A jak alfa. B jak beta. C jak chyba kupuję Destiny

A jak alfa. B jak beta. C jak chyba kupuję Destiny

A jak alfa. B jak beta. C jak chyba kupuję Destiny
marcindmjqtx
28.07.2014 17:50, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

Podchodziłem do Destiny jak pies do jeża. Gdyby nie możliwość przetestowania wczesnych wersji gry, na pewno w dniu premiery nie poleciałbym do sklepu, o zamówieniu przedpremierowym nawet nie wspominając. Nie miałem pojęcia, w którą stronę chce pójść Bungie. Czy studio na siłę będzie próbowało narodzić się na nowo i przeciąć wszystko, co łączyło je z serią Halo? Taki krok byłby wielkim ryzykiem. Owszem, efekt mógłby zaskakiwać, ale równie dobrze moglibyśmy mieć do czynienia ze spektakularną klapą. Nie, Bungie dalej robi swoje i właśnie dlatego to na serwerach Destiny ja i moi znajomi spędzimy końcówkę tego roku i początek następnego.

Fach autorów Halo czuć tu od razu. Jeszcze zanim zacznie się właściwa rozgrywka, ekrany menu, wielki glob w tle czy muzyka wyraźnie dają do zrozumienia, że to gra od ludzi, którzy zapisali się na kartach historii przygodami Master Chiefa. A gdy już spoglądamy na świat z perspektywy pierwszej osoby, "pierwiastek B" czuć jeszcze mocniej.

Tak jak w Halo, uderzenie piąchą czy kolbą nie jest tylko sposobem na kupienie sobie chwili na zregenerowanie tarczy, tylko często kończy starcie. Tak jak w Halo akcja jest trochę wolniejsza niż w innych strzelaninach. Tak jak Halo gra oferuje fantastyczne widoki, które aż chciałoby się przerobić na widokówki. Tak jak w Halo przeciwnicy fantastycznie różnią się między sobą zachowaniem, potrafią szarżować, potrafią się chować, a kto przeżył atak trzech wyposażonych w katany, kamuflaż i ogromne pokłady agresji wrogów, gdy szukał miejsca na złapanie oddechu, ten wie jak takie zróżnicowanie jest ważne. Warto pochwalić Bungie także za fakt, że beta nie była mikroskopijnym wycinkiem właściwej gry, z którego nie moglibyśmy wyciągnąć żadnych wniosków.

MMO czy nie MMO?

Fot. własne

Studio musi być pewne swego, bo oddało graczom do zabawy konkretny kawał gry. Z misjami fabularnymi, swobodnym zwiedzaniem lokacji, by odkrywać kolejne mini-questy czy trybem rywalizacji. A właściwie trybami, bo dwukrotnie odpalono na krótki czas tryb Iron Banner. W sobotę, w nocy czasu polskiego Bungie udostępniło też graczom na dwie godziny możliwość wylądowania na niedostępnej wcześniej lokacji - Księżycu.

W trakcie eksploracji Ziemi mogliśmy też natrafić na losowe wydarzenia społecznościowe polegające na wspólnej walce z bossem. Opcjonalne, ograniczone czasowo, ale dające poczucie, że nie jesteśmy w świecie Destiny sami. To pokazuje, że autorzy wiedzą jak działają światy gier MMO, jak sprawić, by wokół gry wytworzyła się wierna społeczność i że są gotowi do sprawienia, że Destiny nie będzie tylko statycznym zestawem misji i map. Destiny ma żyć. Do czasu bety była to dla mnie pusta marketingowa formułka, teraz zrozumiałem o co chodziło.

Fot. własne

Moim zdaniem kwalifikowanie Destiny jako gry MMO to pomyłka. Wszak na danej mapie nie ma mowy o setkach graczy naraz. Ale to dobrze. Gry MMO trzeba lubić, trzeba godzić się na ich reguły i dynamikę interakcji z innymi graczami. Nie jest to zabawa dla każdego. Na pewno nie dla mnie. Tyle że Bungie ma strasznie fajny pomysł na świat i rolę gracza. Jako strażnik wyruszamy z Wieży, by walczyć z Ciemnością, która zagraża Ziemi. W swoim stateczku wypatrujemy zagrożeń, by w końcu wylądować i wziąć sprawy w swoje ręce. I tu pojawia się pewien aspekt MMO - nigdy nie jesteśmy sami.

Wiadomo, że z ekipą kumpli rozgrywka będzie smakować najlepiej, ale mnie strasznie kręciło łączenie sił z nieznajomymi, których spotykałem w trakcie misji. W ten sposób zrodziło mi się w becie kilka fajnych historyjek. Banalnych, bo przecież nieoczekiwana pomoc w krytycznym momencie walki z bossem to w sumie nic godnego poematu, ale w grze cieszy ogromnie. Z innym nieznajomym kilkukrotnie podchodziliśmy do ostatniej fazy starcia z hordą przeciwników (uniemożliwienie w pewnych miejscach respawnów to świetny pomysł, dodający tonę emocji starciom), podczas gdy Ghost dezaktywował zagradzający drogę system laserów. Gdy do rozgrywki dołączył strażnik na drugim poziomie, pewnie obaj zmęczeni walką pomyśleliśmy, że trzeba będzie go niańczyć. Tymczasem to właśnie ten "nubek" sadził headshoty jak zły i umożliwił dokończenie zadania. Takich momentów w pełnej grze będzie masa i jestem pewien, że będę chciał o nich opowiadać innym. O redakcyjnej walce z bossem w alfie pisał już Paweł Winiarski. Liczę, że Destiny dostarczy nam dużo więcej takich starć.

Fot. własne

Zastanawiam się tylko, czy Destiny będzie mieć coś dla absolutnych samotników. Jeśli do misji podchodzić jak do okazji do popisania się przed innymi pomysłowością, skillem i czerpania frajdy z wciskania spustu, to wszystko jest OK. Ale konstrukcja misji fabularnych nie różni się tu niczym od zadań zaprojektowanych tylko do rozwałki kolejnych przeciwników. Halo było świetnie opowiedzianą historią. Przerywniki tworzyły klimat, komunikaty radiowe i gadki bohaterów dokładały do niego kolejne cegiełki. Beta Destiny pod tym względem kuleje. Sam Ghost nie wystarczy i fakt, że napisano dla niego ciekawsze kwestie, nic tu nie zmienia.

Każda z sześciu misji, które mogliśmy rozegrać, była wpisana w ten sam schemat - przyj przed siebie od celu do celu, a na końcu zmierz się z hordą większą niż zwykle. Gdy na Księżycu czekałem pod świątynią, której wrota wydawały się rozcinane od środka potężnymi pazurami, czułem, że może wreszcie zobaczę coś ciekawszego. Niestety, ze środka wybiegła kolejna horda, a ostatnim przeciwnikiem znów był Czarodziej. Dość powiedzieć, że ustrzeliłem go z mojej snajperki bez narażania się na bliskim dystansie, a on nawet nie próbował mnie dorwać. To była nudna walka.

Takie starcia to za mało, by Destiny mogło spróbować dorównać fabularnym misjom Halo. Boję się, że będzie to gra zaprojektowana tylko i wyłącznie do sieciowej rozwałki, bez ciekawej fabuły, wkręcających przerywników i patosu. A ja lubię patos. Halo kilka(naście) razy potrafiło sprawić, że dane sceny zapamiętałem na długo. Odrobinę nadziei wlewają dwa przerywniki, w trakcie których nasz bohater jest obserwowany przez innych Strażników. Może to znak, że Bungie jednak będzie chciało pokazać nam coś ciekawego i przekazać jakieś emocje związane nie tylko z wciskaniem spustu?

Kombajn wielozadaniowy

Fot. własne

Mam wątpliwości co do kampanii, ale pozostałe elementy sprawiają, że Destiny może zaspokoić wszystkie potrzeby naszych strzelankowych ekip. Tryb eksploracji będzie się nadawał do odpalenia gry ze znajomymi i wieczornych pogaduszek o życiu w trakcie lajtowego eliminowania kolejnych zastępów wrogów. Cele misji są w nim całkiem zróżnicowane, ale bieganie w tę i z powrotem po mapie to właśnie takie tło do obgadania najświeższych ploteczek, opowiedzenia kilku sprośnych żartów i pośmiania się z siebie nawzajem. Słowem - materiał na regularne forumogadkowe Co-op Casty. Ale są też starcia z bossami, w trakcie których sprawy codzienne schodzą na dalszy plan, bo trzeba się naprawdę napocić, by ukatrupić tego skurczysyna. Jeśli ktoś nie odpali konsoli dopóki nie będzie miał jasno sprecyzowanego celu do osiągnięcia, to Destiny będzie mieć coś i dla niego. Poziom trudności można sobie skalować, więc nudno nie będzie. A przecież Bungie ma jeszcze w rękawie wydarzenia społecznościowe, którymi obiecuje urozmaicać codzienne boje. Akurat te elementy gier MMO przywitam w Destiny z radością. Jest też rywalizacja...

Strażnik kontra Strażnik Multiplayer w serii Halo doceniałem, ale nigdy się w niego nie wkręciłem, bo byłem za słaby. Najczęściej kończyłem z przyklejonym do pleców granatem... W Destiny może być podobnie, ale dla kogoś, kto przegrał ponad sto godzin w Battlefield 4, rozgrywka jest tu przyjemnie inna. Każdy ma tarczę, więc seria w plecy to trochę za mało, by zrobić na kolbie kolejne nacięcie. W ruch idą też umiejętności specjalne każdej z klas, co gwarantuje kilka zaskoczeń w trakcie meczu. Zabawa mocno pachnie Halo, w tym sensie, że liczą się przede wszystkim umiejętności i rozeznanie na mapie. Ma w sobie też coś z Quake'a - tam warto było znać ścieżki, na których można zebrać zbroję czy quad damage, tu warto wiedzieć, gdzie można uzbroić się w różne rodzaje amunicji, którymi załadujemy nasze armaty.

Fot. własne

Sprawdziłem mapy na Księżycu, Ziemi i Wenus - każda inna, każda śliczna i zaprojektowana trochę oldskulowo - z mnóstwem pozornie niewidocznych przejść i okazji do skorzystania z odrzutowego plecaka, by zaatakować punkt ze strony, z której nikt się nie spodziewa. W becie udostępniono dwa warianty trybu Control, polegającego na przejmowaniu miejscówek i zostałem fanem tych szybkich starć na małych mapach. Seria zabójstw w takim terenie to znak, że jesteś niezłym kozakiem. Ja kozakiem nie jestem, ale za kierownicą pancernego poduszkowca siałem zamęt wśród przeciwników. Krótka obserwacja - bronie dystansowe wypadają blado w starciu z shotgunami. A mapki są małe. Może warto coś z tym zrobić...

Borderlands? Nie Moje wrażenia zakończę wielką ulgą z powodu tego, że Bungie nie robi kolejnych Borderlandsów. Tak, rozwój postaci wciąga i motywuje - umiejętności jest tona, a rozwijać możemy też broń i elementy pancerza, jeśli tylko regularnie z nich korzystamy. Klasy postaci na początku nie różnią się między sobą aż tak jak w grach Gearbox, ale potem na pewno będzie inaczej dzięki podklasom. Cieszy mnie powściągliwość Bungie w dawaniu dostępu do kolejnych broni. Zdobywamy je ze skrzyń, kupujemy u handlarzy, podnosimy w trakcie misji ale bez tego szału, że obecna pukawka będzie do wywalenia, gdy tylko z kolejnego wroga wysypią się następne. To pasowało do szalonego i zakręconego Borderlands, ale w Destiny nie spełniłoby swojej roli. Tu warto się zastanowić nad zmianą oręża. To świadomy wybór Bungie, o czym świadczy fakt, że żeby zmienić broń w każdej z kategorii, musimy odpalić specjalne menu. Niektórzy na to narzekają, dla mnie strzał w dziesiątkę.

Tęsknię

Fot. własne

Autentycznie brakuje mi tej bety. Dobrze, że do premiery nie zostało już zbyt dużo czasu. Chciałbym, żeby Bungie popracowało nad loadingami, by dało graczowi latarkę (lub by Ghost włączał swoją chętniej niż w becie). Chciałbym, żeby Destiny miało ciekawy tryb fabularny, bo nie wiem, czy gra będzie miała coś do zaoferowania zdeklarowanym samotnikom. Ale to co widziałem w alfie i becie sprawia, że zdecydowałem się na kupno. Luźne gadki ze znajomymi ze strzelaniem w tle, pocenie się przy starciu z bossem, rywalizacja z innymi graczami - to Destiny na pewno dostarczy i nie będę musiał szukać trzech różnych gier do zaspokojenia głodu każdego z elementów osobno.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)