30 najlepszych gier 2015 roku według redakcji Polygamii - miejsca 10‑1
Oto ona - dzięsiątka najlepszych gier 2015 roku według Polygamii. Fanfary!
27.12.2015 | aktual.: 25.01.2016 15:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
10. Fallout 4 (Bethesda)
Czytaliście o facecie, który tak się wciągnął w Fallouta 4, że najpierw stracił pracę, a następnie lawinowo - małżonkę, dzieci i własne zdrowie? Pozwał teraz twórców gry do sądu twierdząc, że jest to ich wina - co jest pewnie najlepszą rzeczą jaką był w stanie wymyślić samemu bez pomocy żony. Choć nie pochwalam jego zapędów do składania pozwów sądowych, to nie mogę nie czuć sympatii do tego smutnego biedaka. Fallout 4 wciąga. Jak bagno. I jeżeli jesteś słaby psychicznie to prawdopodobnie tak jak on i ja wciąż biegacie po Commonwealth w poszukiwaniu taśmy klejącej, globusów, wiatraków czy kilku ołówków. Nie chce mi się pisać o tym, że Bethesda z erpega z elementami strzelanki zrobiła strzelankę z elementami erpega czy o tym, że wybierając linię dialogową loterią jest to co nasza postać powie. Nie będę się też rozpisywał o wyglądzie grafiki, silniku czy ilości klatek. Są to rzeczy które mi osobiście totalnie nie przeszkadzają i o których ciężko się myśli, gdy Fallout 4 wciąga cię we własny świat po same pachy. (PC, PS4, Xbox One)/W. Kubarek
9. Rise of the Tomb Raider (Crystal Dynamics)
W 2013 roku wróciła Lara. Teraz wrócił Tomb Raider. Rise of the... to w zasadzie druga historia o narodzinach naszej ulubionej heroiny. Lepsza w zasadzie w każdym elemencie (mimo wszystko fajnie było kilka lat temu patrzeć jak Lara staje się panną Croft, którą znamy). Dużo sprawniej połączono tu misje fabularne z okazjami do zwiedzania grobowców. Jest kilka głupotek, ale wymiany ognia nie drażnią tak, jak w reboocie. I zawsze jest gdzie pójść, by poszukać sekretów. Jeśli Square Enix znów zacznie narzekać na słabą sprzedaż, będzie mogło winić tylko siebie. Ludzie z Crystal Dynamics zrobili świetną grę. (Xbox One, w przyszłości PC i PS4)/M. Kowalik
8. Until Dawn (Supermassive Games)
Jeśli ktoś jest fanem wciąż raczkującego gatunku interaktywnych filmów, powinien zagrać w tę grę. Po prostu. Tutaj wybory klasycznie iluzoryczne przeplatają się z takimi, które rzeczywiście zaważą na rozwoju akcji i (ulotnej) żywotności każdego z bohaterów. Efekt motyla nie jest tylko ładną nazwą, ale mechanizmem napędzającym rozgrywkę. Gracz musi być jednak gotowy, że odpalając Until Dawn, bierze na klatę konwencję slasherów klasy Y z nieco absurdalnymi wątkami i głupimi, napalonymi nastolatkami w rolach głównych. Ale kiedy już przestanie się tym przejmować, czeka go klimatyczna, rozgałęziająca się i zaskakująco wciągająca przygoda. (PS4)/P. Fijałkowski
7. Rocket League (Psyonix)
"Piłka jest okrągła, bramki są dwie, ale po murawie popyla się tu na czterech kołach" - przeczytaj recenzję Rocket League 6. Dying Light (Techland)
Gdyby Wiedźmin 3 zaliczył jeszcze ze dwie obsuwy, to właśnie Dying Light zostałoby wizytówką polskiego gamedevu w 2015 roku. Gra wrocławskiego Techlandu tylko pozornie jest bowiem „Dead Island z bieganiem po dachach”. Tak naprawdę to bardziej taki Mirror's Edge z zombiakami. Odwzorowanie akrobacji w perspektywie FPP jest tak dobre, że szwedzkie DICE mogłoby się wiele od Techlandu nauczyć. Japończycy odpowiedzialni za ostatnie części Resident Evil powinni natomiast przyjechać do Polski na obowiązkowe korepetycje. Klimat zombieapokalipsy w słonecznym i egzotycznym Harran jest bowiem w Dying Light obłędny, a gdy zapada zmrok... Gdy zapada zmrok, to gra pokazuje swoje drugie oblicze, a także zaczerpniętą z Soulsów mechanikę najazdów. Co zaskakujące, równie wysoki poziom trzyma dedykowany tryb multi. Do ideału i symbolicznego 10/10 zabrakło jednak bardziej wyrazistych postaci w singlu (a także lepszej mimiki ich i gestykulacji), ciekawszej fabuły czy pojazdów, których nieobecność była krokiem wstecz w stosunku do Dead Island. Na szczęście Techland wzorem CD Projekt RED słucha graczy - na początku 2016 roku dostaniemy ogromne DLC zatytułowane The Following, które powinno naprawić część niedociągnięć oryginału. (PC, PS4, XOne)/P. Olszewski
5. Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (a HIDEO KOJIMA GAME)
Nie oszukujmy się, Phantom Pain rozczarował. Fabułą? Niespełnieniem fabularnych obietnic? Tym, że był produktem niedokończonym? „Nowym” Big Bossem z Sutherlandem za mikrofonem? Czy wreszcie dziwnym twistem, który obraca grę do góry nogami dla samej chęci twistowania? Być może wszystkim po części. Trzy lata budowania hype'u fantastycznymi zwiastunami nastawiły fanów na powtórkę z Guns of the Patriots, nostalgiczny rollercoaster z nieskończoną ilością wzruszeń. I tego zabrakło, to było fantomowym bólem. W zamian dostaliśmy bodaj najlepszą skradankę w historii gatunku, gdzie godzinna infiltracja niewielkiej wioski na brzegu afrykańskiej rzeki prawdziwie bawi, z zawartością na grube tygodnie młócenia. Dostaliśmy grę. Spore zaskoczenie. Kojimę proszę już w imieniu redakcji, żeby przyznał, iż nowa produkcja dla Sony będzie tak naprawdę Silent Hills pod nowym tytułem (P.T. powtarzam do dziś, serio). Metal Geara za to bym jeszcze nie żegnał. Nie ma powodu, by twierdzić, że bez charyzmatycznego Japończyka saga nie ma racji bytu. Portable Ops niech posłuży za przykład. (PC, PS4, Xbox One)/A. Piechota
4. Ori and the Blind Forest (Moon Studios)
Nie wiem czy to bajeczna oprawa graficzna, świetna ścieżka dźwiękowa czy idealnie precyzyjne sterowanie czynią Ori jedną z najlepszych gier roku 2015. To musi być perfekcyjne połączenie wszystkich tych elementów! Jeżeli dodać do tego sprawdzoną formułę metroidvanii to rysuje się przed nami obraz gry niemal idealnej! Jasne, nie wszyscy muszą przepadać za platformówkami tak jak nie każdy lubi pokopać wirtualną piłkę. Uwierzcie mi, że Ori jest jednym z tych przypadków, który jest w stanie przekonać do gatunku. Pisze to ten, który zwykle patrzy na platformówki z pogardą. Tak jak dwa lata temu Guacamelee!, tak w tym roku Ori and The Blind Forest przypomina mi, że nigdy nie powinienem przekreślać żadnej gry tylko dlatego, że inne jej podobne nie przypadły mi do gustu. Kto by pomyślał, że łza zakręci mi się w oku na widok magicznego królika akrobaty i jego kolegi niedźwiedzia (?) pożeracza jagód? Właśnie tak dobrą grą jest Ori and the Blind Forest. (PC, Xbox One)/M. Jank
"Baśń z bardzo niebaśniowym licznikiem zgonów albo smutny Rayman." - przeczytaj recenzję Ori and the Blind Forest 3. Bloodborne (From Software)
Jak zrobić to samo ale inaczej? Bloodborne jest odpowiedzią. Nikt nie odmówi też grze bycia "Soulsami", a jednak gra się w nią inaczej. Na mnie największe wrażenie zrobił wykreowany świat. Ten klimat wprost wylewa się z ekranu, zwłaszcza gdy naszemu bohaterowi zaczyna odwalać i widzi coraz większe dziwy w miejscach, gdzie wcześniej ich nie było. Kapitalna sprawa. Bloodborne to też dobry moment, by przekonać się do dzieł From Software. To zdecydowanie najłatwiejsza z ich gier, nastawiona przede wszystkim na agresję w ofensywie. W Soulsach zawsze biegam z tarczą, lubię mieć możliwość zasłonięcia się nią w momentach kryzysowych. Trudno było mi się przestawić w Bloodborne na sieczkę, ale... przynajmniej nie mogę mówić, że to znów to samo. Kto nie grał - powinien. Niezależnie od wcześniejszych relacji z grami od From Software. Lepszego momentu, by spróbować zrozumieć ich magię raczej nie będzie. (PS4)/M. Kowalik
2. Life Is Strange (Dontnod)
Telltale spopularyzowało growe seriale, ale żadna gra studia nie zbliżyła się jakością do epizodycznego debiutu studia Dontnod. Czemu? Może chodzić o swobodę, jaką Life is Strange daje graczowi. Niedużą, ale zawsze to lepsze niż lista rzeczy do zrobienia zanim deweloper odbierze nam wodze i puści scenkę przerywnikową z momentem na decyzję. Trudno nie polubić Max, gdy mimo jasno nakreślonego charakteru postaci, możemy kształtować jej zachowanie wedle uznania. A potem zbierać żniwo podjętych decyzji. Trudnych decyzji, tym cięższych, że nie dotyczących apokalipsy zombie czy łowców skarbów na innej planecie - dylematy Max są nasze. No, mogą być... Możliwość cofania czasu, to coś czego pewnie każdy z nas życzył sobie w trudnych momentach. Dzięki Life is Strange możemy zobaczyć, że gdyby świat spełnił tę prośbę mogłoby wcale nie być lepiej. To kapitalna, mądra opowieść, która nie raz i nie dwa sprawi, że w konfrontacji z trudną sytuacją żaden wybór nie jest dobry. Jak w życiu. Życie jest dziwne.(PC, PS3, PS4, 360, Xbox One)/M. Kowalik
1. Wiedźmin 3: Dziki Gon (CD Projekt RED)
Jest Wiedźmin, nie ma zaskoczenia. Produkcja CD Projekt RED jednogłośnie została naszą grą roku. Zagłosowali na nią konsolowcy i pecetowcy. Fani serii książek o Geralcie z Rivii jak i ci, dla których proza Sapkowskiego to „po prostu jedno z wielu polskich fantasy”. Na Wiedźmina 3: Dziki Gon głosowali nawet ci, którzy na co dzień niewiele mają wspólnego z gatunkiem RPG. Hype był aż tak skuteczny?
Rzeczywiście 2015 rok minął nam pod znakiem polskiej megaprodukcji, nawet bez tych dziesiątek newsów, screenów i trailerów gra by się jednak obroniła. Finalny produkt przerósł bowiem oczekiwania, dołączając w moim prywatnym rankingu do GTA V - gry, na którą było przed premierą tak duże ciśnienie, że to nie miało prawa się udać. Ale się udało, dostarczając nie tylko wszystko to, o czym wiedzieliśmy już przed premierą, ale też wiele więcej. Główną siłą napędową Wiedźmina 3 są bowiem elementy, których nie było widać na przedpremierowych materiałach - struktura misji, dialogi, wyraziście zarysowane postaci, słowiański klimat.
Wiedźmin 3 zgarnął od nas główną nagrodę nie tylko za to, jaki był w trakcie majowej premiery, ale też za to, jaki jest teraz. Na przestrzeni tego półrocza grę łatano i poprawiono. Mam tutaj na myśli zarówno wydajność jak i setki drobnostek w interfejsie i rozgrywce, czy nawet takie szczegóły jak kultowego już poborcę podatkowego. Nie można też zapominać o fabularnym rozszerzeniu Serca z kamienia czy symbolicznych 16 popremierowych dodatkach. Wiedźmin 3: Dziki Gon to najlepsza gra 2015 roku, najlepsza gra RPG i jedna z najlepszych gier, jakie kiedykolwiek powstały. (PC, PS4, Xbox One) /P. Olszewski