, czyli niezbyt udanymi grami, które w dużej mierze opierały się na podobnej mechanice. Na szczęście wygląda na to, że do korzystania z niej nikt nas nie będzie zmuszał, a od czasu do czasu na pewno chętnie zakończę w ten sposób jakiś pojedynek.
Odrobinę martwi mnie też zrezygnowanie z alternatywnej wizji świata i umiejscowienie fikcyjnego konfliktu w naszej, niedalekiej przyszłości. Wiąże się to z tym, że uwielbiam patos, który wprost wylewał się z poprzednich części. Chciałem być tym bohaterem, który wyzwala swoją ojczyznę i lecieć na misję, słuchając podniosłej muzyki. Autorzy o tym otwarcie nie mówią, ale boję się, że scenariusz Assault Horizon zostanie ściągnięty do poziomu brudnych wojenek, zdrady i terrorystów z bombą atomową.
Ogólnie rzecz biorąc, po zobaczeniu większych fragmentów gry i zapoznaniu się z relacjami innych, po obecnych targach E3 mam trochę więcej wątpliwości. Nie przeszkodzi mi to jednak w złożeniu zamówienia przedpremierowego. Może i zmieni się sporo, ale studio Project Aces gwarantuje, że poniżej pewnego poziomu seria nie zejdzie.
Maciej Kowalik