Aaaargh! Haki i drewniane nogi w górę! Dzień mówienia jak pirat już dziś!
Haaaa! Mam Wasz szczury lądowe! Co, kawkę pijecie, taaaak? Kanapeczki jecie!? Nie ma tak dobrze. Dziś dzień mówienia jak pirrrrrrrrrrrat! Nie chcecie się bawić? To powodzenia na mieliznach innych portali życzę. U nas dowiecie się, co to znaczy być prawdziwym postrachem mórz i oceanów oraz marzeniem każdej niezamężnej dziewki.
19.09.2009 | aktual.: 12.01.2016 16:05
PS Pamiętacie o wyjątkowości dzisiejszego dnia, prawda?
Niektórzy mówią, że piratem trzeba się urodzić. Nie mają racji! Piraci nie zważają na bogactwa kandydata czy historię jego praprapraprzodków. Ilość zębów i uczulenie na papugi również nie gra decydującej roli. Mogliście przekonać się o tym przy okazji remaku Secret of Monkey Island. Guybrush na początku nie rokował zbyt wielkich nadziei. Powiedzmy sobie szczerze... chłopak nie odróżniał armatniej kuli od kotwicy i nie wiedział na co się porywał rzucając wyzwanie samemu LeChuckowi. A jednak! Nie będę wam zdradzał fabuły, ale blondasek okazał się twardszym herbatnikiem. Spędzić prawie 10 minut pod wodą? Jasne, każdy to potrafi. Ale on, do diaska, później wypłynął!
Skrzela można ukryć pod bujną czupryną i grafiką 2D, ale prawdziwy pirat ma też łeb nie od parady. Do diaska, uwierzcie mi, że skarbu nie znajduje się co niedziela tylko dlatego, że bardzo nam na nim zależy. Trzeba ruszyć łepetyną, pogonić załogę i określić do kroćset, która strona mapy z zakreślonym wielkim iksem wskazuje północ. Miarkujecie, że to proste? No to dalej, pomóżcie bohaterom Zack & Wiki: Quest for Barbaros' Treasure. Gadająca czacha starego wygi Barbarosy tyleż pomoże, co przeszkodzi i namiesza. Lojalnie ostrzegam, że z hakiem zamiast ręki daleko nie zajdziecie. Pieruńskim wiilotem trzeba się czasem namachać, ale bez sprawnych szarych komórek też nie macie co podchodzić.
Dobra - jesteś piratem, zdobyłeś skarb... i co? I, do diaska, nic! Własny statek to za mało, żeby wyrobić sobie nazwisko poza rodzinnym bajorem. Trzeba dukatów, fortec, dziewek! Pomyślał o tym Sid Meier w swoim Pirates! Ilość gatunków, które mieszają się w tym kotle powoduje, że żaden wilk morski nie powinien przejść obok niego obojętnie. Kapitan Meier dobrze przysłużył się naszej sprawie.
Każdy, kto poczuł morską sól w rajtuzach wie, że w końcu przychodzi czas, kiedy gładki język dyplomacji zastępuje tępy huk dział. W życiu morskiego lwa może pomóc Wam Age of Booty. Certain Affinity skomplikowało sprawę, dzieląc pole bitwy na sześciokąty (przeciętny pirat z trudnością doliczy do pięciu, o ile zachował jeszcze tyle palców) i każąc dodatkowo troszczyć się o zaopatrzenie, ale trutnie zabiurkowe jednak wiedzą co pod muszlą szumi. Bez drewna da się przeżyć. Złoto? Ha! Dobry piracki kapitan ze sprzedaży swoich zębów potrafi wyżywić załogę przez rok. Ale rum... trzeźwy pirat to martwy pirat! Każda zebrana beczułka jest na wagę... a sam nie wiem - zapytajcie skryby, jak wytrzeźwieje.
Majtki, posprzątać tu. Ino żywo, bo skarmię wami rekiny!
O czym to ja... a, tak... Karaiby! Co? Nie Karaiby? A co Wy tam wiecie! Karaiby istnieją! Wiem, bo widziałem! No dobra - Głębinowy Jasiek stamtąd pochodzi, a ponoć i Kwitnący Orlando zaświadczył, że widział ostatni skrawek świata. Pirates of the Caribbean: At World's End potrafi dać do wiwatu efektownymi pojedynkami i klimatem filmowej przygody. Szkoda, że kończy się tak szybko, bo uwierzcie mi, że w rzeczywistości bycie piratem nie jest taką kaszką z mlekiem...
Co jest największym wrogiem pirata? Statki pod królewską banderą? Do licha, tylko dziś zatopiliśmy pięć takich. Bunt wśród żądnej złota załogi? Już chyba wyjaśniłem, że takie kłótnie kończą się na kilku wybitych zębach. Skoro jesteśmy tu sami, to powiem Wam, że i szumek w głowie po nocy przy beczułce rumu nie jest największym problemem.
Niech licho porwie tego, kto pierwszy postawił wojowników ninja na naszej drodze. Policzcie ilu z Was nie zdobyło na szkolnym balu nagrody za najlepsze przebranie, bo ktoś postanowił ubrać się w dwie i pół pary rajtuz. Na pieruńskie nieszczęście okazję do wyrównania porachunków mieliśmy ostatnio tylko w Pirates vs Ninjas Dodgeball. Gdzie tu równe szanse? Gdzie sprawiedliwość? Jedno oko, drewniana noga i gderająca papuga na ramieniu kontra dalekowschodnie (a jak - pięciosylabowe słowa to dla mnie nie dziczyzna!) sztuki walki, gadżety i zabijające wszelkie oznaki przynależności płciowej stroje? Szefuńcie mogliby dać im chociaż miększe piłki. Pozostałe gry mają rekomendację Poly - papugi naszego kapitana, ale na Dodgeball uważajcie. Nie warto tracić czasu, który moglibyście spożytkować przy kuflu pysznego Grog XD.
Życie pirata to nie przelewki. Powyższe gry mogą Wam je nieco przybliżyć, ale niech mnie dunder świśnie, jeśli po ich przejściu przeżyjecie na morzu chociaż dzień. Siedźcie sobie w ciepłych domach na stałym lądzie - przygody zostawcie fachurom. A dzisiaj w barach nie chcę słyszeć toastu bez choćby jednego "aaaargh!"!