7 Days to Die - recenzja i przestroga. Co za obleśny przekręt

Krótka historia o tym, jak wziąć grę, która jest w wersji alfa na Steamie i wydać ją w formie pełniaka na konsolach.

7 Days to Die - recenzja i przestroga. Co za obleśny przekręt
Patryk Fijałkowski

08.07.2016 | aktual.: 08.07.2016 14:18

Nie grajcie w 7 Days to Die. Nie na konsoli. Są tysiące innych rzeczy, które lepiej robić zamiast tego, jak na przykład mycie okien albo siedzenie w więzieniu. A jeśli koniecznie chcecie poczuć się jak w tej grze, możecie po prostu wyjść przed dom i bić pięściami trawę, aż zrobicie sobie z niej spodnie.Bo wiecie, co dostaniemy, gdy dodamy Wczesny Dostęp, bezczelność, kupkę pustaków i konsole? 7 Days to Die - grę, która od trzech lat funkcjonuje na Steamie jako rozwijana alfa, a na PlayStation 4 i Xboksie One doczekała się właśnie pełnoprawnej pudełkowej premiery. Ktoś wziął rozgrzebany kod, przetłumaczył go na konsole i stwierdził: w sumie już jest spoko, działa, wydajmy to i na pudełku nawet słowem się nie zająknijmy, że to port czegoś, co nie zostało jeszcze skończone.

Mówię "ktoś", ale za całą niesmaczną akcją nie stoją wcale jacyś anonimowi Janusze z Węgorzewa. Port przygotowało studio Iron Galaxy, autorzy Killer Instinct, którzy pomagali też m.in. przy BioShock Infinite, wydawcą jest zaś... Telltale Publishing. Tak, to Telltale. Telltale "X to zapamięta" Telltale. Czemu zdecydowali się wypuścić na świat tego pokracznie zakamuflowanego potworka, skoro dobrze im się wiedzie z The Walking Dead, Minecraftem i wieloma innymi prestiżowymi tytułami? Nie pytajcie. Jest to poza moją percepcją. Nie wiem, jaki układ gwiazd musiał mieć miejsce, by wydarzyła się tak dziwaczna historia. Telltale zasłużyło jednak na karny męski narząd rozrodczy jak stąd do Alaski, bo tak się po prostu nie powinno robić.Wiecie, żeby to 7 Days to Die było chociaż dobrą grą. Jasne, niedopracowaną tu i tam, wciąż wymagającą kilku aktualizacji, ale solidną i wciągającą, taką, że scharakteryzowanie jej jako alfa wymagałoby faktycznie jakiejkolwiek przenikliwości. Tymczasem dostajemy jeden z najbrzydszych, jeśli nie najbrzydszy, tytuł tej generacji, twór pozbawiony duszy. Banda zombie zaczaiła się na tę grę i pożarła jej serce. Rozszarpane ciało zostawiła na ulicy, by w konwulsjach wstało ospale i powłóczystym krokiem ruszyło na konsole. Parafrazując Ricka Grimesa: to ta gra jest żywym trupem.

A, bo w całym tym świętym oburzeniu zapomniałem wspomnieć, że mamy do czynienia z survivalem z apokalipsą zombie w tle. Chodzi zatem o to, żeby rąbać drzewa, budować łóżka, zbierać kwiatki oraz miażdżyć głowy. W skrócie: przeżyć. To jedyny cel tego tytułu.

I muszę Wam powiedzieć, że gdy do redakcji przybyło pudełko z 7 Days to Die, poczułem nawet lekkie ukłucie ekscytacji. Nie wiedząc nic o tym tytule i sugerując się opisem z tyłu, pomyślałem, że może fajnie będzie poważniej pobawić się w mój pierwszy wirtualny survival od czasów wpierdzielania iguany na patyku w New Vegas. Pal licho zombie-kliszę. Screeny wyglądają nienajgorzej, wizja prywatnego The Walking Dead również... A nuż będzie fajnie? Spakuję ubrania do plecaka, wezmę kompas i map...

Nie będzie fajnie. Najpierw rzuca się w oczy, że gra wygląda koszmarnie - i to nie koszmarnie jak, dajmy na to, Freddy Kruger, tylko koszmarnie jak psia kupa rozsmarowana na szarym betonie. Nie jestem graficznym purystą, ale to, co straszy nas już przy wyborze postaci (nie tworzymy własnej) to jednak przesada. A kiedy jeszcze orientujemy się, że płynność gry regularnie spada na łeb, na szyję i co minutę-dwie musimy liczyć się z konkretną przycinką, to normalnie kamienna siekiera z dwóch małych kamieni, dwóch źdźbeł trawy i dwóch kawałków drewna się w kieszeni otwiera.A może chociaż świat, mimo braków technicznych, tętni swoim małym, brzydkim życiem? Cóż, w tym wypadku zdjęcie powie więcej niż garść wyszukanych opisów:Tak mniej więcej prezentuje się świat 7 Days to Die. Żywo, co? Ja wiem, że apokalipsa i w ogóle, ale nigdy nie sądziłem, że wiąże się to z morzem monotonnych, burych pól; plantacją kopiowanych na potęgę pustaków, worków na śmieci (czyściochy z tych zombie) i boleśnie identycznych modeli zrujnowanych budynków. Czasami gruzowisko zamieni się w las albo skrzyżowanie służące za miasto, ale wszystko pozostaje bezpłciowe, zatrważająco nudne, powtarzalne i pozbawione najdrobniejszego choćby polotu. Punktem wspólnym dla każdej lokacji są natomiast sedany we wszystkich kolorach tęczy - nie spodziewajcie się innych samochodów dramatycznie zostawionych na środku dróg i polan. Bliźniaczo podobne jaskinie i magazyny z Dragon Age 2 to przy świecie 7 Days to Die deweloperski kunszt.

Jeśli natomiast chcecie pocieszyć się tutaj fajnym systemem walki, to równie dobrze możecie potańczyć balet w gumofilcach. Trudno o coś równie nieporadnego jak koślawe, pozbawione jakiejkolwiek siły machnięcia maczugą naszego bohatera. Pojedynki są nieintuicyjne i płytsze niż kałuża. Mamy jeden atak i... to tyle. Przeglądarkowe mini-gierki tworzone we flashu mogą pochwalić się czymś bardziej złożonym i angażującym. W 7 Days to Die możemy tylko paralitycznie dziugać trupy. Broń palna niczego nie zmienia - zamiast z shotguna równie dobrze moglibyśmy strzelać z pistoletu na kulki albo gumki recepturki. Nie ma różnicy.Jest za to jedna rzecz, która działa całkiem w porządku: crafting - danie główne 7 Days to Die. Nie wyróżnia się on jednak z grona gier z tego samego gatunku. Ot, jest poprawny. Praktycznie z każdego elementu świata możemy pozyskać jakiś surowiec. Zrywamy więc rośliny, by wytwarzać ubrania, rąbiemy drzewa w celu budowania domów, szukamy kamieni, aby rozpalić porządne ognisko... Przedmiotów do stworzenia jest cała masa i każdy budowniczy czułby się tutaj jak w raju z aniołami zombie, gdyby nie fakt, że wszystko inne w tej grze jest tak złe.

Na przykład interfejs. Czuć, że to port z PC, bo wiele teoretycznie głupich czynności wymaga niepotrzebnej wciskaniny. Przenoszenie przedmiotów za pomocą gałki to również zbędne utrapienie. Do tego brakuje lepszego samouczka - 15 minut życia zmarnowałem na próbach postawienia na ziemi drewnianej ramy. Gra nie powiedziała mi, który przycisk do tego służy. Na samym początku z kolei zabrakło jasnego komunikatu, że bijąc pięściami trawę, zdobędę zasoby do stworzenia kamiennej siekiery. No proszę - to dopiero zdanie, którego nie spodziewałem się kiedykolwiek napisać.To może chociaż multiplayer uratuje ten tytuł? Cóż, multiplayer to bardzo mocne słowo - dostępny jest bowiem zaledwie czteroosobowy co-op. Szukanie innych nieszczęśników próbujących cieszyć się tą grą potrafi trochę zająć. A nawet jeśli pójdzie szybko i wskoczymy do świata, by znowu jako nagi, szpetny protagonista rozpocząć survival w apokalipsie zombie, nie liczcie, że znajdziecie swoich potencjalnych ziomków. Losowo generowany, zabójczo monotonny świat jest duży i natknięcie się na jedną z trzech pozostałych osób to nie lada wyzwanie. Mi się nie udało. Do tego gra lubi wykopać cię po godzinie z serwera, a ponowne zalogowanie nie jest możliwe. Nasza postać, którą znaleźliśmy właśnie czadowe okulary przeciwsłoneczne i kask do gry w rugby, przepada więc bezpowrotnie...

Ech. Nie mam już siły. Nie warto dusić klawiszy, żeby przekazać Wam jak kiepskim tworem jest 7 Days to Die. Grę, jak przystało na alfę, nawiedza horda krwiożerczych błędów. A to ciała zawisają w powietrzu, a to świat doczytuje się z gracją buldożera, a to moja postać robi się mokra, będąc pod dachem w trakcie deszczu...Swoją drogą, wiecie, że nawet udźwiękowienie ucina się nagle, kiedy postawimy krok w złym kierunku? Autentycznie - istnieje niewidoczna linia, po której przekroczeniu odgłosy ulewy gwałtownie zamieniają się w radosne ćwierkanie ptaków. Tak niedopracowanym tworem jest 7 Days to Die.Nie grajcie w to. Po prostu. Ten gatunek ma wiele innych, lepiej zrealizowanych tworów, życie oferuje tysiące ciekawszych czynności... Próbowaliście scrapbookingu? A może nie sprawdzaliście jeszcze, czy potraficie polizać swój łokieć? Cokolwiek. Cokolwiek, tylko nie to.

I może byłbym odrobinkę przychylniejszy - powiedziałbym, że no tak, gra jest mocno niedopracowana, ale ma potencjał, może warto poczekać - gdyby nie ten obleśny przekręt w postaci zrobienia z pecetowej alfy pełnej konsolowej gry. Już jako pozycja we wczesnym dostępie 7 Days to Die jest bardzo średnie, a skoro autorzy chcą, by traktować ich twór jako coś, co zostało "ozłocone", to muszę powiedzieć, że ta zombie apokalipsa jest kompletnie niegrywalna.

Platformy: PS4, Xbox One

Producent: The Fun Pimps / Iron Galaxy

Wydawca: Telltale Publishing

Dystrybutor: Techland

Data premiery: 01.07.2016

PEGI: 18

Grę do recenzji dostarczył dystrybutor. Graliśmy na PS4. Obrazki pochodzą od redakcji.

Moje ostatnie minuty z 7 Days to Die zakończyły się śmiercią z powodu ziemniaka, infekcji i udaru słonecznego drugiego stopnia spowodowanego burzą. Było to wyjście adekwatne do absurdalnie słabego poziomu tej gry.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjetelltalerecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.