350 konsol w 9 miesięcy. Dlaczego Nintendo nie istnieje w Polsce
Nintendo jest u nas kochane, ale samo nie kocha. W ciągu 20 lat ani razu nie zawalczyło o polski rynek, choć pozycję do startu miało wymarzoną, bo Pegasus przetarł szlak. Dziś Wii U sprzedaje się katastrofalnie, a szans na poprawę nie widać.
Największe polskie serwisy o grach nie recenzują gier na Wii U. Coraz mniej jest sklepów internetowych, w których można dostać gry na konsole Nintendo - jakiś czas temu głośno było o wycofaniu się ze sprzedaży tych produktów przez sklep Gram. Japońska firma jeszcze nigdy nie znajdowała się w u nas w takiej niszy jak obecnie.
Spisek? Niechęć redakcji? Niestety, przyczyna jest znacznie bardziej prozaiczna i z tego powodu trudniej przychodzi ją zaakceptować. Otóż Wii U nikogo w Polsce nie obchodzi. Słowo "nikogo" należy oczywiście wziąć w cudzysłów, ale nie aż tak duży.
Wirtualna konsola Otóż przez 9 miesięcy od premiery Wii U kupiło w Polsce około 350 osób. TRZYSTA PIĘĆDZIESIĄT OSÓB. To dane GfK Polonia, jedynej firmy zajmującej się analizą sprzedaży gier (oraz wielu innych rzeczy), która zbiera dane z 1000 sklepów RTV/AGD, 500 sklepów komputerowych i 20 sklepów internetowych. Polscy dystrybutorzy co roku płacą za te szczegółowe dane duże pieniądze.
350 osób w ciągu 9 miesięcy... Dwa razy więcej klientów kupuje PS3 lub Xboksa 360 w ciągu... 3 dni. A i to tylko w gorszym sprzedażowo okresie, np. w wakacje. W ciągu tych 3 kwartałów sprzedało się 10 razy tyle archeologicznych znalezisk w postaci PS2 i pierwszego Wii. PS3 i Xbox 360 w ciągu 12 miesięcy trafiają do mniej więcej 100 tysięcy domów (każda).
Tak Wii U startowało w USA
W aż tak słabą sprzedaż Wii U nie chciało mi się wierzyć, dlatego spytałem Łukasza Burę z Ultima.pl - jednego z niewielu sklepów, w których można kupić Wii U - czy naprawdę jest tak źle. - My sprzedaliśmy kilkaset sztuk Wii U. Szacuję, że w Polsce jest może 1-2 tysiące sztuk konsoli - mówi.
Dane GfK nie obejmują wszystkich sklepów internetowych i nie uwzględniają samodzielnego importu. Jeśli spojrzeć na to logicznie, widać pewną regułę - klient z Saturna czy Media Marktu raczej Wii U nie kupi, bo marki nie zna. Po sprzęt sięgną natomiast gracze z krwi i kości, zakupu dokonując tam, gdzie jest taniej (ale podobnie robią posiadacze PS3 i X360, więc również i te wyniki są niedoszacowane - zapewne znacznie bardziej). Nawet jeśli przyjąć, że liczba egzemplarzy Wii U w Polsce mieści się w przedziale 1-2 tys., to i tak wynik jest słaby. A gdyby przypadkiem Nintendo chciało mocniej wejść do Polski, nie będzie się bawiło w matematykę i szacunki, tylko spojrzy w twarde dane - a te na dziś mówią o 350 konsolach sprzedanych w Polsce.
Powiedzieć, że Wii U odgrywa marginalną rolę na polskim rynku, to nic nie powiedzieć. I wielka, wielka szkoda, bo chcielibyśmy mieć dla kogo pisać o Wii U, zwłaszcza w kontekście niezłej listy nadchodzących premier. Sprawdziliśmy, co można zrobić w tym zakresie i czy jest sens liczyć na pomoc Nintendo.
Polska rynek ważna rynek Będzie trochę o tym, co robimy w Polygamii poza pisaniem tekstów - mam nadzieję, że nie zanudzicie się opowieścią, jak wygląda praca serwisu od kuchni. Otóż od chwili, gdy dystrybutorem produktów Big N przestała być firma Stadlbauer, z europejską centralą Nintendo mailowałem regularnie, przy czym była to korespondencja jednostronna, bo równie regularnie byłem olewany. Ostatnio w obsłudze PR firmy nastąpiło kilka przetasowań, spróbowałem więc troszkę przycisnąć.
Obsługująca Nintendo w Wielkiej Brytanii agencja Margaret London ustami (czy właściwie palcami) niejakiej Michelle Biniedy przekazała moje pytania do "kontynentalnej" Europy i poleciła czekać na kontakt. Ku mojemu szczeremu zdumieniu i radości ten kontakt nastąpił. Z Karoline Ulm z marketingu Nintendo of Europe spotkaliśmy się nawet na Gamescomie porozmawiać o Nintendo w Polsce - no i po 15 sekundach okazało się, że nie ma o czym rozmawiać.
Gdzieś po drodze nastąpiły zmiany na polskiej stronie Nintendo. Do niedawna znajdował się tam ten komunikat:
Nintendo of Europe bedzie natychmiast restrukturowac swoje dzialania w Polsce. Pragniemy zapewnic naszych klientów w Polsce, ze podejmiemy kroki aby zagwarantowac jak zwykle dostep do obslugi klienta. Miedzyczas bedziemy badac nowe mozliwosci, aby wniesc nasze towary i nasze przezycia do polskiego rynku. Nowe oswiadczenie na temat wydajemy w odpowiednim czasie. Teraz pojawił się nowy:
Nintendo of Europe zamierza wkrótce restrukturyzować swoje działania w Polsce. Pragniemy zapewnić naszych klientów, że podejmujemy kroki, aby zagwarantować im stały dostęp do obsługi klienta. W miedzyczasie badamy nowe możliwości, aby zapewnić dostęp do naszych produktów i usług na polskim rynku. Oświadczenie na ten temat wydamy w odpowiednim czasie. Zmiana oznaczała dwie rzeczy: po pierwsze, Google Translate poprawiło algorytm, a po drugie, coś się dzieje. Wprawdzie logika podpowiadała, że aby coś restrukturyzować, najpierw trzeba mieć co (hm, na przykład struktury?), ale nie ma co byś złośliwym.
Poza korespondencją z Karoline nawiązałem też kontakt z Benem Crause, zajmującym się obsługą klienta Nintendo w Polsce. Odpowiedział nawet na kilka moich pytań, ale pozwólcie, że przedstawię Wam jedynie wyciąg z odpowiedzi, bo zasięg wiedzy przekazywanej dziennikarzom jest mniejszy niż w przypadku Microsoftu i Xboksa One w Polsce. Otóż uzyskane informacje można zawrzeć w zdaniach: Jesteśmy w fazie restrukturyzacji odnośnie Xbox One: Nie wiemy kto będzie nowym dystrybutorem / Mamy plany dla Polski / Polską zostaje częścią naszego biznesu / Nie mamy informacji na temat tego, czy jakieś gry będą lokalizowane.
W międzyczasie zwodziła mnie Karoline, stosując popularną PR-ową metodę "rzucę mu kilka pustych zdań, to w końcu nie będzie wiedział o co pytać", ale byłem jak Tommy Lee Jones w "Ściganym" i w końcu udało mi się uzyskać odpowiedź. Otóż z powodu restrukturyzacji firma nie może nam dostarczać kodów recenzenckich ani gier w wersji preview.
Cóż, powodzenia w doprowadzaniu do sytuacji, kiedy do policzenia liczby Wii U sprzedających się w Polsce w ciągu jednego tygodnia będzie potrzebna więcej niż jedna ręka.
Ale, drogie dziatki, nie zawsze tak było.
20 lat temu Na przełomie lat 90. Pegasus był w Polsce prawdziwą potęgą. Legenda miejska głosi, że sprzęt kupiło milion Polaków i choć nie ma oficjalnego potwierdzenia, jestem skłonny w to uwierzyć. Konsola była tania, ogólnodostępna, bogata w gry, które można było kupować i wymieniać. Prawdę mówiąc nie pamiętam, by któryś z moich kolegów Pegasusa nie miał.
Pegasus był efektem rozkwitu polskiej przedsiębiorczości po 1989 roku. Do kraju sprowadził go Marek Jutkiewicz, który w trakcie jednej z wypraw do Azji, skąd sprowadzał ubrania, zetknął się z podróbką NES-a. Wiedziony przeczuciem szybko wszedł w spółkę z Dariuszem Wojdygą (pomysłodawcą nazwy) i sprowadzili pierwszy transport. Firma przyjęła nazwę Bobmark i niemal od razu zaczęła zarabiać duże pieniądze.
W lutym 1993 roku recenzje gier na Pegasusa zaczął zamieszczać "Top Secret", choć dość karkołomnie deklarował: "Będziemy opisywać gry w standardzie Nintendo". Problemy natury prawnej przybrały na sile rok później, gdy znowelizowano ustawę o prawach autorskich, ale Pegasusa nigdy znacząco nie dotnęły.
W grudniu 1994 magazyn pisał: "Nintendo realnie wkroczyło na nasz rynek. Firma Entertainment Systems Poland koordynuje jego działania dotyczące Rzeczpospolitej, ściśle współpracując z centralą w Salzburgu. To właśnie w Austrii znajduje się firma Stadlbauer - centrala Nintendo na kraje niemiecko-języczne i Europę Środkowo-Wschodnią. W Polsce dystrybucją zajmują się cztery firmy". Zmiany dotyczyły SNES-a, kolejnej konsoli Nintendo, której dystrybucją zajmowała się m.in. firma Elemis Elektronik. Ale 16-bitowy młodszy brat nigdy nawet nie zbliżył się do popularności Pegasusa.
Ten jednak z kolei kończył żywot. W połowie lat 90. w grach rozgościł się trójwymiar, coraz prężniejsze były pecety, pojawiło się PlayStation. Ironią losu był fakt, że Pegasus, podróbka NES-a, sam zaczął być na potęgę podrabiany - choćby przez słynne PolyStation, wzorowane na PSX-ie jeśli chodzi o wygląd. Wojdyga i Jutkiewicz zainteresowali się innymi rynkami. Próbowali dystrybuować gry na PC (m.in. Warnera), zostali nawet oficjalnym dystrybutorem Mega Drive i Saturna, ale wkrótce zupełnie porzucili gry. Wyszło im to na zdrowie - ich firma produkująca napoje, Hoop, przyniosła morze pieniędzy. Wystarczająco dużo, by panowie od paru lat trafiali na listę stu najbogatszych Polaków wg "Wprost".
Jeśli pamiętasz granie tym gościem, prawdopodobnie byłeś młodszym bratem
Nintendo 64 wprawdzie nie przebiło w Polsce popularnością PSX-a, ale zapisało się w pamięci kilkoma udanymi grami. Jeszcze więcej miał ich w portfolio GameCube. Gry na obie platformy były szeroko recenzowane i opisywane w rodzimych konsolowych magazynach, Mario i Link niejednokrotnie trafiali też na okładki. To były czasy, kiedy polski Microsoft nie zaprzątał sobie głowy jakimś tam Xboksem, a PS2 było traktowane przez polskie Sony po macoszemu. Nikt na dobrą sprawę nie wiedział, ile tych konsol na rynku jest, ilu każda z nich ma fanów. Pisano o wszystkim co dobre.
Nintendozgrzyty W tamtym czasie dystrybucją konsol Nintendo zajmowało się Lukas Toys. Doszło do ostrego starcia ze sklepem internetowym Świat Nintendo, którym kierował Piotr Babieno (dziś znany z szefowania Bloober Team). Babieno zarzucał dystrybutorowi sprzedaż rozfoliowanych egzemplarzy gry, wyjmowanie z pudełek kart VIP i fatalną jakość tłumaczeń instrukcji. Po wymianie "uprzejmości" przez oświadczenia i fora internetowe doszło do ugody, choć niewiele z niej wynikało. Niejako przy okazji firma musiała skrócić nazwę do formy Świat N, po tym jak Lukas Toys zgłosiło sprawę Nintendo. Piotrowi Babieno zależało na przejęciu dystrybucji Big N w Polsce, ale tutaj sprawa była już wcześniej przesądzona. Gdzieś po drodze Stadlbauer przejął Lukas Toys, choć konsole Nintendo nigdy nie były priorytetem jego działalności.
To był prawdopodobnie najlepszy okres Nintendo w Polsce (bynajmniej nie dzięki dystrybutorowi). Organizowane w okolicach Krakowa zloty fanów Nintendo cieszyły się sporym powodzeniem, a na jednym z nich odbył się prawdopodobnie pierwszy na świecie pokaz Resident Evil 4, co było wówczas możliwe dzięki Electronic Arts. Samego Residenta, wówczas tytuł ekskluzywny na GameCube'a, chciano nawet wydać po polsku, ale Lukas Toys nie było zainteresowane współpracą.
Nintedno?
Począwszy od Wii sytuacja zaczęła się zmieniać. Pojawiło się SCEP, polski Microsoft ogłosił, że tego Xboksa to nawet zna i będzie go sprzedawać. Ruchy Stadlbauer były w kontekście działań konkurencji bardzo niemrawe. Gry na Wii nie pojawiały się na okładkach pism, konsola zaczęła być po macoszemu traktowana w mediach. Dla klientów synonimem kontroli ruchowej w grach miały się wkrótce stać Kinecty i PlayStation Move. Wii wylądowało w niszy.
Był pewien moment, gdy wydawało się, że karta się odwróci. Stadlbauer zapowiedziało duże zmiany, nazywając nawet Polskę najważniejszym rynkiem dla Nintendo. Skończyło się na obecności na targach On/Off, kilku kiepskich reklamach w telewizji i bezprecedensowym pokazie Nintendo 3DS dla polskich mediów, po którym wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Entuzjazm potrwał kilka miesięcy i zakończył się niczym.
Z Wii U jest jeszcze gorzej. Większość serwisów o grach nie zawracała sobie głowy testami sprzętu. W internecie gry na Wii U recenzują w zasadzie tylko fanowskie strony poświęcone Nintendo. Od stacjonarnej konsoli lepiej radzi sobie zapewne 3DS, ale nikt nie wie, ile tych konsol sprzedało się w Polsce. - Z konsol Nintendo najlepiej sprzedawały nam się Game Boye Advance - mówi Łukasz Bura, szef Ultima.pl. - Sprzedaliśmy ich chyba z kilka tysięcy. Z każdą konsolą Nintendo było już tylko gorzej. Nieźle sprzedawała się na początku oraz po obniżce konsola Wii, niestety nie szła za tym sprzedaż gier.
Nawet jeśli klienci pamiętają dziś Pegasusa, to sentyment nie pchnie ich do kupna Wii U. Ta konsola nie istnieje w świadomości konsumenta tak jak sprzęty Sony i Microsoftu, które wyskakują z ofert telefonii komórkowych, telewizji cyfrowej i marketów, gdzie pokazywane są na nie nowe gry. Potrzebna jest praca u podstaw, której Stadlbauer nie potrafił wykonać. Ona jak najbardziej jest możliwa - Sony i MS też zaczynały z niskiego pułapu, a dziś są w stanie sprzedawać po 100 tysięcy konsol rocznie. Dlatego mam głęboką nadzieję, że w końcu ktoś w Nintendo się obudzi i powalczy o rynek, który od dwóch dekad ma głęboko w nosie.
Marcin Kosman