35 dolarów za DLC do gry wartej 12 dolców. Ktoś się z czymś na łby pozamieniał. Albo ma fajne poczucie humoru

35 dolarów za DLC do gry wartej 12 dolców. Ktoś się z czymś na łby pozamieniał. Albo ma fajne poczucie humoru

35 dolarów za DLC do gry wartej 12 dolców. Ktoś się z czymś na łby pozamieniał. Albo ma fajne poczucie humoru
Bartosz Stodolny
22.06.2016 10:34

Ewentualnie dobrze ogarnia marketing, bo choć pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się idiotyczny, w rzeczywistości jest całkiem nieźle przemyślany.

Do DLC wszyscy już się przyzwyczailiśmy, podobnie jak do wielu drobnych świństw fundowanych nam nie tylko przez wydawców gier, ale w ogóle całe otoczenie. Zresztą o ile są przemyślanie, to pakiety z dodatkową zawartością wcale nie są takie złe.

Dzięki dodatkowym mapom, trybom rozgrywki czy broniom udaje się wydłużyć cykl życia wielu gier sieciowych, kiedy indziej można po prostu nadal bawić się w swoim ulubionym świecie za sprawą nowych przygód. Zatem tak, jeśli wydawcy udaje się zachować umiar, DLC zdecydowanie potrafią być czymś fajnym.

Obraz

Problem w tym, że tego umiaru często brakuje. Z gier wycina się całe fragmenty, zamiast czegoś ciekawego dostajemy kretyńskie skórki i przedmioty w ramach „ekskluzywnych bonusów przedpremierowych”, a bywa i tak, że dodatki kosztują drugie tyle co gra. Tak jest w przypadku Evolve, gdzie swego czasu trzeba było wydać niemal 600 zł, by mieć dostęp do wszystkiego.

Podobnie, choć na mniejszą skalę, postanowił zrobić Andrew Plotkin, twórca tekstowej przygodówki Hadean Lands. Gra dostępna jest od 2014 roku i z opinii wynika, że jest całkiem niezła, choć bardzo wymagająca. Na Steamie kupicie ją za 12 dolarów, co nie jest wygórowaną kwotą, ale gdybyście czuli potrzebę wydania większej sumy, to za jedyne 35 dolców dostaniecie DLC, które zawiera… certyfikat w formie PDF-a do wydrukowania i powieszenia na ścianie.

Obraz

Pewnie pomyśleliście, że facet oszalał. Nie dość, że DLC jest prawie trzykrotnie droższe od samej gry, to jeszcze zawiera jakiś durny dyplomik i nic więcej. Tylko że wbrew pozorom wcale nie jest to takie głupie. Dodatek w żaden sposób nie wpływa na grę, a sam certyfikat można bez problemu ściągnąć z karty katalogowej na Steamie. Można go zatem potraktować jak brakującą na platformie Valve opcję dania napiwku autorowi.

Inną sprawą jest to, na co zwraca uwagę sam Andrew w wypowiedzi dla Kotaku. Te 35 dolców ma być swego rodzaju motywacją dla graczy, aby ukończyli grę i jak najdłużej się nią cieszyli:

Coś w tym jest. Jak często kupujemy grę tylko dlatego, że kosztuje grosze? Potem pogramy parę chwil i zapominamy o niej. Twórca w ten sposób chce, abyśmy naprawdę cieszyli się jego pracą przez dłuższy czas, a jednocześnie nie nic nam nie narzuca.

Jest to też dla niego sposób na pokazanie, jak wycenia swoją pracę. Sprzedając coś trzeba dopasować ceny do realiów rynkowych, a dzięki zupełnie opcjonalnemu dodatkowi Plotkin może powiedzieć: Napracowałem się przy tym i tyle jest dla mnie warta moja gra. Jeśli się zgadzacie, możecie to pokazać kupując DLC.

[vimeo id="109372213"]

No i nie ma się co oszukiwać – facet zafundował sobie niezłą reklamę. O dodatku droższym niż gra piszą Kotaku, Eurogamer, PC Games News, Gamasutra czy VG247. To duży rozgłos dla tytułu, który ma zaledwie sześć opinii na Steamie i którego szacunkowej sprzedaży nie pokazuje nawet SteamSpy.

Bartosz Stodolny

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)