Abzu - recenzja. Trzy godziny podmorskiej Podróży
Nie ma tu tajemniczego kapitana Nemo i Nautilusa, jest za to silna inspiracja Podróżą od Thatgamecompany i mezopotamskim bóstwem wodnym Abzu.
04.08.2016 | aktual.: 05.08.2016 14:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaintrygowani? Dobrze. Ostrzeżeni? Jeszcze lepiej, bo nie dla każdego są tak oszczędne w gameplay, krótkie i, nie oszukujmy się, drogie gry. To one poszerzają jednak ramy tego medium. Przecierają szlaki, na które po latach wkracza świat AAA. I choć bez trzymania was w napięciu mogę już teraz napisać, że Abzu abzulutnie (haha...) nie wpłynie (hahaha...) znacząco na branżę, to po prostu przyjemnie się w niego gra. Oszczędzając wam już abzurdalnych gierek słownych, żebyście równie przyjemnie popłyn... OK, KONIEC.Abzu nie ukrywa, że inspiruje się Journey. Podobnie zresztą jak pracujący wcześniej nad Podróżą dyrektor artystyczny Matt Nava, który w 2013 roku przeszedł z Thatgamecompany do utworzonego przez siebie Giant Squid. Zmienił firmę, ale nie zainteresowanie silnie autorskimi grami, które ciężko zaszufladkować.Bo z Abzu, podobnie jak Podróży, żadna przygodówka czy platformówka. Nie jest to też "symulator chodzenia", czy teraz bardziej Symulator Pływania (tu aż się prosi o charakterystyczną czcionkę i aktualny rok). Nie jest to też gra logiczna, bo choć czasem trzeba coś tam przełączyć w odpowiedniej kolejności, to w gruncie rzeczy płynie się tu po prostu przed siebie. Do przodu poruszamy się o wiele szybciej niż w piaszczystej Podróży, często wpadając w prąd morski, z którego nie sposób się wyrwać. Może więc Endless Swimmer? Też nie, bo co jakiś czas trafimy do większych komnat, gdzie można na spokojnie popływać i się porozglądać. Trudności w gatunkowym zaszufladkowaniu Abzu można jednak dość brutalnie uciąć stwierdzeniem...
Bardzo podobny - choć niewyposażony w powiewającą szatę, a płetwy - bohater. Symboliczna, pełna niedopowiedzeń historia, która każe nam przeć w nieznane. Monumentalne - tyle że skąpane w wodzie, a nie piasku - ruiny. Wszystko już było w 2012 roku. Abzu powiela te pomysły, dodając od siebie przepiękny świat.Spójrzcie na te screeny - fantazyjne, pełne rozmachu głębiny. Nienaturalnie żywe i kolorowe, ale jakże przykuwające wzrok! Abzu to taka interaktywna widokówka. Całe szczęście, że sterowanie jest tu tak niewymagające, bo przez połowę gry jeden z moich kciuków spoczywał na przycisku Share na padzie. W Abzu zachwyca natura, opcjonalnie odkrywane morskie stworzenia, masywne pozostałości po tajemniczej cywilizacji czy jeszcze bardziej tajemnicze - wydaje się, że nie pochodzące nawet z naszej planety - instalacje. Artystyczny majstersztyk, graficzna bomba i obowiązkowy laureat wszystkich gamedevowych konkursów w kategorii grafika/sztuka/design
W kilku miejscach autentycznie było mi przykro, że poziomy są tak bardzo korytarzowe i muszę po prostu płynąć dalej. Że nie mogę na chwilę przystanąć, rozejrzeć się czy chwycić za rękę Yordę. Wizualny przepych Abzu działa jak magnes, jest bardzo klimatyczny, ale nie oniryczny.Przemierzając głębiny Abzu, nie towarzyszy nam to specyficzne uczucie podróży znane z gry Thatgamecompany czy serii Team Ico. Nie ma trudu pokonywania przeszkód terenowych czy zbyt wiele czasu na kontemplację. Nie ma też tej specyficznej więzi z bohaterem sterowanym przez SI czy, tak jak w Podróży, innego gracza. Są graficzne fajerwerki, ciekawe aranżacje muzyczne, ale w całym tym przepychu gubi się to nieuchwytne coś, co sprawiło, że po włączeniu Journey przed napisaniem tego tekstu ("na chwilę, żeby sobie przypomnieć"), niespecjalnie miałem ochotę je wyłączać i siadać do klawiatury.Niespecjalnie mam też ochotę do Abzu wracać, podczas gdy już wiem, że Podróż sobie teraz po trzech latach od premiery, tym razem na PS4, ponownie skończę. Jest to więc gra troszkę od niej gorsza, ale podobna w założeniach i konstrukcji, o wiele bardziej pasująca do potencjalnego cyfrowego bundle'a z Podróżą niż Flow i Flower razem wzięte. Jest to też jednak gra wyraźnie odtwórcza i mimo oceanicznych głębin, graficznego rozmachu i kulturowych nawiązań, płytsza.
Paweł Olszewski