A Forza Motorsport (7) jest nadal rewelacyjna
Czy powinienem coś więcej dodawać? Naprawdę powinienem? No dobra, niech będzie.
23.08.2017 | aktual.: 24.08.2017 09:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W Forzę Motorsport grałem najprawdopodobniej na Xboksie One S, a nie, jak chwilowo myślałem, tym "najpotężniejszym" wariancie konsoli Microsoftu. Piszę "najprawdopodobniej", ponieważ ludzie z obsługi stoiska nie wykazywali się specjalnym obeznaniem w tej kwestii, a konsola była szczelnie schowana przed moimi oczami.
Udostępniony dla dziennikarzy build lubił zgubić kilka klatek animacji, co trochę gryzie się ze sloganem "stałe 60 fps-ów", który atakuje w Kolonii z każdej reklamy. Mały to szczegół tak naprawdę, dla mnie, osobiście, bo przecież w dniu premiery odpalę nowe dziecko Turn 10 na swoim zasłużonym "odtwarzaczu VHS". A zatem może nawet lepiej - dostałem bezpośredni zwiastun tego, co mnie czeka 3 października.
A jest na co czekać. By podsumować swoje wrażenia, muszę zaspoilerować trochę następne teksty na Polygamii, lecz w tym przypadku po prostu trzeba - konkurencja nadal wącha Forzie spaliny. To ta parasymulacyjna odsłona złotej marki Microsoftu, więc wszelkie reakcje "wow" ograniczone są już z powodu samej rozgrywki. Zamiast wybuchowej imprezy, która basem powoduje trzęsienia ziemi w lasach tropikalnych, mamy tutaj kilka wystrzelonych petard w pewnym momencie wyścigu. Zamiast pustyni pełnej naturalnie usypanych hopek, mamy piaszczysty zakręt, gdzie podmuchy wiatru powodują wizualne smaczki (piasek przesypuje się figlarnie przez drogę). Jednym zdaniem - schodzimy z fantazyjnych wyżyn Horizon na twardy grunt Motorsport. Niemniej i tutaj jest lepiej niż kiedykolwiek.
Każde z trzech grywalnych wydarzeń powodowało szczery uśmiech na mojej mordce. Czy ciąłem nowym Porsche przez piaszczyty tor w Dubaju, gdzie jeden fragment trzeba zaliczyć w nieoświetlonym tunelu (co się wtedy dzieje w słuchawkach, o matko!), czy wykręcałem czasówkę Radicalem na Sonomie Raceway, czy obserwowałem nową wersję dynamicznych zmian atmosferycznych na Nurburgring za kółkiem Nissana 2015, gdzie rewelacyjne wizualnie niebo podwędzono z Horizon 3 - bawiłem się zaskakująco świetnie. Nawet w targowych realiach, z dziesiątkami przechodzących obok osób czy błyskającymi zewsząd fleszami aparatów. To właśnie magia opracowanego wspólnie przez Turn 10 i Playground systemu "symulacji dla każdego". Każdy zakręt sprawia frajdę - to nie jest marketingowy slogan. Efekt tak ciężkich prac, że bez problemu wybacza się ich kilkukrotny recykling.
Problemy? Zauważyłem jeden - gdy pogoda ma się nagle zmienić, na niebie można dostrzec nieprzyjemny przeskok, jak gdyby władowały się tam już następne dane. Nie widziałem tego w ostatniej arcade'owej odsłonie, więc życzę i sobie, i Wam, by zawiniła tutaj wyłącznie wczesna wersja gry. Wszak jest to ten sam materiał, który oglądaliśmy w czerwcu na E3. Gdyby taka wpadka pozostała w pełnej odsłonie, pierwszy pstryknąłbym werbalnie w noski deweloperów. Ale na razie przywołuję to tylko dla przestrogi. Nie mam przecież powodu, by tym twórcom nie ufać.
Wydaje mi się, że tego tytułu nie można już skiepścić. Jasne, przed ostateczną odpowiedzią trzeba będzie z nim spędzić kilkadziesiąt solidnych godzin, niemniej dzisiejsza zajawka była po prostu bezwzględna. Na tyle, że jestem w stanie uwierzyć, iż najpoważniejszym grzechem Forzy Motorsport 7 będzie "nieznaczny progres w stosunku do niemal idelnej poprzedniczki". Pisałem to rok temu, napiszę jeszcze raz - do tej marki, w obu wariantach, można by ograniczyć wyścigi w ogóle. Na premierę czekam, czekam, czekam. Ale czekam spokojnie, bo hitu jestem niemal pewien.
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Adam Piechota